Strony

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział piętnasty - "Powinnam ci po prostu powiedzieć, abyś odszedł."

W poprzednim rozdziale:
- Kurwa, Laura. Gość cię o mało nie zgwałcił, a ty robisz mi awanturę o cholerny stanik! Co z tobą jest nie tak?!
- Ze mną? Co z tobą jest nie tak?! Nie wierzę, byś zdjął mi ten stanik, i nie podglądał! - Ross wybuchł śmiechem.
- Nawet jeśli podglądałem, to co?
- Dupek. Chory pojeb! - krzyknęła. Blondyn zanosił się od śmiechu.
- Jest pani stuknięta, panno Marano. - Chwilę milczeli, Laura jadła kanapki, a Ross się jej przyglądał.
- Dziękuję - szepnęła.
- Za co?
- Za to, że mnie uratowałeś.

Z dedykacją dla Roxy Osinskiej i Leny z aska.
Dziewczyny zasługujecie na tą dedykację ♥



Przeglądała szafę, musiała coś wybrać. Nie spodziewała się, że Rocky ją zaprosi. Tym bardziej, że Courtney nie zaprosił. Ross wydawał się być wcale niezaskoczony tym faktem. Był jak zawsze spokojny. Laura usiadła na łóżku i spojrzała na szafę. Po ostatnim incydencie znów zbliżyła się do Rossa. Zdawała sobie sprawę, że to ogromny błąd. Nie mogła jednak się powstrzymać. Tak strasznie chciała odkryć kim on jest naprawdę. Tyle sprzeczności, niełączących się faktów. Laura wiedziała, że gdzieś kryje się ta druga twarz. Raz opiekuńczy, za chwilę tyran. Ostatnimi czasy uważnie obserwowała Rossa i Courtney. Czuła, że między tą dwójką jest coś nie tak. On wcale nie patrzył na  nią jak by była najpiękniejszą istotą na ziemi, a ona się go raczej bała, jednak Lau zauważyła, że Court jest strasznie zakochana w blondynie. Jak ona sama. Nie powie, że to nie zabolało. Ross był facetem, którego takie kobiety jak one pożądały. Nic dziwnego, że obie się w nim zakochały. Rozmyślania Laury przerwał dzwonek do drzwi.
- Harry?
- Cześć Lauruś! - Brunet pocałował ją w policzek. Laura rozejrzała się po korytarzu.
- Co ty tu do cholery robisz?!
- Tak się cieszysz, że ukochany cię odwiedził?
- Jak widzisz - burknęła.
- Zawsze kochałem twoje poczucie humoru.
- Ty coś we mnie kochałeś? Chyba tylko moje mieszkanie. - Laura wybuchnęła śmiechem.
- Laura, wiem nawaliłem.
- I to jak. - Przewróciła oczami.
- Zmieniłem się.
- Na gorsze? - zapytała.
- Na lepsze. Popełniłem błąd i chcę to naprawić.
- W samą porę - burknęła.
- Lau jesteśmy dla siebie stworzeni. - Laura oparła się o futrynę i spojrzała na bruneta jak na wariata.
- Nie sądzę.
- Lau przecież wiem, że byłaś ze mną szczęśliwa. Pasujemy do siebie wręcz idealnie.
- To ty byłeś szczęśliwy, bo miał kto wokół ciebie skakać.
- Ty też byłaś, nie zaprzeczaj.
- Chyba jednak zaprzeczę, dobra długo zamierzasz marnować mój czas?
- Do końca naszych dni.
- O matko - jęknęła.
- Kochanie wróć do mnie.
- Za nic w świecie - powiedziała.
- No kochanie, nie daj się prosić.
- Harry spadaj. Jestem zajęta.
- Nie odejdę, nie popełnię już tego błędu.
- Czego się naćpałeś?
- Co? - Chłopak spojrzał na nią zdezorientowany.
- Pytam co brałeś, albo piłeś, bo bredzisz.
- Nic, Laura ja tak z miłości do ciebie.
- Hahahah o matko. - Lau otarła łzy. - Przestań bo ci szkodzi.
- Lau ja cię kocham! - chłopak padł na kolana. - Przygarnij mnie z powrotem.
- A ja cię nie kocham!
- Nieprawda, jesteśmy sobie przeznaczeni!
- Mówię ci, że nie! Chyba bym umarła gdyby tak było.
- Zobaczysz teraz już cię nie zostawię. Będę ci wierny jak pies.
- Ostatnim razem to udowodniłeś.
- Daj mi szansę, a się przekonasz.
- Harry idę dziś na wesele, nie mam czasu stać z tobą na klatce schodowej i gadać o pierdołach.
- Tak mówisz o naszej miłości?
- Miłości? Między nami nie ma żadnej miłości Harry. To ty sobie coś ubzdurałeś.
- Ja? Nie! Ja cię tylko kocham i chcę z tobą być, do końca naszych dni.
- Dobra, Harry ja idę. Pa.
- Laura! - Dziewczyna zamknęła drzwi.
  - Witaj Helen - rzekł.
- Witaj Sajid.
- Pięknie wyglądasz.
- Darujmy sobie te uprzejmości. - Kobieta usiadła przy biurku.
- Dobrze, napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję.
- Co cię w takim razie do mnie sprowadza? - Mężczyzna usiadł naprzeciw niej.
- Ross - odpowiedziała i poprawiła włosy.
- A co z nim? Jakieś problemy z dostawą?
- Nie, podobno dostawa jest już w Meksyku. Nie sądzisz, że Ross powinien tam jechać? - zapytała.
- Niby po co? Meksyk to tylko postój. Wszystko co należało zrobić, zrobiliśmy w Los Angeles.
- Masz zaufanie do tamtych ludzi?
- Takie samo jak do Rossa. Oni tylko przygotują i przetransportują dostawę do Iranu.
- Kiedy tam dotrą?
- W przyszłym tygodniu. Gdy tylko klienci dostaną, to co chcą pieniądze wpłyną nam na konta.
- A co z Courtney?
- Ona jest Rossa, nieprawdaż?  Z tego co mówił nie jest gotowa.
- Obawiam się, że mamy problem. - Odrzuciła włosy do tyłu.
- Jaki?
- Ross chyba się za bardzo przywiązał.
- Do Eaton?
- Nie, jest ktoś inny. Zobacz. - Kobieta wyciągnęła zdjęcia i położyła je na biurku. Mężczyzna wziął i zaczął je przeglądać.
- Kto to?
- Laura Marano.
- Skąd to masz?
- Pewien detektyw miał u mnie przysługę do spełnienia.
- Kazałaś śledzić Rossa?
- Dziwnie się zachowuje. To przez tą kobietę. Ewidentnie ją chroni.
- Kim ona jest?
- Pracuje w kancelarii. Ross ciągle się koło niej kręci.
- Myślisz, że on...
- Się zakochał?
- Tak.
- Ross nie ma pojęcia co to miłość Sajidzie, nawet jeśli tak jest, on nie wie co czuje. Tak go przecież wyszkoliliśmy.
- Jednak masz obawy?
- Tak, ta dziewczyna jest sporo warta, a co ważniejsze najwidoczniej ufa Rossowi.
- Chcesz by on...
- Tak.
- Fakt, to cenny towar. Jak chcesz przekonać do tego pomysłu Rossa? On ma duszę wojownika. Łatwo go nie przekonasz.
- Ja nie. Owszem szanuje mnie, ale to ciebie się boi. To przez ciebie chce zabić Marka i Stormie. Jeśli mu to nakażesz wykona to.
- Sam nie wiem. 
- Pomyśl co będzie, jak ona uświadomi mu co czuje.
- To, co chcesz jej zrobić także może ich do siebie zbliżyć.
- Ja patrzę na zysk Sajidzie, a wiem, że w Iranie sporo by za nią dali.
- Tu masz rację droga Helen. Mam jednak nieodparte wrażenie, że wciąż jesteś zazdrosna o niego.
- Skąd ten pomysł?
- Bo wiem, że chciałabyś go mieć dla siebie - powiedział. Kobieta wstała.
- Jeśli Ross się wyłamie, pamiętaj, że cię ostrzegałam.
- Będę pamiętał  - powiedział.
  Chemiczny dym wypełniał jego płuca. Lubił to uczucie, gdy po całym ciele rozchodził się smak nikotyny. Wypuścił kłębek szarawego dymku. Obserwował jak dym rozchodzi się w powietrzu. Chciałby tak. Zniknąć i nie bawić się w to gówno. Obserwował panienki które wchodziły do kościoła. Jedna bardziej wytapetowana od drugiej. Od dawna żadna kobieta go nie interesowała tak jak Laura. Ona miała w sobie pewną naturalność, która go tak pociągała. Była dla niego narkotykiem. Wiedział, że się od niej uzależnił. Nie wyobrażał sobie by mogła zniknąć z jego życia. Przerażało go to, co czuł. Nie znał takich uczuć i był zdezorientowany. Nie cierpiał tracić kontrolę a Lau wprowadzała istny chaos w jego życiu.
- Dzień dobry Ross. - Odwrócił się po schodach wchodził Riker. Miał ochotę zmazać mu ten ironiczny uśmieszek.
- O Riker, a gdzie małżonka? - Twarz starszego blondyna spochmurniała.
- Skurwiel. Nie powinieneś być na tej uroczystości. - Ross się zaśmiał i przydeptał peta.
- Bo?
- Bo nie zasługujesz na nazwisko Lynch.
- A widzisz, jednak go noszę.
- I hańbisz, zakało. - Riker splunął pod buty Rossa. Ten tylko popatrzył na niego z wyższością i włożył ręce do kieszeni.
- Taka czcza gadanina mnie nie rusza Riker, po tylu latach powinieneś to wiedzieć - powiedział spokojnie.
- Jesteś pojebem, ojciec powinien już dawno cię wywalić z kancelarii! Nie masz za grosz wstydu, po tym co dla ciebie zrobili! Powinieneś całować jego stopy, a ty chuju zatruwasz nam życie.
- Póki co to wy całujecie moje stopy.
- Ty skurwysynu! - Riker zamachnął się pięścią, lecz Ross zablokował cios.
- Chyba nie chcesz psuć ślubu naszego braciszka? - syknął. Riker oprzytomniał. Poprawił marynarkę i ukłonił się towarzystwu przechodzącemu obok.
- Masz rację nie zniżę się do twojego poziomu.
- Szkoda, jestem wielce zawiedziony - odpowiedział Ross.
- Alexę też zaliczysz?
- Jak twoją żonę? Może.
- Chory pojeb.
- Być może. Nie będę się kłócił.
- Jak możesz tak żyć? Ze świadomością, że niszczysz rodzinie życie?
- Jakoś mogę. Dziękuję za troskę Riker, ale naprawdę dobrze sypiam. - Uśmiechnął się ironicznie.
- Obyś się smażył w piekle Ross - syknął.
- Będę czekał tam na ciebie.
- Jesteś skurwielem.
- Powtarzasz się Riker. To już słyszałem.
- I dobrze, bo zniszczyłeś moje życie!
- Nie miałeś żadnego życia. Myślisz, że długo kusiłem Abby? Sama przyszła. - Riker zacisnął dłonie w pięści.
- Masz czelność!
- Sam mówiłeś, że nie mam wstydu.
- Jesteś szatanem.
- Owszem, najgorszym twoim koszmarem - powiedział.
- Masz rację nikt mi tak nie zatruwa życia jak ty Ross.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział.
- Życzę ci wszystkiego najgorszego.
- Wzajemnie.
  Wszedł do kościoła. Usiadł w ostatniej ławce. Mogli mówić co chcą, on nie będzie siedział w pierwszej ławce z rodziną. Źle się tu czuł. To nie było miejsce do którego pasował. Wręcz przeciwnie, losy przeszłości sprawiały, że czuł się tu wyjątkowo nieswojo. Nigdy religia nie zajmowała w jego życiu ważnego miejsca. Gdyby było inaczej nie byłby takim skurwysynem. Spojrzał na Rikera, który siedział z resztą familii. Przysiągł sobie i Sajidowi, że ich zniszczy. Niech Bóg mu będzie świadkiem, że tak będzie. Jego uwagę przykuła pewna blondynka. Siedziała kilka ławek przed nim. Abby. Nie wierzył, że przyszła. Miała trzymać się z daleka, a ona bezczelnie przychodzi na ślub jego brata. Cóż, ma powód by ją zniszczyć jak chciał od samego początku.Zastanawiał się co by bardziej zabolało brata. Popadnięcie na dno jego byłej, czy może śmierć jej i dziecka. Ross nie miał w zwyczaju zabijać dzieci. Brzydził się tego. Mógłby jednak szepnąć słówko Helen i Sajidowi. Może jakieś porwanie? Zarobiłby na nieszczęściu Abby i Rikera. Rozejrzał się po kościele. Od razu rozpoznał styl gotycki. Duży, strzelisty kościół, o pięknych witrażach, które rzucały kolorowe poświaty na całe wnętrze. Jego uwadze nie umknęły freski na suficie. Zadziwiająco piękne. Rzadko widział coś takiego. Ławki powoli się wypełniały. On wzrokiem szukał tylko jednej osoby. W końcu ją zobaczył. Miał wrażenie, że jego świat stał się nieco jaśniejszy. Zawsze się tak działo, gdy Laura się pojawiała. Stała i rozglądała się chwilę. Wiedział, że szuka jego. Cieszyło go to niesamowicie. Zauważył, że kilku kolesi się na nią gapi. Miał ochotę im oczy wydrapać. W końcu odszukała go wzrokiem. Chwilę patrzyli na siebie, po czym Laura się uśmiechnęła. Coś w jego skamieniałym sercu drgnęło.
- Cześć Ross - powiedziała siadając koło niego.
- Witaj Lauro - odpowiedział.
- Jak zawsze oficjalny.
- Taki już jestem - mruknął.
- Czemu siedzisz w ostatniej ławce?
- Dobrze wiesz czemu.
- Aha. Czyli ślub brata niczego nie zmienia?
- Nie. Nie drąż tego tematu Lauro.
- Dobrze. - Chwilę oboje milczeli.
- Lubisz śluby? - zapytał.
- Uwielbiam - odpowiedziała z zachwytem.
- Czemu?
- Bo to piękna uroczystość. Dwoje ludzi przysięga sobie miłość do końca swoich dni.
- Serio w  to wierzysz?
- Tak. Jeśli pytasz czy wierzę w miłość, to owszem. A ty nie?
- Ja...
- Rozumiem. Ty nie masz pojęcia co to jest - szepnęła, do jej oczu nabiegły łzy. Wiedziała, że coś złego musiało go spotkać. Każdy w życiu zaznał chociaż krzty miłości.
- Tak Lauro. Mówiłem ci, że nie mam serca.
- Masz! - zaprotestowała.
- Nie Lauro. Skończmy ten temat.
- Wiem, że masz Ross. Potrafisz kochać ale musisz kogoś wpuścić do tego swojego małego świata i najważniejsze uwierzyć w siebie - powiedziała. Ross przyglądał się jej chwilę, analizował jej słowa. Czy mogła mieć rację? Czy gdy się otworzy ciemność, go totalnie nie zabije?
- Mówisz tak bo mnie nie znasz.
- Masz rację! Nie znam cię! Tak naprawdę to nic o tobie do cholery nie wiem - wycedziła.
- Lauro, tak jest lepiej.
- Dla kogo? - zapytała ostro.
- Dla ciebie. Gdybyś mnie poznała, twoje życie byłoby skończone. - Oboje zamilkli. Ona nie rozumiała, co na nim ciąży. Jak bardzo zepsuty i zły jest. Laura po prostu nic nie rozumiała.
- Co najbardziej lubisz w ślubach? - zapytał. Laura popatrzyła na niego jak na wariata, a potem spojrzała na Rocky'ego stojącego jak palant przy ołtarzu.
- Najbardziej lubię moment jak panna młoda wchodzi do kościoła.
- Czemu?
- Bo wtedy, gdy patrzę na młodego to widzę jak bardzo ją kocha. Pełen zachwyt, bo zobaczył swoją ukochaną. A ty?
- Ja nie mam niczego takiego.
- Musisz mieć.
- Nie, to drugi ślub na jakim jestem.
- Serio?
- Tak.
- A ten poprzedni
- Był Rikera - dodał.
- O. - Laura spuściła głowę.
- Widzisz tamtą blondynkę? - zapytał.
- Tą w różowej sukience?
- Tak.
- Widzę.
- To Abby. - Laura spojrzała na niego przerażona.
- Ta Abby?
- Była żona Rikera.
- Wow - powiedziała Lau. - Mam pytanie.
- Wiedziałem, że się zacznie - jęknął.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co?
- Zniszczyłeś ich małżeństwo. - Ross spojrzał na Abby.
- Nie ja go zniszczyłem. Sami to zrobili. Ja im to tylko ułatwiłem.
- Czemu?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak. - Pokiwała głową.
- Poznali się na studiach. Wielka pierdolona miłość. Ojciec się cieszył, że Riker wybrał laskę z dobrego domu. Riker się jeszcze uczył gdy się pobrali. Rodzice kupili im dom za miastem. Idylla. Było cudownie i słodko póki nie urodziło się dziecko. Gdy była w ciąży skakał koło niej jak wariat. Ojciec, który prowadził do tej pory kancelarię sam postanowił zatrudnić syna. Urodził się Jack. Riker rzucił się w wir pracy, bo chciał zaimponować ojcu. Abby czuła się...
- Odrzucona - dodała Laura.
- Tak. Wiesz po ciąży nie czuła się tak kobieco i ...
- Seksownie.
- Tak. Młoda żona zostaje całymi dniami z dzieckiem. To nie mogło się dobrze skończyć. Gdyby nie ja, poszłaby do łóżka z kim innym. Listonoszem, sąsiadem albo jakimś innym facetem.
- Padło jednak na ciebie - mruknęła.
- Ojciec przynajmniej raz w życiu mi coś ułatwił. Zagadałem do niej podczas jednej z imprez rodzinnych. Potem na rodzinnych obiadach. Zaczęła mi się zwierzać.
- I ufać.
- Tak. Dałem jej swój numer. Gdy Riker nie miał dla niej czasu ja bawiłem się w dobrego przyjaciela.
- Riker niczego nie zauważył? - Ross się zaśmiał.
- Nie. Nawet się cieszył, że ktoś się zajmuje jego żonką. Przyszła pewnego wieczora. Pokłóciła się z nim. Chyba o pracę. Dałem jej wino. Siedzieliśmy na kanapie. Słuchałem jej narzekania i ją w końcu pocałowałem. Potem poszło łatwo. Łóżko, seks, a potem kolejne spotkania.
- Długo to trwało?
- Ze trzy, cztery miesiące.
- Dlaczego to przerwałeś?
- Nie wiesz? Zażądała od niego rozwodu, obił nieco mi gębę. Myślała, że wyjdę za nią.
- Myliła się.
- I to jak. - Uroczystość właśnie się zaczęła. Do kościoła weszła Alexa. Ross spojrzał na brata. Chciał zobaczyć czy Laura mówi prawdę.
  Chodziła po pięknym ogrodzie. Rocky urządził wesele w jakimś pałacyku. Sala była piękna, urządzona wystawnie i z rozmachem. Mnóstwo kwiatów, wszystko ustrojone w bieli i różu. Wykwintne jedzenie i wspaniała orkiestra. Alexa bardzo się starała i wyszło jej to naprawdę dobrze. Kompleks posiadał piękny ogród i park. Laura poszła się przejść. Nikogo tu zbytnio nie znała, a jako sprzątaczka źle czuła się w takim luksusie. Wychodząc zatrzymała się bo zobaczyła Rydel. Bzykała się z jakimś gościem. Już na ślubie było mocno wstawiona. Lau poszła dalej. Myślała o Rockym i Alexie. Zazdrościła im. Gdy patrzyła na nich widziała prawdziwą miłość. Byli tacy szczęśliwi. Ona też tego pragnęła, ale jej książę nigdy nie stanie na ślubnym kobiercu. Był raczej mrocznym rycerzem niż księciem z bajki. Miłość do niego nie skończy się happy endem. Nie ma nawet najmniejszej wątpliwości. Czy skończy jak Rydel? Poraniona i wiecznie zalana, bzykająca się z przypadkowymi facetami. Cierpła jej skóra na samą myśl. Zbyt często wyobrażała sobie, że pokona mur jakim się Ross otoczył i ciemność go otaczającą. Zbyt często zakładała dla nich szczęśliwe zakończenie. Zbyt często wmawiała sobie, że jest dla niego wyjątkowa. Teraz za to płaci. Dała wedrzeć się temu blondynowi do jej świata i totalnie go zburzyć. Powinna się ratować, póki żyje.
- O czym myślisz? - zapytał. Laura podskoczyła i odwróciła się.
- Ross. O matko wystraszyłeś mnie.
- Nie chciałem.  - Usiadł na ławce. Laura dołączyła do niego.
- Czemu wyszedłeś?
- Bo cię nie było - odpowiedział.
- Musiałam się przejść.
- Ja też.
- Bo ja wyszłam?
- Martwiłem się.
- O mnie?
- Tak - odpowiedział.
- Nic mi nie jest.
- Jesteśmy za miastem, nie znasz tu nikogo i nie znasz tej okolicy. Mogło ci się coś stać.
- Dramatyzujesz - warknęła.
- Coś cię gryzie Lauro. Powiedz. - Spojrzała na niego. Miał to spojrzenie nie znoszące sprzeciwu.
- Bo, cała to sytuacja. Randki z Goslingiem a teraz ślub Alexy i Rocky'ego. Uświadomiły mi, że tak naprawdę to nic nie wiem.
- Nie rozumiem, co ma do tego ten pierdolony oszust? I czego nie wiesz?
- Ross najlepsze randki miałam z oszustem i gwałcicielem. Patrząc dzisiaj na Alexę i twojego brata uświadomiłam to sobie. Ja tak naprawdę też nie wiem co to miłość - wyrzuciła z siebie.
- Wiesz to ze ślubu mojego brata? - zapytał.
- Tak. Oni się tak cholernie kochają. Spójrz na nich. Przecież to widać, a ja miałam tylko beznadziejnego Harry'ego, który był ze mną tylko dla tego, że miałam mieszkanie i kasę od rodziców i oszusta, który chciał mnie zgwałcić. Ja nigdy nie doznam tego, co Alexa. - Nagle poczuła jego wargi na swoich. Ciepłe, miękkie nacierały na jej. Zmuszając by je otworzyła. Chwyciła go za kark, a on oplótł swoje ręce wokół jej talii. Przycisnął się do niej. Poczuła jego język, który natarczywie badał każdy zakątek jej ust. Smakował miętą i szklanką szampana, którą wypił na początku wesela. Nie chciała tego kończyć, wreszcie wie jak smakują te cudowne usta. Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Przygryzł leciutko jej wargę, a ona jęknęła. Nigdy nikt jej tak nie całował. Ich oddechy mieszały się, aż stali się plątaniną ust, języków i rąk. Nagle usłyszeli krzyk. Oderwali się od siebie, Laura spojrzała na kobietę w białej sukni i mężczyznę w ślubnym garniturze. Spojrzała na Rossa, patrzył na nią tak jak się obawiała. Do jej oczu nabiegły łzy. Zerwała się z ławki.
- Laura!
Nie zatrzymywała się. Nie spodziewała się, że będzie ją gonić.
***
Hej! Witajcie w 2016 roku! Mamy kolejny rok i kolejny rozdział. Jesteśmy już w połowie historii. Ten rozdział wszystko zmienia, przekonacie się w 16 rozdziale. Mamy pierwszy pocałunek Raury. Uwierzycie? Trzymałam Was przez 15 rozdziałów bez pocałunków i scenek +18. Hahah niedługo doczekacie się i tego drugiego, ale najpierw coś czego się nie będziecie spodziewać. Mówiąc szczerze to już się boję o Waszą reakcję, na mój pomysł.
Do następnego ;)
Delly Anastasia Lynch





Music

Template by Elmo