Strony

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział drugi - " Kiedy słowa są jak noże ciężko jest pamiętać..."

W poprzednim rozdziale:
  - To czemu pan kazał mi przyjść?
- Bo szukamy osoby, która będzie dbała o porządek w kancelarii. Rozumie pani, syn poprosił mnie abym zatrudnił jego dziewczynę. - nagle do pokoju wszedł wysoki blondyn.
- Dzięki tato, że zatrudniłeś Kate. - powiedział. Lau się odwróciła i nie wierzyła własnym oczom.
- Co tu ten blond bałwan robi? - oboje patrzyli na siebie z niedowierzaniem.

Ross był zaskoczony widokiem dziewczyny, liczył na to, że więcej jej nie spotka. A jednak. Dotarło do niego jak nazwała go ta istota. Poczuł, że wzbiera w nim złość, znał a raczej jej nie znał, a wkurzała go na maksa.
- Jak mnie ten okularnik nazwał? - zobaczył, że dziewczyna lekko drgnęła. Poczuł niesamowitą satysfakcję.
- Coś ty powiedział? Jeszcze raz... - nie zdążyła dokończyć. Mark wpatrywał się w tą dwójkę i nie wiedział co zrobić. Musiał coś wymyślić bo jak nie, to będzie miał dwa trupy w gabinecie.
- Co mi zrobisz? - wyglądali jak małe dzieci z przedszkola. Lau ze złością podeszła do blondyna. Spojrzała mu w oczy, miała ochotę go udusić.
- Bo zaraz możesz stracić ten swój piękny uśmieszek. Tak cię urządzę, że cię własna mamuśka nie pozna.
- Strasznie się boję. - powiedział ironicznym tonem.
- Głupia idiotka! - krzyknęła.
- Kaszalot! - Mark nie wytrzymał i rozdzielił dwójkę.
- Spokój! Wy się znacie?  - zapytał zdezorientowany.
- Powiedzmy, że mieliśmy przykrość na siebie wpaść. - powiedziała Laura.
- Przynajmniej w jednym się zgadzamy.
- Dobrze, dobrze. - Mark uniósł ręce w geście poddania się.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Wywal ją! - powiedział Lynch.
- Jak ja cię wywalę to wylądujesz tam za oknem. - powiedziała i pokazała palcem na okno. Ross się roześmiał.
- Powiedziałem spokój! - wrzasnął Mark, dwójka spojrzała na niego zszokowana.
- Ja pana przepraszam, ja się tak nie zachowuje.
- Widzę. - odparł.
- Wariatka!
- Milcz! - powiedział surowym tonem Lynch.
- Proponuję pani pracę, przyjmuje pani ofertę? - Laura spojrzała na jego syna. Ma pracować z tym idiotą, widzieć i znosić go codziennie, z drugiej strony potrzebowała pieniędzy. Czuła się przyparta do muru.
- Tak. - powiedziała i z satysfakcją spojrzała na blondyna. Widziała w jakim jest szoku. Wpatrywał się w nią z takim zdumieniem, że śmiać się jej chciało. Usta miał otworzone, a sylwetkę lekko przygarbioną.
- W takim razie witamy na pokładzie. - podał jej rękę. - Pani bezpośrednim zwierzchnikiem będzie moja córka Rydel, proszę może pójdziemy do niej i wszystko tam panie sobie omówią. - podszedł do drzwi, Lau minęła blondyna, który ciągle stał jak słup soli. Laura zatrzymała się przy nim, wspięła się na palcach i szepnęła mu do ucha:
- Pan jeszcze pożałuje tego, że pracuję przez pana na gorszym stanowisku. - chłopak spojrzał na nią, czuł, że mówi prawdę. Kobieta zostawiła go i wyszła z gabinetu.
  Ross przez moment stał jeszcze w osłupieniu, później jednak poczuł silny gniew, Ojciec zrobił to specjalnie, musi Riker go nastawił przeciw niemu. Tak to musiała być sprawka jego głupiego braciszka. Chłopak usiadł na krześle dla klientów. Musi pozbyć się tego brzydala z kancelarii, nie zamierza znosić jej humorów i docinek. On już to załatwi. Ta dziewczyna nie będzie tu pracować, Ross na to nie pozwoli. Do gabinetu wszedł Mark.
- Nie masz co robić? - fuknął.
- Chyba tato żartujesz, zatrudniłeś tą wariatkę? - krzyknął.
- To ja tu decyduje kogo zatrudnić, więc wracaj do pracy. Tak panna Marano będzie z nami od jutra pracować.
- Ale po co nam ona? - blondyn nie ukrywał oburzenia.
- Bo ktoś musi dbać o porządek w kancelarii. - odpowiedział Mark.
- To zatrudnijmy firmę sprzątającą lub jakąś inną sprzątaczkę.
- Czemu ci ona tak nie pasuje Ross?
- Bo to świruska. - odpowiedział zdenerwowany Ross.
- Naprawdę? Skąd ją znasz?
- Wpadłem na nią ostatnio, ale co to za różnica?
- W takim razie zapytam wprost. Co jej zrobiłeś? - chłopak spojrzał zdziwiony na ojca. O czym ten staruch mówi?
- Nic jej nie zrobiłem. - odpowiedział.
- To kolejna twoja była, a może przespałeś się z nią, a potem zostawiłeś?
- Że co? - Ross wrzasnął.
- To co słyszałeś, Ross ja wiem o tym, że sypiasz z naszymi klientkami, tylko dziwię się czemu chciałeś abym zatrudnił twoją dziewczynę. Dużo ryzykujesz.
- A co to ma do Marano?
- Nic, ale wydaje mi się, że musiałeś coś jej zrobić. - odparł Mark.
- Jeśli myślisz, że ją przeleciałem to się mylisz. Nie sypiam z  takimi dziewczynami. - syknął Ross.
- Jakimi? - zapytał ojciec.
- Brzydkimi. - odpowiedział.
- Jesteś strasznie powierzchowny Ross.
- Może i jestem. - odparł i wyszedł trzaskając drzwiami.
  Laura wróciła do domu. Co ją napadło, że zgodziła się pracować razem z tym idiotą? Nieźle się wpakowała. Nikt jej tak bardzo nie denerwował jak Lynch. Teraz będzie musiała go znosić osiem godzin dziennie. Weszła do pokoju, rzuciła torebkę na kanapę, poszła do kuchni i wyjęła spod zlewu butelkę wódki. Nie piła nigdy, trzymała to jak każdy człowiek na jakąś okazję. Wyjęła kieliszek i poszła do salonu. Usiadła i nalała sobie trochę do kieliszka.
- Upiję się. - powiedziała i łyknęła wódkę. Skrzywiła się.
- Jak ludzie mogą pić to świństwo. - włączyła telewizor, leciała jakaś komedia romantyczna.
- Zaraz się porzygam. - powiedziała widząc całującą się parę i wypiła kolejny kieliszek. Do pokoju weszła Van. Zdziwił ją widok siostry - abstynentki z butelką wódki w ręku. Coś musiało się stać. Nessie podbiegła do siostry i wyrwała jej butelkę.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła Van.
- Upijam się. - odparła dumnie. - Oddaj butelkę. - dodała.
- Po moim trupie! Ty przecież nie pijesz. - powiedziała.
- W takim razie zacznę. - wyciągnęła ręce po butelkę.
- Może powiesz mi czemu chcesz się upić?
- Czy ja nie mogę zrobić czegoś szalonego? - zapytała.
- Picie to nie jest nic szalonego. - odparła Van. Lau poprawiła okulary. Popatrzyła na siostrę i poczuła, że z nią nie wygra.
- Dostałam pracę. - powiedziała ze zrezygnowaniem.
- Ooo to trzeba opić. - odparła Van siadając obok siostry.
- Nie ma czego.
- No jak to, masz pracę. - powiedziała zdziwiona Nessie.
- Tak, jako sprzątaczka.
- Żadna praca nie hańbi.
- Może i tak, ale będę pracować z tym idiotą. Zabiję go jutro, przysięgam.
- Co?! - zapytała zdziwiona Nessie.
- Pamiętasz jak wczoraj przyszłam wkurzona do ciebie?
- Trudno zapomnieć.
- No właśnie, to blond wariatka z mózgiem wielkości orzeszka ziemnego, będzie pracować ze mną. On jest prawnikiem. - powiedziała z ironią. Van roześmiała się. Laura popatrzyła na nią jak na wariatkę.
- Czego rżysz jak koń? - zapytała.
- Cieszę się twoim szczęściem, a raczej jego nieszczęściem.
- Jesteś porąbana. - na twarzy Lau pojawił się uśmiech.
- Na jego miejscu to bym już się zwolniła z tej kancelarii.
- To kancelaria jego ojca. - dodała Lau.
- Laura - terminator zabije każdego blond idiotę.
- Lecz się Vanuś. - odparła śmiejąca się Marano.
- Wiem, powinnam.
   Vanessa siedziała u Lau jakąś godzinę. Potem poszła bo wieczorem wybierała się z koleżankami do klubu. Laura wzięła długą odprężającą kąpiel. Później usiadła na kanapie i oglądała jakiś film dokumentalny o II wojnie światowej. Bardzo lubiła takie filmy. Przysypiała kiedy zadzwonił telefon. Lau odebrała, wiedziała kto dzwoni.
- Czego? - warknęła.
- Co tak ostro Lauruś? - powiedział głos w słuchawce.
- Ja ci dam Laurusie. Po co dzwonisz?
- Chciałem usłyszeć twój głos przed snem. - odpowiedział.
- Taaak. Gdzie masz Monę? Rozstaliście się?
- Mona nic nie znaczy, zawsze kochałem tylko ciebie.
- Szkoda, że o tym nie pamiętałeś jak mnie z nią zdradziłeś. - syknęła.
- Słońce, po co tyle jadu o taką błahostkę.
- Jak ja ci pokażę błahostkę to wszystkie zęby ci same wyskoczą. - wrzasnęła Lau.
- Spokojnie...
- Ty mnie świnio nie uspokajaj.
- Jak mnie nazwałaś?
- Tak jak słyszałeś.
- To ja ci serce na dłoni daje, a ty tak? Tak? Chciałem po dobroci, a jak się  nie da, to będę zły.
- Już się boję. - zadrwiła Laura.
- To się lepiej zabój bo ja  wynajmę prawnika, takiego prawdziwego prawnika i cię wyrzucę z mieszkania.
- Nie żartuj, żaden sąd nie przyzna ci racji bo to ja kupiłam mieszkanie.
- Ale ja miałem...co ja miałem? Aaaa już wiem. Miałem wkład własny.
- Niby jaki?
- Dokładałem się do czynszu?
- Wiesz spać mi się chce, żaden sąd nie przyzna takiemu idiocie jak ty racji. - odparła.
- Cześć! - wrzasnął i się rozłączył. Laura stała jeszcze chwile w osłupieniu. Wiedziała, że Harry potrafi być nieobliczalny. A co jeśli zrobi to o czym mówi? Laura z obawą poszła spać.
   Ranek w kancelarii niczym się nie różnił od pozostałych. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Rocky i Riker szykowali się do sądu. Rydel leczyła kaca u siebie w gabinecie. Ellington kręcił się bez celu po kancelarii, Kate robiła porządki w papierach, a  Ross i Mark przyjmowali klientów. Nagle do kancelarii weszła dziewczyna w babcinej garsonce w kratkę, okularach i włosach upiętych w kok.
- Dzień dobry - powiedziała kobieta.
- Witam, była pani umówiona? - odpowiedziała Kate.
- Nie...ja... - w tym momencie z gabinetu wyszedł Mark.
- Oooo pani Marano. Witam. - podszedł i podał jej rękę.
- Dzień dobry. - odpowiedziała.
- Panno Kate, niech pani poprosi wszystkich, mamy nowego pracownika. - powiedział, Kate przewróciła oczami i poszła po wszystkich, po kilku minutach cała ekipa się zjawiła.
- Od dzisiaj będzie z nami pracować pani Laura Marano, będzie dbała o porządek w kancelarii.
- Będzie sprzątaczką. - odpowiedział blondyn oparty o ścianę. Wydawał się być w ogóle nie zainteresowany tym co mówi ojciec, trzymał ręce w  kieszeni.
- Ross! - zganił go Mark, Lau posłała mu nienawistne spojrzenie.
- Niech pani pozna, Delly już pani zna, to moi synowie Riker, Rocky, Ryland i Ellington Ratliff. - ostatni wziął jej dłoń i pocałował ją.
- To jest nasza sekretarka Kate, Ross'a pani już poznała. - dziewczyna spojrzała na partnerkę Lynch'a. Była ładna, miała duże, ciemne oczy, była Afroamerykanką, miała wspaniałą sylwetkę niczym  modelka i piękne, długie czarne włosy.
- Niech pani już zaczyna. - powiedział Mark i poszedł do gabinetu. Wszyscy się rozeszli.
- Witam na pokładzie. - powiedziała z chłodem Afroamerykanka. - Tam jest kuchnia. - pokazała palcem w kierunku pomieszczenia.
- Dziękuję. - odpowiedziała Lau i poszła zabrać się do pracy.
***
Hello miśki. Jak święta? Przybywam do was z drugim rozdziałem, jak się domyśliliście tym bałwanem był Ross, mamy tu rozmowę Raury. Tak ten blog to coś zupełnie innego od Kopciuszka. Mam już napisany trzeci rozdział i powiem wam tyle, że wyszedł zajebiaszcy, zobaczycie sami. :D No i dobra wiadomość dzisiaj skończyłam pisać 15 rozdział Kopciuszka, oj niespodzianka będzie dla was duża, wstawię rozdział w tym tygodniu, więc mnie wypatrujcie na tamtym blogu. Zrobiłam to o co mnie prosiliście czyli zakładkę Bohaterowie. Mam dla was także zakładkę Pytania gdzie możecie mnie pytać o fabułę bloga, może coś związanego z moją osobą, oraz jeśli chcecie możecie pytać o mój pierwszy blog czyli Kopciuszka, tylko oznaczcie, że to pytanie odnosi się do tamtego bloga. Czekam na pytania, wypatrujcie mnie z trzecim rozdziałem chyba już po Nowym Roku :D ♥


Piosenka dla was ♥ 

czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział pierwszy - " Wszystko swój początek ma..."

  Laura siedziała w parku. Była wspaniała pogoda, słońce mocno świeciło, lecz powiewał przyjemny wiaterek. Laura siedziała na ławce i przeglądała oferty pracy. Potrzebowała pilnie kasy, musiała zapłacić za mieszkanie. W zeszłym roku wyprowadziła się od rodziców. Kupiła wtedy małą kawalerkę. Pracowała jeszcze wtedy w jednym z małych biur, zajmowała się tam księgowością, była sekretarką i zarazem sprzątaczką. Niestety dwa miesiące temu szef ją zwolnił. Idiota! Robiła wszystko, a on ją po prostu zwolnił. Od tamtej chwili zmieniła się. Wcześniej hamowała się, nigdy nie mówiła o tym co myśli. Jej  dawny charakter oddawał idealnie sposób ubierania się. Zawsze nosiła koszulę zapięte pod samą szyję, garsonki, lub po prostu babcine sukienki. Miała wadę wzroku, nosiła okulary w grubych granatowych oprawkach. O włosy nie dbała, zawsze miała je proste lub wiązała je w kucyk. Zmieniła się trochę pod względem charakteru, była niemiła dla mężczyzn, dlaczego? Po pierwsze przez to, że szef ją wyrzucił, po drugie chłopak ją zdradził. Wszytko się sypie. Nie dość problemów finansowych, ona ma założoną sprawę w sądzie. Szef posądził ją o zniesławienie i naruszenie nietykalności osobistej. Fakt, trochę ją poniosło lecz na pewno go nie uderzyła. No niestety nie ma kasy na prawnika. Jednak musi kogoś zatrudnić sama nie da rady. Szukała nowej pracy, skończyła studia, miała zrobionych kilka kursów, jednak brakowało jej doświadczenia. Była gotowa pracować nawet jako sprzątaczka. Jej uwagę przykuła jedna z ofert. Szukali sekretarki w kancelarii prawniczej. Całkiem spora pensja, regularne godziny pracy. Wykręciła numer i po kilku sygnałach usłyszała przyjemny damski głos:
- Halo?
- Dzień dobry, ja dzwonię w sprawie ogłoszenia o pracę. Czy to jeszcze aktualne?
- Tak - odpowiedziała kobieta.
- Byłabym tym stanowiskiem zainteresowana.
- Proszę przyjść jutro o 11 na rozmowę kwalifikacyjną. Adres i potrzebne dokumenty zawarte są w ogłoszeniu.
- Dziękuję, do widzenia!
- Do widzenia! - kobieta rozłączyła się. Lau jeszcze chwile siedziała na ławce i grzała się w promieniach słońca. W końcu postanowiła odwiedzić siostrę. Wstała i poszła w kierunku jej mieszkania.
  Ross leżał na łóżku. Spojrzał na zegarek była ósma. Nagle do pokoju weszła jego dziewczyna. Miała na sobie jego koszulę. Jej włosy były mokre.
- Hej śpiochu. - powiedziała i podeszła do łóżka.
- Cześć Kate. - odpowiedział i pocałował ją czule, szybko jednak ich pocałunek przerodził się w coś więcej. Zaczął rozpinać guziki koszuli. Kochał ją, ale jeszcze bardziej jej ciało. Nie należał do grzecznych chłopców. Był inny, może czasami zbyt lekkomyślny, zawsze liczył na szczęście, wiedział jak reaguje na ludzi a zwłaszcza na kobiety i potrafił to wykorzystać. Nie mówiąc, że nie był wierny. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Praca prawnika sprawiała, że kobiety same wchodziły mu do łóżka, a on oczywiście nie umiał się oprzeć.
- Załatwiłeś mi pracę u twojego ojca? - zapytała.
- Tak, stary  się zgodził.
- On to zawsze cię słucha. - uśmiechnęła się.
- Zobaczysz jeszcze trochę a przejmę kancelarię.
- I co zrobisz z rodzeństwem?
- Wyrzucę ich, no może z wyjątkiem Delly. Jesteśmy podobni. - pocałował ją jeszcze raz.
- To kiedy mam przyjść?
- Jutro. - odpowiedział.
- Jutro?
- Tak o dziesiątej. Mój ojciec cię zanudzi. - uśmiechnął się.
- Dam radę. - tym razem to ona wbiła się w jego usta.
- Zobaczymy. - uśmiechnął się.
- To zobaczymy. - odpowiedziała.
- Mówiłem ci już, że świetnie całujesz? - powiedział Ross.
- Hmm...chyba nie. - odpowiedziała. Znowu wrócili do całowania się, po chwili jednak Ross ją odepchnął.
- Co jest kotku?
- Muszę iść pobiegać. - powiedział.
- Nie możesz sobie darować? - zrobiła maślane oczka.
- Muszę dbać o formę. Wpadnę do ciebie później. Zostawiam ci klucze. - powiedział, przebrał się i wyszedł.
  Rydel miała strasznego dziś strasznego kaca, wczoraj nieźle zabalowała. Sama nie wie ilu facetów zaliczyła. Tak lubi sex. Co wieczór chodziła do klubu i dawała się przelecieć. Faceci lubili młode prawniczki. Wczoraj jednak przesadziła i za dużo wypiła. Siedziała przy biurku. Nagle do jej gabinetu wszedł ojciec.
- Gdzie są umowy z zeszłego miesiąca? - zapytał głośnym tonem.
- Skąd ja to mam wiedzieć? - powiedziała zirytowana.
- Dawałem ci je. Dałaś dokumenty do tłumaczenia?
- Jakie do cholery dokumenty?
- Miałaś je wczoraj zanieść.
- Nic mi nie dawałeś.
- A to? - mężczyzna wziął z komody plik dokumentów.
- Przepraszam, zapomniałam.
- Zamiast pić i włóczyć się z jakimiś facetami to wzięłabyś się do roboty. W całej kancelarii jest syf!- wrzasnął. Delly poczuła, że głowę jej rozsadza.
- Tato! Ja nie jestem sprzątaczką!
- To znajdź kogoś, bo stracimy klientów! - krzyknął i wyszedł z pokoju. Rydel sięgnęła do szuflady i łyknęła kolejne dwie tabletki aspiryny. Ból był nie do zniesienia.
  Ross biegł przez park, każdego ranka tak robił. Rano jogging, później praca w kancelarii. No i czasami jakieś przyjemności. Słuchał piosenki "Dancing in the dark". Kiedyś marzył marzył o tym, żeby zostać muzykiem. Niestety ojciec uparł się i cała piątka została tak jak on i dziadek prawnikami. Zawsze powtarzał:
- " To dobra praca, pomagasz ludziom i bierzesz za to kasę. " - Ross zapamiętał te słowa oraz to jak ojciec tłumaczył mu , że z muzyki nie da się wyżyć. Biegł przez kolejne alejki, gdy nagle poczuł silne uderzenie, zanim się zorientował co się stało leżał na jakiejś dziewczynie. Była brzydka. Miała duże, paskudne okulary, długie włosy, lekko potargane, koszulę w kolorze bursztynowym zapiętą pod samą szyję i do tego szarą princeskę oraz czarne rajstopy i buty na płaskim obcasie. Natychmiast się podniósł.
- Jak pani lezie? - wrzasnął.
- To chyba jak pan lezie? Zamiast gapić się na wszystkie laski to mógłby pan patrzeć na drogę! - krzyknęła kobieta.
- Powinna pani sobie kupić okulary, a jak nie to mogę pani zafundować.
- Niech mnie ktoś odciągnie, bo zabiję tego blond idiotę! Panu chyba by się przydały okulary! - pokazała palcem na swój nos. Ross przypomniał sobie, że kobieta faktycznie ma okulary.
- To powinna mieć pani grubsze szkła. Ale ja to wiem.
- Co pan wie? - zapytała.
- To, że jestem przystojny.
- Że co?
- Widzę, że przydałaby się pani wizyta u laryngologa i aparat słuchowy!
- A panu wizyta u psychiatry.
- Rozumiem dlaczego pani na mnie wpadła. - powiedział z ironicznym uśmieszkiem.
- Kurde Sherlock Holmes się znalazł! To pan na mnie wpadł!
- Po prostu nie może się pani mi oprzeć.
- WHAT!!! - dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
- Leci pani na mnie.
- Uciekł pan z wariatkowa?! Gorszego psychola - erotomana nie widziałam!
- Widzę, że chyba pani stamtąd uciekła, bo się pani na mnie rzuca. Rozumiem, że jest pani spragniona, ale bez przesady. - zaczął otrzepywać spodenki z niewidzialnego kurzu.
- No chyba pan żartuje!
- Wie pani co gdyby była pani ładniejsza to bym panią przeleciał. - powiedział.
- Czy ja dobrze usłyszałam? - kobieta nie wierzyła w to co słyszy.
- Tak. Z kaszalotami nie sypiam! - wrzasnął i poczuł silne uderzenie w twarz. Jak na kobietę to ma mocny sierpowy. Spojrzał na nią i zobaczył w jej oczach lęk. Chyba do niej dotarło to co właśnie zrobiła. Ross wyjął z kieszeni wizytówkę.
- Proszę, jak będzie pani potrzebowała porady prawnej. I niech się pani nie boi, nie jestem taki...nie wniosę oskarżenia.
- Z pana usług na pewno  nie skorzystam. - powiedziała sucho.
- Może jednak kiedyś. - chłopak odszedł.
- Niech pan wsadzi sobie tą wizytówkę! - kobieta podarła i wyrzuciła papierek.
  Vanessa właśnie się obudziła, wstała z łóżka i poszła łazienki. Wzięła prysznic, umalowała się i ubrała się. Założyła króciutkie jeansowe szorty i biały, luźny podkoszulek z opadającym ramieniem, do tego kompletu wybrała granatowe vansy. Włosy związała w kucyk i poszła do kuchni zaparzyć sobie kawę. Po nieprzespanej nocy napój ten był zbawieniem. Zobaczyła na lodówce kartkę od jej współlokatorki Lisy, że ta dzisiaj później wróci z pracy, więc Nessie musi zrobić zakupy. Nagle usłyszała mocne trzaśnięcie drzwiami i wrzaski w przedpokoju.
- Co za palant! - do kuchni wparowała Lau, ostatni raz w takim stanie Van widziała ją po tym jak rzucił ją Harry. Była czerwona ze złości, żywo gestykulowała.
- Głupia blond idiotka! - wrzasnęła.
- Co się stało? Spotkałaś Harry'ego? - dopiero po chwili kobieta zorientowała się, ze jej siostra nie mówi o swoim byłym bo ten był brunetem.
- No po prostu ukatrupię! Co za psychol! Z takim tekstem do kobiety? A potem jeszcze daje mi wizytówkę!
- O kim ty do cholery mówisz?! - krzyknęła Vanessa. Wiedziała, że tylko tak dotrze do tego małego kujona.
- O tym blond erotomanie z parku, wpadł na mnie a potem mówi, że lecę na niego, a on nie sypia z kaszalotami! - Vanessa popatrzyła ze zdziwieniem na siostrę. Pomyślała, że dobrze, że ten gość uciekł bo jej siostra - kujonka z pewnością zatłukła by go na miejscu za taki tekst. Z drugiej strony. chciało jej się śmiać, z tego jak teraz wyglądała młoda. Niczym czerwony, ziejący ogniem burak. Poza tym wyobraziła sobie tą scenkę. Dziwi ją to, że blondyn od razu nie uciekł na widok jej siostry. Nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać.
- Czego rżysz jak koń co marchwi nie dostał? - warknęła brunetka.
- Bo wyglądasz ja burak. - dziewczyna ciągle się śmiała.
- Jak co?
- Burak. On miał rację, chociaż mógł ci tego nie mówić. Punkt za odwagę. - powiedziała.
- Ty go jeszcze bronisz? - Laura myślała, że się przesłyszała.
- Musi jesteście podobni, mówicie co wam ślina na język przyniesie, poza tym wiesz co ja mówię na temat twojego stylu.
- Wiem, mówisz, że nie mam stylu.
- Dokładnie. Pijesz kawę?
- Dobrze wiesz, że nie znoszę kawy, zrób mi herbaty.
  Rano Lau nie mogła usiedzieć, strasznie się denerwowała. Zależało jej na tej pracy. Ubrała się i wyszła. Gdy dojechała, weszła do pięknej kancelarii. Wszystko wyglądało jej na drogie i piękne. Zdziwił ją fakt, że za biurkiem zapewne sekretarki siedziała młoda kobieta.
- Proszę! - nagle jej oczom ukazał się starszy mężczyzna w garniturze. Lau ledwo się podniosła i ze strachem weszła do gabinetu. Wszędzie były regały pełne książek, kodeksów i segregatorów.
- Gdzie pani widziała nasze ogłoszenie? - powiedział i pokazał jej miejsce przed biurkiem. Kobieta posłusznie usiadła.
- W gazecie. Jestem zainteresowana stanowiskiem sekretarki.
- Sekretarki? Hmm.. - Mark podrapał się po głowie.
- Dlaczego pani chce u nas pracować? - zapytał.
- Nie będę ukrywać, potrzebuję pieniędzy a przy okazji to korzystny wpis do mojego CV. - powiedziała i wręczyła mu dokumenty. Mężczyzna zaczął je przeglądać.
- Z takim wykształceniem nie powinna tu pani pracować. - powiedział.
- Niestety takie czasy. - odparła.
- Czemu pani odeszła z poprzedniej firmy?
- Zwolniono mnie. - spuściła wzrok.
- Dlaczego? - Lau zdawała sobie sprawę, że zwolnienie jej z poprzedniej firmy  nie jest czymś pozytywnym dla nowego pracodawcy.
- Redukcja etatów.
- Rozumiem. - mężczyzna uśmiechnął się.
- Jest tylko mały problem.
- Jaki? - zapytała.
- Bo wczoraj, a w sumie dzisiaj zatrudniliśmy asystentkę, no ona też jest sekretarką. - powiedział zakłopotany.
- To czemu pan kazał mi przyjść?
- Bo szukamy osoby, która będzie dbała o porządek w kancelarii. Rozumie pani, syn poprosił mnie abym zatrudnił jego dziewczynę. - nagle do pokoju wszedł wysoki blondyn.
- Dzięki tato, że zatrudniłeś Kate. - powiedział. Lau się odwróciła i nie wierzyła własnym oczom.
- Co tu ten blond bałwan robi? - oboje patrzyli na siebie z niedowierzaniem.
***
Hej i oto wasza Delly na nowym blogu, jak wam się podoba pierwszy rozdział? Inny od  Kopciuszka no nie? Mam nadzieję, że będzie was tu tak dużo jak na Kopciuszku. Przy okazji zapraszam na trzynasty rozdział Kopciuszka http://dancingcinderellastory.blogspot.com
 



wtorek, 9 grudnia 2014

Informacje wstępne.

Hej tu Delly Lynch. Kojarzycie mnie lub nie z bloga Raura - roztańczona historia kopciuszka. Tak więc, zakładam nowego bloga. Cieszycie się? Mam nadzieję, że tak. O to kilka informacji:
  1.  Tematyka: Oczywiście, że historia Raury ♥
  2.  Fabuła: Laura to "dziewczyna ukrywająca swoją piękność", jednak nie jest nieśmiałą dziewczyną, ma niewyparzony język :D Pewnego dnia na swojej drodze spotyka popieprzonego, ruchającego wszystko co się rusza Ross'a Lynch'a. Obydwoje w dość ciekawy sposób na siebie reagują. Chcecie wiedzieć więcej?
  3.  Kiedy pierwszy rozdział? - Stawiam, że ok. 20 grudnia, priorytetem dla mnie jest Kopciuszek.
  4.  Rozdziałów będzie 30 bez prologu.
  5.  Mam nadzieję, że się spodoba ten blog. Pozdrawiam Delly Lynch ♥♥♥

Music

Template by Elmo