Strony

czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział czternasty - "Nie trzymaj mnie w niepewności."

W poprzednim rozdziale:
- Nie wątpię - odparła zmysłowym tonem.
- Faceci się pewnie o ciebie zabijają - powiedział.
- Nie, powiedziałabym, że raczej mnie odpychają.
- Co? Taką kobietę jak ty? To przecież grzech. Ja bym się o ciebie troszczył. - Ross kolejny raz zakrztusił się kawą gdy zobaczył, że ten dupek ściska jej rękę. Zabieraj te łapska od niej! - miał ochotę wywrzeszczeć.
- Cóż niektórzy nie cenią tego co mają lub co mogą mieć. - Spojrzała w kierunku Rossa. Mówiła o nim. Przełknął ciężko ślinę. Schrzanił to. Co najgorsze nie miał pojęcia co dalej.




Wokół panowała ciemność. Czuła chłód na nagiej skórze. Okryła się prześcieradłem, ale dotyk satyny tylko wzmógł to uczucie. Skuliła się na łóżku. Wszystko ją bolało i bardzo chciała jeść. Od kilku dni wiedziała, że coś złego się dzieje. Był nieobecny, ponury i chłodny. Bardziej niż zazwyczaj. Wiedziała, co to znaczy. Czekała na karę z pokorą. Gdy powiedział wszystkim, że musi jechać do chorego ojca, chciała uciec. Nie raz jej się to zdarzało. Jakaś część niej wciąż chciała walczyć. Tylko po co? Przecież on by i tak ją znalazł, nawet na drugiej stronie globu. Przed nim się nie uciekało. On był panem. Tak też poddała się. Zrobił z nią co zechciał. Nie sądziła jednak, że będzie tak brutalny. Znów płaciła za nią. Wiedziała o tym. To ona powinna leżeć tu głodna i pobita. Nie ona. Ona wciąż mogła być tam gdzie wcześniej. Tęskniła za swoim dawnym życiem. Mimo iż, go kochała to zdawała sobie sprawę, że się jej pozbędzie. Tak jak poprzedniczek. Wiedziała, że pan jest zły. On nie zna litości. Załkała. Kiedyś mama siadała na jej łóżku i głaskała ją po włosach. Szeptała, że wszystko będzie dobrze, że będzie księżniczką. Kłamała. Ona nie jest królewną, a jej życie nie jest bajką. To skupisko bólu. Nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma. Zbyt mocno go kochała. Marzyła, że któregoś dnia on się zmieni i pokocha ją, że będą razem szczęśliwi. Złudna nadzieja. Jednak tylko to trzymało ją przy życiu. Gdyby nie nadzieja, załamałaby się. Usłyszała kroki. Skuliła się. Przecież dopiero co się na niej wyżył, po co tu wraca. Za chwilę drzwi się otworzyły. Zobaczyła go w poświacie światła. Zamknął drzwi i znów zapadła ciemność. Poczuła, że jest blisko. Materac za nią się ugiął. Czuła jego oddech na swojej szyi. Wciągnęła ostro powietrze i zamknęła oczy. Zniesie to. Da radę. Musi być silna. Dla niego. Dla nich.
- Gdybyś była grzeczną dziewczynką nie byłabyś teraz obolała - mruknął do jej ucha.
- Wiem, Panie - odparła. Mężczyzna wstał.
- Nie lubię jak mi się sprzeciwiasz.
- Przepraszam, Panie.
- Denerwuję się, a wtedy jestem zły.
- Przepraszam.
- I robię ci złe rzeczy. Sprawiam ci ból. Tego chcesz?
- Tak, Panie - szepnęła cichutko.
- Wstań - rozkazał. Wiedziała, że teraz nie ma odwrotu. Nie odpocznie od bólu. Nie tym razem.
- Nie każ mi powtarzać. - Chciała spełnić jego polecenie, ale nie miała już siły. Potrzebowała jedzenia i snu.
- Trzy. - Naprawdę się starała. Podparła się na łokciu. Przeszył ją ból. Opadła znów na łózko.
- Dwa. - Jęknęła z bólu. Nie da rady, za bardzo jej ciało było zmęczone. Od kilku dni się na niej wyżywał. Od tego czasu nawet nie jadła. Jak to ujął, nie zasłużyła sobie na jedzenie.
- Jeden. - Jeszcze raz spróbowała się dźwignąć z łózka. Udało jej się usiąść.  Spojrzała na niego. Nie widziała twarzy, ale wiedziała, że trzyma rzemyk w ręku. Ten z paciorkami. Ten bolesny z plecionki.
- Zero. - Do jej oczu nabiegły łzy. Krzyknęła.
- Powiedziałem wstawaj kurwo - syknął i złapał ja za włosy. Pociągnął za nie tak, że wylądowała na podłodze. Błagała go i krzyczała. Za bardzo bolało.
- Wiesz co cię spotka za karę? - szepnął do jej ucha. Usłyszała dźwięk rozpinanego rozporka. Wiedziała co się zaraz stanie.
- Zanim zerżnę tą twoją dupcię, musi cię spotkać kara. - Po chwili znów poczuła ból.
  Nie wiedział, co właściwie zrobi jak mu otworzy. Pierwszy raz od dawna działał spontanicznie. Bez planu. On, świr kontroli nie miał pojęcia co dalej. Minęło dwa tygodnie. Dwa pieprzone tygodnie, a sytuacja nadal się nie poprawiła. Laura odzywała się tylko do niego jeśli chodziło o Goslinga. Bał się, że się wycofa, ale ona dalej ciągnęła grę. Na każdym jednym spotkaniu, flirtowała z tym dupkiem. Ross ostatkiem sił blokował chęć mordu tego drania. Odrzuciła go. Stał się przez to jeszcze gorszym potworem. Bał się samego siebie. Ciemność zabierała kolejne cząstki jego duszy. Miał wrażenie jakby ktoś zabrał mu światło i zostawił w totalnym mroku. Był w patowej sytuacji. Mógł wrócić do swojego życia. Do bólu i cierpienia, lub tkwić w tym miejscu co jest. Tylko, że powrót równał się zerwaniem kontaktu z Laurą, a tego nie chciał. Do szału doprowadzała go ta granica, jaka się między nimi uformowała. Popadał w obłęd.  Zgasił papierosa i wszedł do klatki. Drugie piętro. Z walącym sercem zapukał do drzwi. Słyszał kroki za drzwiami. Chciał już się odwrócić i spieprzać byle gdzie, gdy drzwi się uchyliły. Zobaczył kobietę po pięćdziesiątce. Przyglądała mu się z zaciekawieniem.
- Tak?
- Jest Laura? - zapytał. Kobieta spojrzała za siebie, a potem na niego.
- A pan to kto?
- Ross Lynch, przyjaciel Laury - odpowiedział. Widział zdumienie na jej twarzy.
- Tak jest. - Kobieta przesunęła się i zaprosiła do środka. Wszedł bez wahania. Słyszał jej głos dobiegający z salonu. Od razu skierował się w tamtym kierunku. Wszedł i zobaczył Laurę siedzącą z ojcem przy stole i śmiejącą się z czegoś. Gdy podniosła wzrok, zamarła.
- Laura, pan do ciebie. Mówi, że jesteście przyjaciółmi. - Matka Laury, minęła go i weszła w głąb salonu.
- Dzień dobry, Ross Lynch.
- Dzień dobry, niech pan siada - powiedział ojciec Marano i wskazał mu miejsce przy stole. Usiadł koło brunetki. Od razu uwagę przykuły zdjęcia na komodzie. Te rodzinne fotografie, których on nigdy nie miał. Były tam zdjęcia z dzieciństwa i wczesnej młodości Laury. Poczuł ucisk gdy zobaczył fotografię Laury z Vanessą. Zdjęcie zrobione najprawdopodobniej na wakacjach. Vanessa była na nim w skąpym bikini, a Laura w paskudnej męskiej koszulce i spodenkach. Nie przypominała kobiety siedzącej obok. Nie była też już tą Laurą, na którą wpadł kilka miesięcy temu w parku. Zmienił ją. Nie czuł już jednak tej satysfakcji, co przedtem. Co jeśli nie tylko zmienił jej wygląd, ale ją samą?
- Laura nic o panu nie mówiła - wspomniała jej matka, wrócił myślami do rzeczywistości.
- Nie?
- Mamo nie mówiłam, bo uważałam, że to nie istotne - odparła dziewczyna.
- Nie istotne? Lau takie rzeczy są bardzo istotne. Ostatnio nic nam nie mówisz.
- Bo nie ma o czym.
- Zmieniłaś się - dodał Damiano.
- Proszę nie rozmawiajmy teraz o tym - rzekła.
- Skąd się znacie? - Jej matka dalej z zaciekawieniem mu się przyglądała.
- Laura pracuje w kancelarii mojego ojca.
- Jest pan synem Marka Lyncha?
- Owszem - wydusił.
- Powinniście dać mojej córce lepszą pracę.
- Tato!
- No, co? Jako twój ojciec uważam, że bycie sprzątaczką z takim wykształceniem to grzech.
- Ma pan rację. Mam to samo zdanie, co pan. Cóż jednak mogę zmienić? To nie ja jestem szefem, tylko mój ojciec. Ja dałbym wyższą posadę pańskiej córce.
- Ciekawe jaką posadę dałbyś Vanessie i swoim dziwkom. - szepnęła. Ross mocną ścisnął jej kolano.
- Pański ojciec robi błąd, marnując taki talent.
- Wiem o tym. Ja staram się go całkowicie wykorzystać. - Przesunął rękę nieco wyżej, aż Laura zakrztusiła się herbatą.
- Lauro, zachowuj się - upomniała ją jej matka.
- Bardzo lubi pan moją córkę? - zapytała. Na twarz Laury wypłynął rumieniec. Miał ochotę jej odpowiedzieć: "Tak bardzo ją lubię, że chciałbym ją pieprzyć na wszelkie możliwe sposoby."
- Ja i Laura jesteśmy bliskimi przyjaciółmi - odpowiedział.
- Jak bliskimi? 
- Mamo! Ross możemy porozmawiać na osobności?
- Jasne. - Laura podniosła się i wyszła z pokoju. Podążył za nią. Wyszli na klatkę schodową.
- Co z tobą jest nie tak? - syknęła.
- Ze mną nic. Raczej z twoimi rodzicami jest coś nie w porządku.
- Chcą mnie za wszelką cenę wyswatać. Do tej pory myśleli, że nigdy nikogo nie znajdę. Jednak powiedz mi po, co tu przyszedłeś?
- Bo mnie unikasz.
- Dziwisz się?
- Nie. Jednak nie chcę być tak daleko od ciebie.
- Śmieszne. Ja muszę się trzymać od ciebie z daleka.
- Dlaczego?
- Bo jesteś potworem! - krzyknęła. Zapadała między nimi cisza. Czuł jakby ktoś zadał mu cios prosto w serce. Był dla niej potworem. Miała rację niszczył zarówno siebie jak i ją.
- Masz rację. Jestem potworem. Popierdolonym na tysiące sposobów. Nawet nie chcesz wiedzieć jak bardzo zepsuty jestem. Jestem zły, nie ma we mnie nawet jednej cząstki dobra. Jestem chory. Pojebany. Masz rację, powinnaś się trzymać ode mnie z daleka - powiedział.
- Nie wiem czemu, ale wciąż myślę, że to nieprawda. Nie jesteś normalny, ale nie jesteś diabłem jakim się opisujesz. - Ross zaśmiał się.
- Och maleńka, jestem najgorszym złem jakie cię w życiu spotkało. Ciesz się, że ta racjonalna część mnie powstrzymuje mnie od zamienienia twojego życia w istne piekło. - Laura spojrzała mu w oczy. Były czarne. Ciemne jak mrok, który jest w jego duszy.
- Co kryjesz Lynch? - zapytała. Zbliżył się do niej.
- Nawet nie chcesz wiedzieć - powiedział, po czym zniknął.
  - Poproszę o podwójne espresso. 
- Ja również. - Obie usiadły przy jednym ze stolików. Sophie poprawiała włosy, a Laura rozejrzała się po kawiarni. Była pora lunchu i lokal pękał w szwach.
- Powiadasz, że przyszedł do twoich rodziców? - Sophie schowała lusterko do torebki.
- Niestety - westchnęła Laura.
- Ale po co?
- Nie wiem. Po prostu przyszedł, bo go unikałam w pracy.
- Ale nadal pracujecie razem w sprawie tego oszusta?
- Tak, i to nasz jedyny kontakt. Rossowi to nie odpowiada.
- Spał z twoją siostrą! - powiedziała z oburzeniem Sophie.
- Wiem! Jednak on chyba tego nie rozumie.
- Czego tu nie rozumieć? Pieprzył się z Vanessą i jednocześnie dawał tobie nadzieję na dobry seks. Przecież to karygodne i nienormalne.
- Dla nas Sophie. To jest Ross.
- I on nie rozumie, że to jest złe?
- Czasami mam wrażenie, że on nie rozróżnia dobra od zła - mruknęła Laura. Sophie przyglądała się bariście.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo, to takie przeczucie. Gdybyś go widziała. On w ogóle nie pojmuje czemu się od niego odsunęłam. Jakby myślał, że to nic takiego.
- Facet jest walnięty.
- Chyba.
- Laura on spał z twoją siostrą. Ile razy jeszcze mam ci to powtarzać? Kiedy ty robiłaś sobie nadzieję, on zabawiał się z Vanessą.
- Nie wiedział kim ona jest.
- Usprawiedliwiasz go? - Sophie spojrzała sceptycznie na Lau. Dziewczyna westchnęła.
- Nie. Nie usprawiedliwiam go. Jednak jestem wściekła na Van. Na pewno wiedziała kim on jest.
- Przynajmniej wiemy czemu się do ciebie nie odzywała.
- Nadal tego nie rozumiem - powiedziała Laura. Kelner przyniósł ich zamówienia.
- Czego? Tego, że Lynch pieprzył Vanessę?
- Nie. Vanessa mówiła dziwne rzeczy.
- To znaczy?
- Powiedziała, że nie pasowali do siebie.
- To cię martwi?
- Vanessa lubi przypadkowy seks, Ross też. Czemu więc do siebie nie pasowali?
- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Może tak tylko powiedziała, by mieć jakiś powód.
- Powiedziała, że miał inne upodobania niż ona.
- Upodobania?
- Tak. Powiedziała że: Inaczej patrzył na świat. Nie był dla mnie odpowiedni. Tyle.
- Dziwne.
- Gdy ją zapytałam, czy zrobił jej krzywdę powiedziała, że tylko taką, na którą sama się pisała.
- Może lubi ostry seks?
- Ross?
- No z tego co opowiadałaś, chłopak ma wyobraźnię. - Sophie upiła łyk kawy.
- To nie trzyma się kupy.
- Co?
- Wszystko.
- Co masz na myśli?
- Ross, Vanessa, Kate, Courtney. To nie ma sensu.
- Czemu?
- Pomińmy fakt, że Ross sypiał z Vanessą.
- Trudno to pominąć - mruknęła Sophie.
- Jego dziewczyny są dziwne.
- Dziwne?
- Na przykład Kate. Była suką, ale gdy pojawiał się Ross, zmieniała się w zupełnie inną osobę.
- Może chciała mu się podlizać.
- Ona się go bała. Z pyskatej i chamskiej szmaty, nagle gdy on się pojawiał zmieniała się w płochliwą i posłuszną dziewczynkę,
- Może ci się przewidziało.
- Też tak myślałam. Jednak Courtney jest taka sama.
- Też jest szmatą?
- Nie! Gdy pojawia się Ross, ona się kuli i zachowuje się tak jakby się go bała. Tu nie chodzi tylko o ostry seks.
- To, o co?
- On ciągle mówi, że jest potworem, że ma ciemną dusze.
- Pojeb - skomentowała rudowłosa.
- Coś w tym jest - odpowiedziała Laura.
- Masz coś konkretnego na myśli?
- Gdy wyszliśmy z mieszkania rodziców powiedział do mnie coś takiego: Jestem potworem. Popierdolonym na tysiące sposobów. Nawet nie chcesz wiedzieć jak bardzo zepsuty jestem. Jestem zły, nie ma we mnie nawet jednej cząstki dobra. Jestem chory.
- Przynajmniej tego nie ukrywa.- Sophie uśmiechnęła się gorzko.
- To nie wszystko. Powiedział : Och maleńka, jestem najgorszym złem jakie cię w życiu spotkało. Ciesz się, że ta racjonalna część mnie powstrzymuje mnie od zamienienia twojego życia w istne piekło.
- Co to znaczy? Prócz tego, że to świr.
- Nie wiem. - Laura spojrzała za okno. Mnóstwo ludzi szło chodnikiem.
- Myślisz, że on coś ukrywa?
- Jestem tego pewna.
- Ciekawe co.
- Myślę, że on je bije. To by wszystko tłumaczyło. Poza tym. ostatnio Courtney nie pojawia się w pracy, a  jak już jest, przypomina zjawę.
- Zauważyłaś jakieś ślady u niej lub u Kate?
- Nie, zawsze po takich przerwach nosi koszule zapinane po samą szyję.
- Laura myślę, że powinnaś zakończyć z tym człowiekiem jakiekolwiek kontakty. To świr.
- To nie takie proste - westchnęła.
- Laura, wiem, że coś do niego czujesz, ale to nie facet dla ciebie. - Chwyciła koleżankę za rękę.
- Wiem, ale ja się w nim zakochałam.
- Laura skończ z tym póki nie jest za późno. Jeszcze spotkasz tego jedynego. Na Rossie świat się nie kończy.
- To tak cholernie trudne. - W oczach brunetki pojawiły się łzy.
- Nie kochanie, to nie jest trudne. On nie da ci tego, czego pragniesz. Może jedynie złamać ci serce. - Laura wiedziała, że to prawda. Ross nie był księciem z bajki. Był idealny tylko z zewnątrz. W środku kryło się coś niewiadomego. Tak naprawdę nie wiedziała kim jest. W jednej chwili był cudownym, porządnym facetem, który się o nią martwił, a potem mówił, że może zmienić jej życie w piekło. Sophie miała rację, musi wreszcie z tym skończyć. On źle na nią wpływał. Bała się, że ją zmieni, w kogoś kim nie jest i tak powoli się działo. Obawiała się, że będzie drugą Courtney. W oczach tej dziewczyny nie było już życia. To straszne, ale Lau widziała w nich tylko pustkę i ból. Dosłownie jakby Ross wyssał z tej dziewczyny życie. Nie chciała tego. Nie chciała być cieniem. Nie mogła być jego cieniem. Kolejnym w kolekcji. Spojrzała na Sophie. Widziała, że ta się o nią martwi. Przełknęła z trudem ślinę, po raz kolejny w ciągu kilku dni powstrzymując płacz.
- On ma nade mną władzę - szepnęła.
- Uwolnij się od niego.
- Nie mogę Sophie, nie mogę. - Ukryła twarz w dłoniach.
 Patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Nie poznawała już siebie. Czerwona, obcisła sukienka wiązana na szyi. Kręcone włosy i perfekcyjny make up. To nie była ta sama Laura sprzed czterech miesięcy. Wzięła głęboki oddech i poprawiła szminką usta. Włosy zebrała i przerzuciła przez jedno ramię. Spojrzała po raz ostatni w lustro i wróciła na salę. Benett siedział w jednym z boksów i popijał brandy. Niedaleko nich usytuował się Ross, który wpatrywał się w nią niczym jastrząb. Nie rozmawiali ze sobą. Poinformowała go tylko, że dziś Gosling zaprosił ją do jednego z najmodniejszych klubów w LA. Wszędzie panował półmrok, gdzieniegdzie przebijały się klubowe światła. Łatwo można było natomiast dostrzec ogromny, podświetlony bar. DJ zabawiał publikę na ogromnym parkiecie. Ludzie falowali w rytm bitu. Niektóre z par, wręcz posuwały się do obscenicznych ruchów. Laura spojrzała w kierunku Rossa. Czuła się jak ofiara, śledzona przez swojego prześladowcę. Nie miała pojęcia, co ma dalej zrobić. Obiecała Sophie, że po zakończeniu sprawy odejdzie. Jednak na samą myśl, czuła supeł w żołądku. Nie była gotowa zostawić to miejsce. Nie była gotowa odciąć się od Lyncha. Poinformował ją, że odnalazł jeszcze dwie kobiety, które skrzywdził Gosling. Wiedziała, że gra w niebezpieczną grę. Jeden zły ruch i przytrafi się jej to, co tamtym kobietom. Podeszła do boksu i wśliznęła się na miejsce obok Goslinga.
- Jesteś moja piękna.
- Tak, już wróciłam.
- Stęskniłem się - wymruczał.
- Czyżby? - Laura uniosła brew. Brunet pochylił się do niej.
- Och, nie wiesz jak bardzo.
- Myślałam, że brandy cię wystarczająco zabawi. - Upiła swojego drinka.
- Panno Marano, nic nie może się równać z panią.
- Na pewno coś może.
- Chodź zatańczyć - powiedział. Laura spojrzała w stronę parkietu i tańczących tam ludzi. Przerażała ją nieco wizja tańca z Goslingiem.
- Nie możemy zostać tutaj? - zasugerowała.
- No chodź. Nie przyprowadziłem cię tutaj, byś tylko siedziała.
- Ale mi tu dobrze, naprawdę.
- Lauro. - Spojrzał na nią i uległa mu. Musiała przyznać, że był całkiem niezły. Gdyby nie wiedziała, że jest oszustem i na dodatek gwałcicielem to dałaby się nabrać. Gdy szli na parkiet czuła na sobie wzrok Rossa. Nie odważyła się jednak na niego spojrzeć. Coś mówiło jej, że nie byłaby zadowolona z jego widoku. Gosling objął ja i zaczęli razem tańczyć. Początkowo czuła lekki dyskomfort z powodu jego dotyku, ale im bardziej wsłuchiwała się w muzykę, tym bardziej dawała. się ponieść. Po prostu chciała się pobawić, jak każda jedna osoba w tym klubie, no może z wyjątkiem Lyncha. On nigdy nie wydawał się typem skorym do zabawy. DJ grał szybkie kawałki i świetnie tańczyło się jej z Benettem. Odważyła się nawet nieco z nim poflirtować i zaczęła kusząco kręcić biodrami. Mężczyzna położył dłonie na wysokości jej bioder. Przetańczyli razem kilka piosenek. Nagle usłyszała znajomy głos.
- Odbijamy. - Przez całe ciało przeszedł jej dreszcz. Chwilę później poczuła znajomy dotyk. Skóra paliła ją przez sukienkę. Czuła znaną jej mieszankę perfum i tytoniu. Ross objął ją od tyłu. Nie wiedziała, co się stało z Benettem. Pewnie przestraszył się Lyncha. Ten facet ma coś w sobie, co sprawia, że człowiek się go boi. Przymknęła oczy, uczucia które ją ogarnęły były nie do zniesienia. Mogłaby wiecznie trwać w jego uścisku. Przesunął ręce wzdłuż jej boków, wywołując kolejną falę dreszczy. Przechyliła głowę i odważyła się na niego spojrzeć. Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Zgadywała, że był wściekły, zły, ale było coś jeszcze. Bała się to określić pożądaniem. Przyzwyczaiła się do swojej brzydkiej odsłony, jednak domyślała się, że w tym nowym wydaniu oddziałuje na Lyncha. Może mogłaby to wykorzystać? Skoro on perfidnie wykorzystuje swoją męskość, to może ona też dałaby radę zdziałać coś swoim seksapilem.
- Nie trzymaj mnie w niepewności - szepnął do jej ucha.
- Ja?
- Tak, ty. Jesteś małą, perfidną uwodzicielką. - Był wściekły, czuła to. Jego palce, wpijały się jej w biodra. Będzie miała na sto procent siniaki.
- Coś ci się pomyliło.
- Wcale nie. Wiem co robisz.
- Sam kazałeś mi z nim flirtować. Miałam go uwieść, czyż nie?
- Miałaś z nim nawiązać kontakt.
- To nie to samo? - Ross przyciągnął ją do siebie.
- Robisz to, bo wiesz, że mi się to nie podoba - syknął.
- Zazdrosny?
- Nie lubię jak ktoś dotyka coś  mojego.
- Nie jestem twoja! - Poczuła złość. Uważał ją za swoją kolejną zabaweczkę? Co za dupek.
- Cóż, mam na ten temat inne zdanie. - Próbowała mu się wyrwać, jednak wzmocnił uścisk. Przesunął nosem za jej uchem. Zadrżała. Czuła jego szatański uśmiech. Cholerne ciało musiało się zdradzić.
- Jesteś. Moja. I. Tylko. Moja - szepnął, po czym zniknął. Laura odwróciła się, jednak nigdzie nie zauważyła blondyna. Jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Laura wróciła do stolika, jednak nigdzie nie widziała Benetta.
- Tylko tego brakowało - warknęła. Przecisnęła się w stronę baru.
- Lau! - odwróciła się i zobaczyła Goslinga.
- Myślałam, że uciekłeś. - Usiadła na miejscu obok niego.
- Szampana? - Pokiwała głową. - Miałem zamiar.
- Och. - Laura upiła łyk.
- Myślałem, że wymieniłaś mnie na nowszy model.
- Benett, to był tylko taniec.
- Dość erotyczny - mruknął. Twarz Lau pokryła się szkarłatnym rumieńcem. Upiła większego łyka.
- To tylko taniec. Nawet nie wiem, co to był za gość. Olał mnie, po piosence.
- Widziałem - mruknął mężczyzna.
- Widzisz? To tylko taniec. - Uśmiechnęła się uroczo.
- Myślałem, że może...ty i ten gość, no wiesz.
- Mówię ci, że nie wiem nawet jak on ma na imię. Większość ludzi w tym klubie tańczy bardziej obscenicznie niż ja i ten gość.
- Dobra, zostawmy ten temat. Wypijmy za tą wspaniałą noc i kolejną randkę. - Wznieśli kieliszki i  stuknęli nimi. Zaczęli rozmawiać, na temat par w klubie. Wyśmiewali niektórych z tancerzy. Lau rozglądała się wokoło, lecz nigdzie nie widziała charakterystycznej blond czupryny. Co gorsza, zaczynała czuć się coraz gorzej. Obraz jej się rozmazywał i kręciło jej się w głowie. Odstawiła kieliszek.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Benett. Lau spojrzała na niego.
- Tak - mruknęła.
- Wyglądasz jakoś blado. Nic ci nie jest?
- Nie, dam radę. - Próbowała sobie przypomnieć ile wypiła. Dwa kieliszki szampana i dwa shoty na wstępie oraz jedno martini. Zachwiała się na stołku, Benett uchronił ją od upadku.
- Jednak, chyba coś ci jest.
- Trochę mi słabo - wybełkotała.
- Pewnie ci alkohol zaszkodził. To za dużo na twoją główkę, skarbie. - Uśmiechnął się. - Chodź, pojedziemy do ciebie, ok? - Laura pokiwała głową, nie była już w stanie skleić sensownej odpowiedzi. Gosling złapał ją pod ramię i pomógł jej wstać. Przeciskali się przez tłum, a raczej on ją ciągnął. Nie była w stanie iść sama. Sporo wypiła, ale wiedziała, że ta ilość alkoholu nie doprowadziłaby ją do takiego stanu. Owszem, byłaby mocno wstawiona, ale na pewno wyszłaby o swoich siłach. Przez jej myśli, zaczęła się przedzierać straszna myśl. Próbowała sobie przypomnieć, czy była wystarczająco ostrożna. Nagle do niej dotarło. Szampan. Z trudem spojrzała na mężczyznę. Dochodzili do ciemnego korytarza przy tylnym wyjściu z klubu. Mało osób się tam kręciło. Chłopak uśmiechał się pod nosem. Chciała uciekać, ale była już w pułapce. Weszli do wąskiego korytarza. Zarejestrowała, że nagle się zatrzymali. Gosling przyszpilił ją do ściany. Poczuła jego usta na szyi i dekolcie. Dyszał jak jakieś zwierzę. Chciała uciekać, krzyczeć. Jednak nic nie mogła. Próbowała go odsunąć, ale on zablokował jej dłonie. Słyszała jak rozdziera materiał sukienki. Zaczęła płakać. Była jak w pułapce. Jej ciało nie chciało, jej słuchać.
- I co maleńka? Trzeba było pilnować kieliszka, teraz się zabawimy. - Zaśmiał się szyderczo i wpił się w jej usta. Jego dłoń wędrowała w górę uda. Próbowała walczyć, ale nic z tego. Była bezsilna. Jedyna myśl, jaka jej została, to gdzie jest Ross? Miał ją chronić. Gdzie on jest? Mężczyzna wsunął dłoń pod jej majtki. Zamknęła oczy. Już wkładał palec, gdy poczuła, że nagle się odsunął. Otworzyła oczy i zobaczyła jak blondyn zadaje mu cios w szczękę. Gosling zachwiał się lekko. Przy wejściu stały trzy przerażone kobiety, jedną z nich była ich klientka. Gosling uderzył w brzuch Rossa. Ten lekko się zgiął, lecz potem runął na faceta i zaczął go okładać pięściami. Laura bała się, że go zabije. Chciała krzyknąć by przestał, jednak nagle osunęła się na podłogę. Jedyne, co pamięta to krzyk blondyna:
- Laura!
Potem była już tylko ciemność.
  Obudziły ją promienie słońca przedzierające się do pokoju. Kręciła głową próbując znaleźć lepszą pozycję, jednak nic to nie dawało. Po chwili się poddała. Miała ciężkie powieki, z trudem je podniosła. Zobaczyła biały sufit. Nie bardzo pamiętała jak trafiła do domu. Czyżby Benett ją odwiózł? W głowie wyświetlały jej się urywki z poprzedniego wieczoru. Klub, Gosling, taniec z Rossem. Do tego momentu pamięć nie zawodziła. Później było gorzej. Przypominała sobie, że nigdzie nie było blondyna, co ją zaskoczyło. Leżała tak przez moment, wpatrując się w sufit. Źle się poczuła i Benett zaproponował, że ją odwiezie. Nagle jak przez mgłę przypomniała sobie krew i Rossa. Poczuła ucisk w sercu. Ross pobił Goslinga. Odwróciła się do okna. Zaskoczył ją widok. Była gdzieś wysoko, przez duże okno widziała krajobraz centrum LA. To nie był jej pokój. Podniosła się i od razu tego pożałowała. Ból rozsadzał jej głowę. Naprzeciw łóżka ujrzała toaletkę z jasnego drewna. Pokój był w kolorach beżu i brązu. Na podłodze była beżowa wykładzina, a ona leżała na ogromnym łożu z dużym, pikowanym zagłówkiem i złotą ramą. Z tyłu łózka, jedna ściana była pokryta tapetą z fotografią drzew bambusowych, wszystko w kolorach beżu i brązu. Dotarło do niej gdzie była. To sypialnia Rossa. Na stoliku leżały tabletki i sok pomarańczowy. Chwyciła jedno i drugie. Siedziała i patrzyła na otaczający ją pokój. Nie tak sobie wyobrażała sypialnię Rossa. Była zbyt...kobieca? Za bardzo przytulna, mimo tego bogactwa i luksusu. Zrozumiała, że jest w pokoju gościnnym. Wstała i zauważyła w lustrze, że ma na sobie biały, męski podkoszulek sięgający kolan. Z przerażeniem dostrzegła też, że nie ma stanika.
- Dupek! - warknęła. Jej wzrok przykuła sukienka. Ta sama, którą miała wczoraj na sobie. Podeszła i wzięła ją do rąk. Z przerażeniem dostrzegła, że jest podarta.
- Co jest do cholery? - do głowy przedzierały się kolejne wspomnienia. Bójka, kobiety, ciemny korytarz, odurzająca woda po goleniu. Domyślała się tego, co mogło się stać. Odłożyła sukienkę i wyszła z pokoju. Jej oczom ukazał się długi korytarz. Ściany były białe, a na nich były małe obrazy i kinkiety. Zauważyła też biało-złote drzwi po lewej. Obok była wnęka, a tam duży obraz przedstawiający chyba Paryż. Szarpnęła za klamkę, jednak drzwi nie drgnęły. Poszła dalej. Doszła do schodów. Zeszła na dół. Była w ogromnym salonie. Na podłodze był brązowy marmur, a ściana naprzeciw schodów była jednym wielkim oknem. Po prawej stronie stały dwie szare kanapy ustawione naprzeciw siebie, pomiędzy nimi był stolik i biały, pluszowy dywan. Jej wzrok przykuł duży telewizor oraz kominek. Po przeciwległej stronie stał fortepian. Zauważyła też zielone zasłony. Naprzeciw fortepianu stał duży fotel oraz stolik, a na nim kwiaty. Po lewej stronie od schodów była jadalnia, a jak się odwróciła zauważyła też kuchnię. Usłyszała Rossa z głębi korytarza jednak nie chciała tam iść. Nie wiedziała w jakim jest na stroju. Przyglądała się chwilę rzeźbom i obrazom w pokoju, a potem poszła do kuchni. Tu też było duże okno, a szafki były szaro-brązowe. Usiadła brzy barze śniadaniowym. Po chwili usłyszała kroki. Zatrzymał się i chwilę stał w miejscu. Nie odwracała się. Przełknęła tylko głośno ślinę.
- Wstałaś już? - zapytał. Pokiwała głową. Blondyn wszedł do kuchni. Okrążył barek, i stanął po drugiej stronie. Laura przyjrzała mu się. Nie wyglądał jak zawsze. Nie miał koszuli, krawata i garnituru. Ubrany był w czarny t-shirt i podarte jeansy, włosy miał jeszcze wilgotne po prysznicu. Serce Lau przyspieszyło.
- Jak się czujesz?
- Lepiej niż mógłbyś przypuszczać - odpowiedziała.
- Kawy?
- Z chęcią.
- Głodna jesteś? Gosposia przyszykowała kanapki z łososiem. 
- Mogę zjeść. - Ross kręcił się po kuchni. Czuła, że jest wściekły. Podał kawę i upiła kilka łyków.
- Jesteś na mnie zły? - Zacisnął szczęki i popatrzył gdzieś ponad nią.
- Jestem.
- Ale...ale dlaczego? - Czuła się jak dziecko, karcone przez ojca.
- Jestem wkurwiony na ciebie, na siebie, na Goslinga, na wszystkich.
- Och . - Spuściła wzrok na podłogę.
- Pamiętasz coś?
- Nie wszystko - szepnęła.
- Powiedz co dokładnie pamiętasz - rozkazał. Przełknęła głośno ślinę.
- Byłam w klubie z Goslingiem, pamiętam, że trochę wypiłam.
- Trochę? - żachnął.
- Sporo - poprawiła się. - Tańczyłam z nim i z tobą. Później zniknąłeś, a ja piłam szampana z Benettem.
- Pojechałem po klientkę i tamte dwie kobiety, które były pokrzywdzone przez tego sukinsyna.
- Źle się poczułam i, potem nie wiem co było dalej. Wiem, że byliśmy w jakimś ciemnym korytarzu, ty pobiłeś Goslinga i nie wiem co dalej. Widziałam jednak sukienkę. - Ross ostro wciągnął powietrze i spojrzał na nią wzrokiem wypranym z emocji.
- Ten skurwiel, dosypał ci tabletkę gwałtu do kieliszka, a później się do ciebie dobierał. Masz ogromne szczęście, że wszedłem tylnym wejściem.
- Ross, ja...
- Cicho. Początkowo myślałem, że może ty i on, jednak wiedziałem, że nie posunęłabyś się do tego. Chciałem go kurwa zabić. Gdybyś nie zemdlała to...
- Ross nic mi nie jest.
- Kurwa, Laura! On cię próbował zgwałcić, rozumiesz? Zgwałcić! A ty zachowujesz się tak jakby nic się nie stało!
- Bo mnie nie zgwałcił, prawda?
- Nie zdążył.
- Nic się nie stało.
- Stało!
- Ross.
- Laura, gdy pomyślę, że on cię mógł dotknąć...
- Ross, nic mi nie jest.
- Kurwa! - Uderzył pięścią w blat. Laura podskoczyła.
- Przebrałeś mnie?
- Owszem, ale chyba nie zamierzasz się o to wściekać? - powiedział z sarkazmem.
- Zdjąłeś mi stanik!
- I?
- Dlaczego?
- Dlaczego, co?
- Czemu mnie dotknąłeś?
- Bo nie mogłem, cię kurwa zostawić w tej podartej sukience, poza tym doktor Bailey cię badała.
- Byłam w szpitalu?
- Nie, lekarz zbadał cię u mnie. Powiedziała, że jeśli do wieczora nie będziesz miała niepokojących objawów, jak wymioty czy omdlenia to nic ci nie będzie. Masz też odpoczywać.
- Rozumiem, że dlatego musiałeś zdjąć mi stanik.
- Kurwa, Laura. Gość cię o mało nie zgwałcił, a ty robisz mi awanturę o cholerny stanik! Co z tobą jest nie tak?!
- Ze mną? Co z tobą jest nie tak?! Nie wierzę, byś zdjął mi ten stanik, i nie podglądał! - Ross wybuchł śmiechem.
- Nawet jeśli podglądałem, to co?
- Dupek. Chory pojeb! - krzyknęła. Blondyn zanosił się od śmiechu.
- Jest pani stuknięta, panno Marano. - Chwilę milczeli, Laura jadła kanapki, a Ross się jej przyglądał.
- Dziękuję - szepnęła.
- Za co?
- Za to, że mnie uratowałeś.
***
Hej wszystkim :) No i macie czternasty rozdział. Jak mówiłam, sporo się dzieje. W kolejnym rozdziale też będzie dla Was niespodzianka. Bowiem będzie ślub xD Powiem jedno, ten ślub wszystko odmieni :P Zastanawiałam się czy nie przenieść opowiadania na Wattpada. Co wy na to? Nie ukrywam, że chodzi mi pomysł by to kiedyś po skończeniu wysłać do jakiegoś wydawnictwa. Opowiadanie na wattpadzie bym nieco poszerzyła. Jednak sama nie wiem, czy jest to na tyle dobre. No dobra, ja już kończę, bo Delly bierze grypa. Czekam na wasze komentarze :P







czwartek, 15 października 2015

Rozdział trzynasty - "Jesteś jedyną rzeczą której pragnę dotknąć"

W poprzednim rozdziale:
- Ross założył mi fałszywy profil na jednym z portali. Napisał, że nazywam się Ava Smith i pracuję w firmie zajmującej się reklamą. Napisał, że jestem z rodziny adwokackiej. Myślę, że drań się skusi.
- I nie boisz się z nim pisać? Przecież to gwałciciel i oszust.
- Ross z nim pisze, ja jak wiesz jestem w tym kiepska. Poza tym Ross powiedział, że nie puści mnie na spotkanie samą. Będzie ze mną.
- Ufasz mu? - zapytała Sophie.
- Niestety tak - odparła cicho Lau i spojrzała na parkiet.



  Wymieniał mejle z Benettem Gosligiem. Powinna robić to Laura, ale nie chce jej dodatkowo narażać. Poza tym wątpi, by panna Marano miała doświadczenie w sztuce flirtowania. Nie powinien jej mieszać do tej sprawy, ale dzięki temu będzie bliżej niej, a na tym mu zależy. Spojrzał na jej zdjęcie. Cudownie uśmiechnięta i diabelsko seksowna. Chce jej dotknąć. Przesunął palcem po ekranie. Jest jedyną rzeczą, którą pragnie mieć. Ostatnio nawet nie czerpie przyjemności ze zbliżeń z Courtney. Nieco go to niepokoi. Nie może pozwolić, by panna Marano nim zawładnęła. On jest zły. Bardzo zły. Poza tym to go odciągnie od celu. Musi zniszczyć Marka i Stromie tak jak oni zniszczyli jego. Jednak nie może poradzić nic na pociąg jaki czuje do Laury. Jest piękna, seksowna, inteligentna... i niczyja. To go denerwuje. Chce by była jego. Szlag go trafia na myśl, że jakiś dupek położy na niej łapy. Wie jednak, że długo nie da rady jej zwodzić. W końcu będzie musiał wybierać. Nie uśmiechała mu się ta myśl. Spojrzał na wiadomość od Goslinga:
"Wierzę, że śmiech jest najlepszym spalaczem kalorii. Wierzę w pocałunki, dużo pocałunków. Wierzę w bycie silnym, kiedy wygląda na to, że wszystko idzie w złym kierunku. Wierzę, że szczęśliwe dziewczyny są tymi najpiękniejszymi." Spojrzał na te, które wysysał pani Ward. To samo. Ross uśmiechnął się i odpisał:
"Myślisz, że jestem szczęśliwa czy piękna?"
" Wierzę, że jesteś najpiękniejsza na świecie, a co do szczęścia zawsze możemy nad nim popracować." Ross zaśmiał się głęboko. Nie wierzył, że laski się na to łapią. Kazał Courtney poszukać innnych podobnych przypadków. Wątpił by pan Gosling był nowicjuszem.
"Głupia rzecz, miłość. Poznajesz, kochasz, cierpisz. Potem jesteś znudzony albo zdradzony :("
" Czemu tak myślisz?"
" Nie miałam najlepszych związków :( A ty?"
" Ja też nie. Jednak uważam, że trzeba szukać. Nie każdy facet to świnia Avo." 
- A zwłaszcza ty - mruknął Ross.
" Nie ufam facetom."
"Tylko rzeczy które budzą w nas lęk, są warte zachodu słońca."
"Tak sądzisz?"
"Owszem. W życiu trzeba ryzykować. Tylko wtedy warto żyć."
"Pięknie powiedziane."
"Dziękuję ;*"
Kolejna wiadomość od Goslinga, Ross miał dość już gościa. Pisali ze sobą od wczoraj.
" Jesteś taka piękna. To może zabrzmieć jak banał, ale kiedy czujesz się piękna i silna w środku, to widać na zewnątrz"
" Jesteś czarujący Benett ♥"
"Spotkamy się?" Ross postanowił chwile odczekać, niech facet się pomęczy. Wysłał smsa Laurze.
"Owszem. Gdzie i kiedy?"
"Może jutro o 19.00 w Giorgio Baldi w Santa Monica?"
"Jak cię poznam?"
" Będę miał białe róże"
"To do jutra :)"
- Mam cię Gosling - powiedział z dumą.
 Dobijała się do drzwi. Nie zamierzała tym razem dać się spławić. Lisa z zaciekawieniem przyglądała się scenie.
- Vanessa, otwórz te cholerne drzwi!
- Idź stąd!
- Vanessa!
- Ona ma tak od kilku tygodni - dodała Lisa.
- Vanessa, otwórz bo dzwonię po rodziców. - W tej chwili uchyliły się drzwi. Laura weszła do pokoju. Siostra zmierzyła ją wzrokiem.
- Czego chcesz? - warknęła Van.
- Nie odzywasz się do mnie od kilku tygodni. Co się dzieje?
- Nic - mruknęła Vanessa.
- Nic? Nie wciskaj mi kitu! Co takiego ci zrobiłam, że się do mnie nie odzywasz? - Laura usiadła w fotelu.
- Nic mi nie zrobiłaś. Po prostu byłam zajęta.
- Lisa powiedziała mi co innego - fuknęła Lau.
- Co ci powiedziała? - Laura wyczuła strach u siostry.
- Powiedziała, że spotykałaś się z jakimś facetem. To prawda? - Vanessa rozejrzała się po pokoju. Nie chciała wyciągać tej sprawy przy siostrze.
- Tak, spotykałam się z kimś. To już przeszłość.
- Co się stało? - zapytała Laura.
- Nic. - Vanessa wzruszyła ramionami. - Po prostu nie pasowaliśmy do siebie.
- To znaczy?
- O Boże Laura! Zawsze musisz być taka wścibska?! Po prostu on miał inne upodobania niż ja.
- Upodobania?
- Inaczej patrzył na świat. Nie był dla mnie odpowiedni. Tyle.
- Zrobił ci krzywdę?
- Tylko taką, na którą sama się pisałam.
- Nie rozumiem.
- Nie musisz. - warknęła Van. - Posłuchaj Lau, nie chcę o tym gadać. Poza tym chyba ty musisz mi coś wyjaśnić. - Spojrzała znacząco na siostrę.
- Cóż trochę inaczej się ubrałam.
- Ubrałam, uczesałam. Lau, wyglądasz zupełnie inaczej. Skąd miałaś pieniądze na te ciuchy?
- Och, to skomplikowana historia. Pamiętasz blondyna z kancelarii, o którym ci opowiadałam? - Vanessa pobladła.
- Tak, coś wspominałaś.
- Właśnie, Ross namówił i zapłacił za moją przemianę. Wiem, to dziwne. Jednak jemu się nie odmawia.
- Ross Lynch? Blisko z nim jesteś?- zapytała z wahaniem Vanessa.
- Trudno to określić. Teoretycznie jesteśmy przyjaciółmi - odpowiedziała Laura.
- Przyjaciółmi? W jakim sensie?
- Normalnym. Nie jestem tobą i nie sypiam z kim popadnie.
- Powiedziałaś, że teoretycznie jesteście przyjaciółmi, a praktycznie?- Laura westchnęła.
- Obydwoje czujemy do siebie pociąg fizyczny. To niezaprzeczalne. Jednak on, wciąż trzyma mnie na dystans. Powiedziałabym, że nawet mnie zwodzi, a ja się na to godzę.
- Czyli jesteście blisko?
- Chyba tak. Dobrze się czujesz?
- Spałaś z nim?
- Nie! Chociaż bardzo tego chcę.
- Och. - Vanessa była blada, wodziła zdenerwowanym wzrokiem po całym pokoju.
- Nie myślałaś o zmianie pracy? - zapytała.
- Nie. Przyzwyczaiłam się do kancelarii.
- Nie sądzisz, że bycie sprzątaczką, to nie jest dla ciebie dobre zajęcie?
- Vanessa, dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś słabo? - Laura z niepokojem przyglądała się siostrze.
- Muszę nieco odpocząć. Wiesz praca w barze, jest męcząca. Umówmy się kiedyś na lunch, co ty na to?
- Ok. Na pewno wszystko w porządku?
- Zadzwonię do ciebie. Teraz chciałabym się przespać.
- Dobrze, to ja już pójdę. - Podeszła do siostry i przytuliła ją.
- Do zobaczenia Van.
- Cześć Laura. - Po wyjściu, analizowała rozmowę z siostrą. Miała wrażenie, że coś jej umknęło, coś bardzo ważnego. Nie chciała jednak zawracać sobie teraz głowy. Jednak niepokój pozostał.
  Jechali na spotkanie z Goslingiem. Denerwowała się. W końcu to oszust i gwałciciel. Wciąż analizowała rozmowę z Vanessą. Ukrywa coś przed nią. Tego jest pewna. Ma wrażenie, że coś jej umknęło. Tylko co? Z radia poleciała piosenka The Weeknd - Earned it. Laura pod głosiła. 
- Lubisz tą piosenkę? - zapytał Ross.
- Tak. Niezła jest - odpowiedziała.
- Owszem.
- Mało się dzisiaj odzywasz - stwierdziła.
- Mam o czym myśleć.
- Nic mi się nie stanie? - zapytała. Ross spojrzał na nią surowo.
- Nie - odparł.
- Skąd ta pewność? Ten gość to profesjonalista. Sam tak powiedziałeś.
- Wiele rzeczy mówię.
- Zauważyłam. Na przykład, że chcesz mnie przelecieć, jednak wciąż tego nie robisz - burknęła rozwścieczona.
- Nie wyrażaj się! Jakbyś nie zauważyła jestem w związku. - Laura roześmiała się.
- Jakoś wcześniej nie przeszkadzało ci to w pieprzeniu innych kobiet.
- Teraz mi to przeszkadza - burknął.
- Skąd ta zmiana? Nagłe nawrócenie? Sorry, ale w cuda nie wierzę - syknęła.
- Kurwa jesteś taka sama jak twoja siostra! - ryknął. Laura znieruchomiała. Skąd on zna Vanessę? Mówiła mu o niej? Nie za wiele. Skąd ją zna? Spojrzała na niego i zauważyła zmarszczkę na czole. Poznała, że za dużo jej powiedział. 
- Co masz na myśli? - zapytała niepewnie.
- Nic.
- Ross.
- Nie mam ci nic do powiedzenia. - Pod głosił jeszcze bardziej radio. Nagle Laurę olśniło. Przypomniała sobie to, co powiedziała jej siostra:
- Tak, spotykałam się z kimś. To już przeszłość.
- Co się stało? - zapytała Laura.
- Nic. - Vanessa wzruszyła ramionami. - Po prostu nie pasowaliśmy do siebie.
- To znaczy?
- O Boże Laura! Zawsze musisz być taka wścibska?! Po prostu on miał inne upodobania niż ja.
- Upodobania?
- Inaczej patrzył na świat. Nie był dla mnie odpowiedni. Tyle.
- Zrobił ci krzywdę?
- Tylko taką, na którą sama się pisałam.
Wszystko zaczęło się układać w całość. Dziwne zachowanie siostry, to zaczynało mieć sens. Po prostu on miał inne upodobania niż ja. Spojrzała na Rossa. Prowadził jak gdyby nigdy nic.
- Zrobił ci krzywdę?
- Tylko taką, na którą sama się pisałam.
Ściszyła radio. Szumiało jej w głowie. Nie chciała wierzyć, w to co odkryła. Czekała na wyjaśnienia. Czuła jak żółć podchodzi jej do gardła. Przypomniała sobie zachowanie Kate i Courtney i swoje podejrzenia, co do Lyncha. Obie się dziwnie zachowywały. Jak marionetki.  Inaczej patrzył na świat. Nie był dla mnie odpowiedni. Tyle.
- Zatrzymaj się! - wrzasnęła. On jednak nie zareagował.
- Zatrzymaj się pieprzony sukinsynu! - zahamował z piskiem opon zjeżdżając na pobocze. Byli za miastem. Laura wyskoczyła z samochodu. Nie chciała na niego patrzeć. Zaczęła iść w kierunku miasta. Chciała uciec od niego, jednak szpilki jej to nieco uniemożliwiały. Obraz zaczął jej się zamazywać. Prędzej go poczuła niż zobaczyła. Chwycił ją za ramię.
- Gdzie ty do cholery idziesz?! - wrzasnął.
- Boże, ale byłam idiotką.
- Laura, uspokój się. Wsiądź do samochodu i jedźmy na spotkanie z Goslingiem.
- Nigdzie z tobą nie pójdę! - wycedziła przez zęby.
- Lauro nie zostawię cię tu samej. Masz wybór albo wsiądziesz sama do samochodu, albo ja cię tam wsadzę - powiedział stanowczo.
- Nawet teraz masz czelność mi rozkazywać? Jaka ja byłam głupia. Przecież tyle rzeczy mi się nie zgadzało. Boże, jestem ślepa. Zaślepiłeś mnie! Manipulujesz mną, jak nimi wszystkimi!
- Laura wsiadaj! Nie zamierzam z tobą się kłócić gdzieś na jakimś zadupiu! - wrzasnął.
- To ma sens.
- Co?
- Mówiłeś, że jesteś zły, że jesteś potworem. To ma sens.
- Lauro ponoszą cię nerwy. Wsiądź i porozmawiamy.
- O czym? O tym, że spałeś z moją siostrą?
- Miałaś się nie dowiedzieć.
- Tak? Chcieliście mnie okłamywać? Jak długo Ross?
- To trwało kilka tygodni, Laura uwierz to nic takiego.
- Chyba żartujesz! Nic takiego?! Spałeś z moją siostrą, sukinsynu! To nie jest nic takiego?! Zwodziłeś mnie. Jesteś chory!
- Nie wiedziałem, że Vanessa to twoja siostra!
- Boże, ale ja jestem głupia.- Laura kucnęła i schowała twarz w dłoniach.
- Laura naprawdę nie wiedziałem - powiedział cicho Ross. - Gdy tylko mi o tobie powiedziała, skończyłem z tym. Laura, spójrz na mnie. - Podniosła wzrok.
- Nie skrzywdziłbym cię w ten sposób.
- Kim ty jesteś Lynch? - zapytała , po czym ruszyła w stronę samochodu.
  Siedzieli na werandzie ich wspólnego domu i pili wino. Patrzyli na ocean i plażę oraz zachodzące nad wodą słońce. Kupili ten domek niedawno. Gdy go tylko zobaczył wiedział, że się jej spodoba. Zawsze powtarzała mu te dyrdymały o wspólnych wieczorach z winem i obserwowanie zachodu słońca. On kochał wodę i surfing, więc jasne było, że to miejsce dla nich. Niedługo ich marzenia się spełnią i razem będą mogli tak siedzieć do końca swoich dni. Cieszył się na tą myśl. Wyobrażał sobie siebie za kilka lat. W tym domu z dwójką dzieci. Najlepiej parką, tak jak w tych wszystkich filmach. Byłby on, dzieci i Alexa. Czy mógł chcieć więcej? Nie. Nie miał specjalnych wymagań, nie chciał jedynie by jego małżeństwo wyglądało jak jego rodziców, a jego rodzina jak jego własna. Nie chciałby jego dzieci za kilkanaście lat go znienawidziły. Nigdy nie miał nic do ojca i matki. Wiedział, że chcą dla nich dobrze. Może używali złych środków, ale w gruncie rzeczy robili wszytko z miłości. Oczywiście wściekł się, że ojciec zniszczył R5, ale rozumiał jego pobudki. Kto wyżyje z grania? Nikt. Lepszym wyborem było prawo. To dało pieniądze dziadkowi, ojcowi i w sumie im. On, Riker, a nawet Ratliff to rozumieli, Ryland chyba też. Jednak nie wszyscy się z tym pogodzili. Rydel zawsze miał o to żal do ojca, co doprowadziło ją do sięgnięcia dna. Od dawna nie miał dobrych stosunków z starszą siostrą. Musiał przyznać, że bardziej Ellingtona traktował jak rodzeństwo niż Rydel jak siostrę. Ich drogi rozeszły się dawno temu. Rydel wybrała swój kierunek życia, a on i reszta swój. Zdobył porządny zawód, niedługo będzie prokuratorem, a grać na gitarze może od czasu do czasu jako swoje hobby. Ma też wspaniałą narzeczoną. Ojciec dobrze wybrał. Jest mu wdzięczny, że w porę zmienił jego życie na lepsze. Wszyscy powinni dziękować za to ojcu. No może nie Ross. On ma swój powód przez który mści się na wszystkich. Dla Rocky'ego Ross jest i był obcy. Nie łączą ich więzy braterskie. Krew płynie w nich ta sama, jednak naprawdę nie są braćmi. Ross pojawił się w ich życiu tylko po to, by ich zniszczyć.
- O czym dumasz? - zapytała. Uśmiechnął się do niej. Była jego oazą.
- W tym momencie akurat o Rossie - odparł.
- Myślisz, że przyjdzie na nasz ślub?
- Z nim wszystko jest możliwe. - Zobaczył jak Alexa się smuci. Chciała by cała rodzina była na uroczystości. Pragnęła mieć idealne wesele, a on chciał jej takie dać. Problem polegał na tym, że nie mógł przewidzieć zachowania młodszego brata.
- Będzie dobrze - powiedział i uścisnął jej dłoń.
- Mam nadzieję, tak mi zależy by było idealnie.
- Będzie. Obiecuję.
- Kocham cię, Rocky - szepnęła.
- Ja ciebie też kochanie. Też cię kocham.
- Nie rozumiem czemu on was nienawidzi, przecież jesteście tacy dobrzy. - Rocky uśmiechnął się,
- Kochanie, nie zaprzątaj sobie nim głowy. Ross jest jaki jest. Nie zmienisz tego.
- Może, ale mógłby spróbować wszystko wybaczyć i zrozumieć.
- Mógłby, ale to nie jest typ człowieka, który wybacza. On żyje dla zemsty.
- To chore - odparła.
- Nie, to on jest chory.
- Nie mów tak Rocky. To jednak twój brat.
- Nie mam go za brata, kotku. Mam tylko tych samych rodziców, ale nie jesteśmy rodzeństwem. Nigdy nic nas nie łączyło. To się nie zmieni.
- Powinien wyzbyć się tej nienawiści. Może i was niszczy, ale on nie widzi, że kiedyś zniszczy nie tyle was, co i siebie? - Upiła łyk wina. Rocky spojrzał na ocean.
- Zemsta to bardzo silne uczucie, Alexo. Nie wiesz jak nad nią zapanować. On żyje po to by się mścić. Zemsta sprawiła, że stracił jakiekolwiek skrupuły i cząstki dobroci.
- Mówisz o nim tak jakby był potworem.
- Bo nim jest, kochanie. Ross jest potworem Inaczej nazwać go nie umiem - odparł.
   Zamówił espresso. Wiedział, że jeszcze bardziej ją rozwścieczy, ale nie mógł się powstrzymać i zamówił za nią. Obserwował jak kelner podawał jej kawę. Obrzuciła go morderczym spojrzeniem. Co z nią jest nie tak? Przecież są tylko przyjaciółmi, nie powinna się wściekać o to, że poszedł do łóżka z inną. Pieprzysz Ross. Wiedział doskonale, że nie są przyjaciółmi. To coś więcej. On pragnął jej, a ona jego i wcale nie chodziło im o grzeczne trzymanie za rączkę. Poza tym, to była jej siostra. Kurwa, nie wiedział w co się pakuje. Wtedy w barze było mu wszystko jedno. Mogła to być zarówno zakonnica jak i dziwka. Chociaż zdawał sobie czemu padło na Vanessę. Nie mógł mieć Laury, to wziął zamiennik. Dlatego złożył jej propozycję. Była podobna do Laury, więc mógł udawać, że to ona. Przeważnie nie składa tego rodzaju propozycji przypadkowym kochankom. Jednak tu nie chodziło o Vanessę, lecz o Laurę. Udawał. Gdyby był ostrożniejszy. Nawet nie zapytał o rodzinę i nazwisko. Po prostu przez kilka tygodni ją pieprzył, tak jak chciał pieprzyć jej młodszą siostrę. Ona też nie była bez winy, od początku wiedziała kim jest. Jaka siostra się tak zachowuje? Dopiero któregoś dnia gdy się ubierała, z torebki wypadło jej zdjęcie rodzinne. Pamięta jak je podniósł. Krew mu się zmroziła w żyłach.
- Co to kurwa jest? - wysyczał. Przyglądał się zdjęciu i Vanessie. Widział panikę w jej oczach. Jeszcze raz spojrzał na fotografię. Wzrok go nie mylił.
- Jak masz na nazwisko?
- Marano - wyszeptała. Poczuł się tak jakby dostał obuchem w głowę. Że też wcześniej na to nie wpadł, dlatego była taka podobna do Lau.
- Wiedziałaś kim jestem?
- Tak.
- I kurwa się zgodziłaś?! Mimo, że wiedziałaś?! Kurwa, kurwa, kurwa...dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś jej siostrą?! - Przeczesał włosy palcami. Zaczął chodzić po pokoju. Wiedział, że tym razem złamał wszelkie granice.
- Ross...ja, ja nie chciałam by to tak wyszło.
- Nie chciałaś?! Kpisz ze mnie?! Kurwa przecież jesteś siostrą Laury! Ona mnie zabije jak się dowie. - Gorzej zostawi go jeśli się dowie. Straci ją, to pewne.
- Nie powiem jej.
- Mam taką pieprzoną nadzieję, a teraz spadaj stąd.
Przyglądał się jej. Błądziła wzrokiem po restauracji. Wszędzie byle nie na niego. W samochodzie nie płakała, ale też nie odezwała się do niego słowem. Gdy tylko zaparkował, wyskoczyła z samochodu. Czuł się strasznie, nie chciał jej stracić. Kim ty jesteś Lynch? Tyle razy jej powtarzał, że jest potworem. Teraz na pewno tak o nim myśli. Ma ciemną duszę, ale czuje, że bez niej zatonie w źle które go otacza. Była dla niego jak tlen. Dzięki temu wciąż żył. Jeśli odejdzie straci wszystko. Sam siebie zniszczy. Nigdzie z tobą nie pójdę! Nawet teraz masz czelność mi rozkazywać? Jaka ja byłam głupia. Przecież tyle rzeczy mi się nie zgadzało. Boże, jestem ślepa. Zaślepiłeś mnie! Manipulujesz mną, jak nimi wszystkimi! Czy manipulował Laurą? Nie chciał się przyznawać, ale tak. Powinien dać jej spokój, dać jej szansę na życie z facetem na jakiego zasługuje. Jednak zwodził ją. Był na tyle zachłanny, że sam jej nie ruszał, ale nie dał nikomu innemu. Nagle w drzwiach pojawił się pewien brunet. W ręku trzymał bukiet białych róż. Ross od razu wiedział, że to Gosling. Podszedł do stolika Laury. Ta go na początku nie zobaczyła. Wpatrywała się pustym wzrokiem w stolik naprzeciwko. Gosling odchrząknął.
- Laura, prawda?
- Benett?
- Tak. - Facet dał jej róże. Ross odnotował, że uśmiechnęła i zaciągnęła się ich zapachem.
- Dziękuję - powiedziała. Gosling usiadł. Według Rossa zdecydowanie za blisko.
- Piękne kwiaty dla pięknej kobiety. - Ross nie wierzył, w to co słyszy. Laura zachichotała. Zachichotała, na tak tandetny tekst. Wiedział co jest już grane. Miał ochotę zabić Goslinga. Nie pozwoli temu oszuście zbliżyć się do jego Lau.
- Zamówiłaś już?
- Nie. Czekałam na ciebie.
- Ok. To poprośmy kelnera. - Ross patrzył jak dwójka zamawia. Chciał wydłubać oczy Goslingowi, za to jak na nią patrzy.
- Czym się zajmujesz? - zapytał. Laura przygryzła wargę i zmierzyła go wzrokiem.
- Pracuje w agencji reklamowej.
- Fajna praca.
- Owszem ciekawa. A ty?
- Ja? Ja jestem przedstawicielem handlowym.
- Co sprzedajesz?
- Różne rzeczy, zależy z kim akurat pracuję.
- Pewnie sporo podróżujesz?
- No, całkiem sporo. Byłaś kiedyś w Seattle, albo Nowym Jorku?
- Nie, nigdy nie wyjeżdżałam z Los Angeles.
- Ooo, to może kiedyś tam pojedziemy?
- Po moim trupie - warknął Ross. Laura spojrzała się na niego, po czym uśmiechnęła się do Goslinga.
- Z miłą chęcią. Jak znajdę czas to nie ma sprawy. - Ross zakrztusił się kawą. Nigdy w życiu jej na to nie pozwoli.
- Jesteś taką piękną kobietą.
- Dziękuję - odparła i znów zachichotała. Zaczynało mu to działać na nerwy. Odpowiadała na flirt tego dupka.
- Naprawdę, w życiu nie widziałem piękniejszej kobiety.
- Mam nadzieję, że to nie ostatnie spotkanie.
- Och, na pewno nie. Możemy iść pojutrze do teatru, masz czas?
- Lubisz sztukę? - zapytała.
- Uwielbiam, oczywiście jeśli wolisz kino to nie ma sprawy.
- Wow, mało który facet proponuje teatr.
- Kochana nie jestem taki jak inni. - Ross nie wytrzymał i napisał smsa do Lau by wychodziła. Ta spojrzała na niego, po czym zignorowała wiadomość. Wkurzył się. Nie chciał by ten złamas ślinił się na jej widok. Była jego i gówno go obchodziło jej zdanie na ten temat.
- Nie wątpię - odparła zmysłowym tonem.
- Faceci się pewnie o ciebie zabijają - powiedział.
- Nie, powiedziałabym, że raczej mnie odpychają.
- Co? Taką kobietę jak ty? To przecież grzech. Ja bym się o ciebie troszczył. - Ross kolejny raz zakrztusił się kawą gdy zobaczył, że ten dupek ściska jej rękę. Zabieraj te łapska od niej! - miał ochotę wywrzeszczeć.
- Cóż niektórzy nie cenią tego co mają lub co mogą mieć. - Spojrzała w kierunku Rossa. Mówiła o nim. Przełknął ciężko ślinę. Schrzanił to. Co najgorsze nie miał pojęcia co dalej.
***
Hejo miśki XD Co tam słychać? Długo mnie nie było, ale mam dla was trzynasty rozdział. Sporo się w nim dzieje. Pamiętacie jak pod koniec jednego z rozdziałów Ross poznał pewną brunetkę? Nie było to oczywiście przypadkowe. U Delly nic nie dzieje się przypadkiem. Mieliśmy Rossa, który spotkał tajemniczą nieznajomą i Vanessę, która dziwnie się zachowywała. Teraz już wiadomo czemu. Ciekawa jestem czy się tego spodziewaliście :) Pytaliście kogo ślub planuje urządzić. Po tym rozdziale to już raczej jasne. Oczywiście ten ślub też będzie miał wpływ na relację Raury. Teraz coś nie o blogu. Mianowicie spotkałam się z poniekąd zarzutami, że narzekam na małą ilość komentarzy (chodzi o Kopciuszka), a sama jestem sobie winna bo nie wstawiam często rozdziałów. Otóż powtórzę to raz jeszcze - STUDIUJĘ. Nie mam czasu siedzieć tyle przed bloggerem jak wcześniej. Piszę w wolnych chwilach, a tych mam mało. Podobnie jak wy, na pierwszym miejscu jest nauka, dopiero potem pisanie. Też jak wy potrzebuje snu i odpoczynku. Poza tym ostatnio się przeprowadziłam do Warszawy i nie miała neta (ach ta stolica xD) Poza tym nie jestem robotem i nie wypluwam tych rozdziałów. Doskonale mnie zrozumieją dziewczyny, które piszą własne. Prowadzenie bloga zabiera mnóstwo czasu, a ja mam ich dwa (na szczęście Kopciuszka już kończę). Mogłabym wstawiać częściej, ale nie chce by to było dziesięć zdań na krzyż. Poza tym przygotowuje materiał na trzeciego bloga (pewnie i tak go nie zobaczycie). Przepraszam wszystkich zawiedzionych, ale no po prostu jestem tylko człowiekiem i pewnych rzeczy nie przeskoczę.
Pozdrawiam.
Delly Lynch ♥











środa, 14 października 2015

Rozdział trzynasty (trailer)

- Zatrzymaj się! - wrzasnęła. On jednak nie zareagował.
- Zatrzymaj się pieprzony sukinsynu! - zahamował z piskiem opon zjeżdżając na pobocze. Byli za miastem. Laura wyskoczyła z samochodu. Nie chciała na niego patrzeć. Zaczęła iść w kierunku miasta. Chciała uciec od niego, jednak szpilki jej to nieco uniemożliwiały. Obraz zaczął jej się zamazywać. Prędzej go poczuła niż zobaczyła. Chwycił ją za ramię.
- Gdzie ty do cholery idziesz?! - wrzasnął.
- Boże, ale byłam idiotką.
- Laura, uspokój się. Wsiądź do samochodu i jedźmy na spotkanie z Goslingiem.
- Nigdzie z tobą nie pójdę! - wycedziła przez zęby.
- Lauro nie zostawię cię tu samej. Masz wybór albo wsiądziesz sama do samochodu, albo ja cię tam wsadzę - powiedział stanowczo.
- Nawet teraz masz czelność mi rozkazywać? Jaka ja byłam głupia. Przecież tyle rzeczy mi się nie zgadzało. Boże, jestem ślepa. Zaślepiłeś mnie! Manipulujesz mną, jak nimi wszystkimi!


Dobry xD O to krótka zapowiedź nowego rozdziału, który już wkrótce :) Ciekawi co się wydarzy?



wtorek, 15 września 2015

Rozdział dwunasty - "Słońce patrzy, w dół zazdrosne."

W poprzednim rozdziale:

- Ross. - westchnęła.
- Co? Mówię poważnie. Zresztą zobacz jak na mnie działasz. - pociągnął jej rękę i położył na swoim kroczu. Odruchowo zacisnęła na nim rękę. Syknął.
- O kurwa Laura. Zmieniłaś się w perwersyjną dziewczynkę?
- Żebyś wiedział.  - nie przestawała go masować. Nawet nie wiedziała skąd to umie robić.
- Cholera. Jesteś...o tak. Tak dobrze. - cicho jęknął.
- Czy taka zapłata może być?
- Och...może. - mruknął w jej ucho. Nagle wstał. Miała taką nadzieję, a on jak zwykle wszystko zepsuł. Podszedł do niej i nachylił się.
- Kiedyś zapłacisz drugą ratę. - mruknął w jej ucho. Przygryzł je , a potem zniknął




  Stała przy lustrze i wygładzała czarną sukienkę. Czuła się bardzo dobrze w nowym wydaniu. Wreszcie nie patrzyła z odrazą na swoje odbicie w lustrze. Chciała się dzisiaj zabawić. Nie mogła już być tą starą Laurą, która spędzała wieczory na obżeraniu się i użalaniu przy jakiejś błahej komedii romantycznej. Teraz mogła bez żadnego wstydu wyjść na miasto. Wreszcie czuła się dobrze w swoim ciele. Chociaż czasami miała wrażenie, że patrzy na kogoś innego. Na obcą osobę. Czy Ross, aż tak ją zmienił? Wciąż myślała jak wczoraj na nią patrzył. Pożerał ją wzrokiem. No i te jego słowa "Kiedyś zapłacisz drugą ratę." Czy on zakładał, że kiedyś...oni razem...? Poczuła jak budzi się gdzieś w jej duszy nadzieja. Może nie umrze jako samotna dziewica, jak zakładają jej rodzice. Była ciekawa jak zareaguje siostra i rodzice. Miała przed sobą szansę na coś nowego. Wiedziała jednak, że najpierw musi uporać się z tym, co wczoraj wydarzyła się między nią, a Ross'em. Nie wie co w nią wstąpiło. Przecież nigdy coś takiego jej się nie przydarzyło. Nie leżało to w jej naturze. Nie miała w zwyczaju macać mężczyzn po kroczu w restauracji pełnej ludzi. To nie była ona. To była ta druga Laura, ta która pojawiała się gdy w pobliżu pojawiał się seksowny adwokat. Wtedy już nie myślała. Zamieniała się w papkę, która pragnie by ten grecki bóg rozsmarował ją sobie po ciele.
- Seksownie wyglądasz. - podskoczyła gdy usłyszała jego niski ton. Odwróciła się i zobaczyła, że leży na łóżku.
- Co ty...co ty tu robisz? - nie potrafiła zrozumieć czemu tu jest. Zamrugała powiekami, bo być może to tylko sen. Jednak obraz Ross'a na jej łóżku wcale nie znikał.
- Nie jestem zjawą senną Lauro.
- Nie?
- A czy zjawa mogłaby zrobić tak? - wstał i podszedł do niej. Poczuła jego silny zapach męskich perfum. Polizał ją tuż pod uchem.
- Chyba nie. - odpowiedziała drżącym głosem.
- Podoba mi się ta sukienka. - mruknął do jej ucha. Jego dłonie zsunęły się na jej biodra, a potem niżej nad krawędź materiału.
- Ross. - westchnęła.
- Cśś...dam ci to co chcesz. - szepnął.
- A Courtney? - zapytała.
- O nią się nie martw. Teraz jesteśmy tylko my. - nie pozwolił jej odpowiedzieć, bo wpił się w jej usta. Jego usta nie tylko wyglądały idealnie. Były niesamowicie zmysłowe w tym co robiły i mega miękkie. Czuła jak ból między robi się coraz bardziej nieznośny. Jej oddech przyspieszał, a jej serce już praktycznie wyrywało się z piersi. Jego dłonie powędrowały w górę odsłaniając nieco jej uda.
- Ciekawe czy jesteś taka słodka na dole. - nie zrozumiała, o co mu chodzi póki nie padł przed nią na kolana.
- Ross ja nie...
- Cicho kotku. - mruknął. Podniósł wyżej sukienkę i wsunął palce pod materiał koronkowych majtek.
- Jesteś do nich przywiązana?
- Raczej nie.
- To dobrze. Kupię ci ładniejsze. - pociągnął za gumkę i po chwili czarne, koronkowe majteczki to była przeszłość.
- Rozumiem, że nikt nigdy nie robił ci minety? - zapytał. Zaczerwieniła się.
- Nie. - szepnęła. On uśmiechnął się szatańsko. Po chwili poczuła jego język. Jęknęła.
- Słodka i niewinna. - mruknął. Spojrzała w lustro. To co zobaczyła bardzo ją podnieciło. Oto ona z podwiniętą sukienką i Ross między jej nogami. To było nieziemsko podniecające. Ross popatrzył na  nią, a potem się odwrócił.
- Lubisz na siebie patrzeć? - zapytał z lekkim uśmieszkiem.
- Ja...ja...ja nie...nigdy... - jąkała się. Krzyknęła gdy poczuła jak wsuwa w nią palec. Teraz czuła jego palce w niej oraz jego język, który poruszał się nieustępliwie.  Odchyliła głowę, jej oddech stał się płytszy i szybszy.
- Lubisz jak ktoś cię pieprzy ustami, przyznaj to. Lubisz na to patrzeć, kręci cię to. - mruknął. Laura jęknęła. Nogi miała jak z waty. Ross to wyczuł i kazał jej się położyć na podłodze.
- Mógłbym uznać to za spłatę raty, ale...
- Ale co? - wydusiła z siebie.
- To niestety za mało. - jego usta były coraz bardziej natarczywe, a palce coraz szybciej i głębiej się poruszały. Poczuła jak jej ciało drży. To nie był orgazm jak opisują w książkach, ten był mocniejszy. Czuła go całą sobą. Jej ciało w jednej chwili zacisnęło się, a potem rozluźniło. Sporo czytała o seksie, ale to...to było nieziemskie. Krzyknęła jego imię.
Nagle poderwała się z łóżka, była cała spocona. Rozejrzała się, wcale nie leżała na podłodze, a na łóżku. Nie miała na sobie czarnej sukienki, a piżamę. Najważniejsze jednak było to, że nie było tu Ross'a.
- To tylko sen. - wydyszała.
To niestety tylko sen.
   Bała się jak zareagują wszyscy w pracy na jej nowy wygląd. Nie wiedziała co im ma powiedzieć. Przecież nie przyzna, że to wszystko sprawka Rossa. To by zniszczyło ją i może jego. Chociaż jak zna Rossa to on by wyszedł na tym bez szwanku. Spojrzała na siebie. Wyglądała zupełnie inaczej. Upięte włosy, piękna spódnica i popielaty sweterek oraz cudowne, czarne szpilki. Czuła się bardzo dobrze. Weszła do kancelarii. Uśmiechała się szeroko, przy biurku siedziała Courtney. Pisnęła na jej widok.
- Laura! - Dziewczyny obie się zaśmiały. Courtney wstała i podbiegła do Lau. Przytuliła ją.
- Wyglądasz...
- Pięknie? Cudnie?
- Co się stało?
- Postanowiłam się nieco zmienić.
- Nieco? - Brunetka uniosła brew.
- No tylko troszeczkę.
- Troszeczkę? Wyglądasz zupełnie inaczej.
- I tak się czuję. - Do pokoju wszedł Riker i Rocky, a za nimi Mark. Wszyscy trzej stanęli jak wryci.
- Dzień dobry panno Marano. Dobrze pani dziś wygląda - powiedział zmieszany Mark. Dał jakieś dokumenty Courtney po czym zniknął w gabinecie. Rocky i Riker jeszcze chwilę gapili się na Lau, po czym również wymknęli się z kancelarii, bąkając przeprosiny.
- Nieźle, nieźle - powiedziała Courtney. Lau machnęła ręką i poszła do kuchni. Nie widziała Brandona, pewnie Ross dotrzymał słowa i zrobił wszystko by ten chłopak stracił tu pracę. Po kilku godzinach spokojnego sprzątania, natknęła się w końcu na Rylanda i Ellingtona. Ten pierwszy był zaskoczony jej wyglądem, drugi zaś zrozpaczony. Czego nie mogła pojąć. Krzyknął tylko:
- Czemu to zrobiłaś? - i uciekł do gabinetu. Sprzątała w sali konferencyjnej gdy zobaczyła Rydel. Blondynka stała i przypatrywała jej się. Wyglądała mizernie, chociaż lepiej niż zazwyczaj. Miała na sobie bordową sukienkę z asymetrycznym, długim dołem.  
- Coś się stało? - zapytała Laura. Blondynka usiadła na jednym z krzeseł i założyła nogę na nogę.
- Dobrze pani wygląda - odezwała się po chwili.
- Dziękuję - odpowiedziała Laura.
- Nie ma za co. - Chwilę obie milczały. Lau wycierała stół, a Rydel się jej przyglądała.
- Brandon tu jeszcze pracuje? - zapytała.
- Nie.
- Och.
- Lubi pani pannę Eaton? - zapytała Lynch. Lau spojrzała na nią zdumiona. Nie spodziewała się takiej rozmowy z blondynką.
- Tak, lubię - odpowiedziała.
- Ja jej nie lubię. Zresztą jak każdą dziewczynę Ross'a. Według mnie ma fatalny gust, jeśli chodzi o kobiety.
- Czemu o tym pani ze mną rozmawia? - zapytała brunetka. Rydel usiadła wygodniej w fotelu.
- Ciekawi mnie, co powiedziałaby Courtney na fakt, że kręci pani z jej facetem. - Lau prawie pisnęła. Czuła jak zimna gula podchodzi jej do gardła. Zauważyła na twarzy Rydel uśmieszek.
- O czym pani mówi?
- Niech pani nie udaje głupiej, pani Marano. Obserwuje was od dawna. Panią i mojego brata. Jak to się stało, że od nienawiści przeszliście do tak przyjaznych stosunków? Nie wiem czy już panią przeleciał, czy nie. Nie mam pojęcia, w co on się bawi. Jednak wiem, że to on stoi za pani nagłą przemianą.
- Skąd pani może to wiedzieć? Powiedział pani?
- Nie. Nie musiał. Widzę, że ubrania, które ma pani na sobie są bardzo drogie. Zakładam, że sprzątaczki tyle nie zarabiają. Poza tym są bardzo w guście Rossa - odezwała się Rydel. Laura nie wiedziała, co ma jej odpowiedzieć. Stała i przypatrywała się blondynce. Ta podniosła się z fotela i podeszła do brunetki.
- Nie wie pani, co się pakuje panno Marano. Mogę tylko panią zapewnić, że będzie panią bardzo bolało. - szepnęła jej do ucha, po czym wyszła.
  Siedział przy biurku i przeglądał dokumenty. Nie mógł się jednak skupić. Nie była to dla niego ostatnio żadna nowość. Odkąd Laura się zmieniła, pokusa stała się silniejsza. Zabije, jeśli ktoś się teraz do niej zbliży. Zakładał, że coś takiego może się wydarzyć jednak nie sądził, że to może być tak kuszące. Trudno jest mu się oprzeć. Może nie potraktowałby ją jak innych dziewic, bo chciałby ją mieć dla siebie. Czuł, że rodzi się w nim coś zakazanego. Do tej pory fasada jaką zbudował była solidna, ale teraz coraz częściej miał wrażenie, że pojawiają się na niej rysy. Czuł, że ona kiedyś odkryje kim on naprawdę jest. Wiedział jedno. Jeśli pozna prawdę odejdzie. Ktoś zapukał do drzwi, Courtney wprowadziła młodą kobietę. Ross zmierzył ją wzrokiem. Blond włosy, niezła sylwetka. Po stroju wywnioskował, że dziewczyna prócz stylu ma sporo kasy.
- Dzień dobry, byłam umówiona - powiedziała i podeszła do biurka. Courtney opuściła pokój. Ross wstał i zapiął guzik marynarki.
- Tak, pani Ward? - zapytał. Kobieta skinęła głową.
- Proszę usiąść. - Oboje zajęli miejsca.
- Kawy, herbaty? - zapytał.
- Kawy - odpowiedziała. Ross chwycił telefon i połączył się z sekretariatem.
- Panno Eaton, niech panna Marano zrobi dwie kawy i przyniesie do mojego gabinetu.
- Dobrze - odpowiedziała i rozłączyła się.
- Co panią do mnie sprowadza? - zapytał. Kobieta odchrząknęła.
- Powiedziano mi, że jest pan najlepszy, i że ma pan otwarty umysł.
- Dziękuję, ale proszę o konkrety.
- Przychodzę do pana z nietypową sprawą, panie mecenasie.
- Tak?
- Otóż, zostałam oszukana, wykorzystana i okradziona. - Ross przyglądał się chwilę kobiecie i analizował jej słowa.
- Rozumiem, że powiadomiła pani policję, i że ta osoba została już zatrzymana - stwierdził.
- Tak i nie.
- Nie rozumiem. Może pani wyjaśnić.
- Otóż złożyłam zawiadomienie, ale go nie znaleźli. Posługiwał się fałszywym nazwiskiem.
- Aha, ale jak mam ja pani pomóc?
- Chcę by pan go odnalazł, mecenasie - powiedziała. Ross uśmiechnął się.
- Nie sądzi pani, że to należy do organów ścigania, ewentualnie do pracy detektywa?
- Proszę pana, policja go nie znajdzie on jest za cwany, a detektywowi nie będę napychać kieszeni, starczy mi już adwokat.
- Dobrze, rozumiem. Niech pani powie co się w taki razie stało.
- Jestem singielką. Dwa lata temu zakończyłam dość burzliwy związek. Długo się z nikim nie spotykałam. Koleżanka namówiła mnie bym założyła konto na serwisie randkowym.
- Jakim? - dopytał.
- Black roses czy jakoś tak. W każdym razie nie zamierzałam z tego korzystać.
- Ale?
- Odezwało się kilku mężczyzn. Pisałam z nimi. Wśród nich był nie jaki Benett Gosling. Przystojny, 27-letni biznesman. Podobno miał jakąś firmę internetową. Pisaliśmy i w końcu namówił mnie na spotkanie. Spotkaliśmy się kilka razy. Był czarujący i miły. Kupował mi różne drobiazgi. Biżuterię i takie tam. Spotykaliśmy się kilka tygodni, nigdy nie posunęliśmy się dalej niż jakieś pocałunki na kanapie. Kiedyś poprosił, żebym pożyczyła mu trzy tysiące. Poszłam z nim do banku i to zrobiłam. Niestety chyba widział jak wpisuję pin. Potem zjawił się u mnie któregoś wieczora. Piliśmy wino i nagle stałam się bardzo słaba. Wypiłam zaledwie pół lampki. Nie byłam pijana. On...mnie zgwałcił i wyczyścił moje konto. - Kobieta spuściła wzrok.
- Była pani w szpitalu?
- Tak, ale drań użył prezerwatywy. Nie znaleziono na mnie żadnych jego śladów biologicznych. Co najlepsze sprzątnął też mieszkanie.
- Ukradł coś?
- Tak. Biżuterię i inne cenne przedmioty elektroniczne.
- Postaram się jakoś pani pomóc. Potrzebuję wszelkich informacji o nim. Jednak uprzedzam to nie będzie łatwe.
- Wiem. Panie mecenasie jego trzeba zlikwidować jego własną bronią.  - Wtedy do pokoju weszła Laura i Ross wpadł na pewien pomysł.
- To zrozumiałe. Lauro możesz zostać na chwilę?
- A po co?
- Zostań - powiedział stanowczo.
- Co pan zamierza? - Kobieta upiła łyk kawy i spojrzała na Laurę.
- Wystawimy przynętę. Złapiemy go jak będziemy mieć dowody na łamanie przez niego prawa. 
- Dobrze, ale na mnie już się nie złapie. Nie odpowiada na moje telefony i mejle. 
- To zrozumiałe, że pani pani Ward nie może być przynętą. Mam kogoś idealnego do tej roli - powiedział z uśmiechem.
- Mnie? - Laura pisnęła. Chyba zwariował, nie wiedziała o czym ta dwójka gada, ale za Chiny nie będzie jakąś pieprzoną przynęta. Po jej trupie.
- Lauro, założymy ci konto na serwisie randkowym. Spokojnie ja będę kontaktował się mejlowo z tym gościem. Pani Ward została wykorzystana i okradziona przez pewnego Benetta Goslinga. Poznała go przez serwis Black roses. To oszust, pewnie zrobił to samo innym kobietom, a policja nie może go znaleźć.
- Rozumiem, ale czemu ja? - zapytała rozpaczliwie.
- Bo pani jest ładna. Jak nic się złapie - powiedziała pani Ward.
- Zgodzisz się Lauro? - zapytał Ross. Laura chwilę się wahała.
- Och, dobrze zawsze mnie wykorzystujesz! - krzyknęła sfrustrowana własną słabością.
- W takim razie pani Ward, będę panią informował na bieżąco. - Wstał i pożegnał z kobietą. Potem zabrał się za wyjaśnianie Laurze planu i tworzenie jej fałszywego profilu.
 Gosposia jak zawsze zaprowadziła go do salonu. Czuł się tu prawie jak u siebie. Tyle lat tu spędził, tyle się tu nauczył. To tu stał się taki jaki jest. Siedziała na kanapie z filiżanką espresso i czasopismem.  Odrzuciła brązowe, długie włosy do tyłu i uśmiechnęła się. Wstała z kanapy i chwyciła jego dłoń.
- Ross jak miło cię widzieć. - powiedziała. Pocałowała go w policzek.
- Ciebie również - odparł. Usiedli na kanapach. Gosposia jak zawsze przyniosła mu kawę. 
- Co u ciebie słychać? - zapytała.
- Dobrze. Jak układa ci się z Ryanem?
- Trochę się jeszcze gubi i stawia, ale wiesz mam swoje sposoby. - Uśmiechnęła się.
- Tak wiem. Henry się odzywał? 
- Nie, od rozprawy go nie widziałam. Podobno ma kogoś nowego.
- Wiesz kogo?
- Nie. Nie interesuje mnie to. Wzięliśmy rozwód, puściłam go z torbami, więc może robić co chce - odparła rozdrażniona. Na Rossie jej ton nie zrobił wrażenia.
- Nic nie wie o interesach? 
- Nie. Skąd to pytanie?
- Upewniam się czy jest bezpiecznie.
- Dzwonił Sajid pytał kiedy dostawa? - Upiła łyk kawy. Ross przyglądał się jej. Była dla niego bardzo ważna. To ona, razem z Sajidem wyhodowała w nim chęć zemsty na ojcu.Dla tej dwójki był w stanie zrobić wszystko.
- Spokojnie. Pierwsza tura w przyszłym tygodniu. Przekaż mu, że na czwartek ma załatwić ludzi i samochód oraz spokojne przekroczenie granicy.
- Jedziesz do Meksyku?
- Nie. Tam jest Sam. Ja robię wszystko tu.
- Nie sądzisz, że Sam może się skusić?
- Nie - odparł szorstko. - Sam to zaufany człowiek Sajida.
- A ty mu ufasz?
- Sajid mu ufa, więc ja także. On tylko ma dopilnować transportu do Pakistanu. Reszta to moje zadanie.
- Obie tam idą?
- Tak. Muszę jeszcze popracować z jedną, ale prawie już skończyłem.
- A co z Courtney?
- Póki co jest u mnie. Ona to większy transfer. Zostanie najprawdopodobniej w Stanach.
- Wiem, rozmawiałam z Sajidem. Jest sporo warta. Uważaj na nią.
- Znasz mnie, nic złego jej nie zrobię.
- Po transakcji przeleję pieniądze na twoje konto w Szwajcarii.
- Dobrze. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie problemów?
- Nie. Spokojnie. Dopilnuje by sprawy się potoczyły po naszej myśli.
- Cieszy mnie to.
- Masz kogoś nowego na oku? 
- A masz kogoś?
- Wiesz, że zawsze kogoś znajdę. Pytanie czy ktoś jest? - Ross cały się spiął. Chciał odwlec ten moment. Nie chciał jej narazić. Chociaż z drugiej strony mógłby zdobyć kolejne pieniądze i wykończyć wreszcie Marka.
- Jest ktoś Ross, prawda?
- Tak. 
- Więc na co czekasz?
- Ona pracuje u mojego ojca. Jest idealna, byłaby bardziej wartościowa niż Courtney.
- Więc bierz się do roboty.
- Nie. Zostaw ją w spokoju. Ona mi ufa. 
- Od kiedy obchodzą cię ludzkie uczucia Ross? - powiedziała z drwiną.
- Helen mówię poważnie. Póki co, zostawmy ją w spokoju. Ona się do tego nie nadaje. Poza tym wie kim jestem i mogłaby...
- Cię zdradzić? Ross nie rozśmieszaj mnie. Courtney też cię zna i się nie przejmujesz.
- Helen na razie daj mi czas. Jest piękna, ale nie da rady. Uwierz - powiedział stanowczo Ross. Kobieta przyglądała mu się chwilę.
- To ty jesteś specjalistą. Póki co i tak musimy trochę poczekać. A jak zemsta na Marku?
- Jestem coraz bliżej celu - odparł krótko Ross.
- To dobrze. - Kobieta upiła łyk kawy.

   - Laura wyglądasz...
- Świetnie - powiedziała i nałożyła sobie błyszczyk. Spojrzała na stojącą obok Sophie. Miała na sobie zieloną, obcisłą sukienkę pasującą do jej rudych włosów.
- Muszę przyznać, że Lynch ma niezły gust.
- Nie on, tylko styliści - odpowiedziała ze śmiechem Laura.
- Co nie znaczy, że zrobił cię na bóstwo.
- No może.  - Z ulgą patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Nie było już kujonki w okularach i brzydkich ubraniach. Widziała tylko piękną kobietę w fioletowej sukience bez ramion i pięknych, wyprostowanych włosach. 
- Och, Laura zrobił cię na bóstwo. Nie wypieraj się. Zgodziłaś się by zafundował ci taką zmianę?
- No...on jest bardzo uparty. Poza tym chciałam tego.
- By wreszcie na ciebie spojrzał - dodała Sophie. Laura spojrzała na nią i przewróciła oczami.
- Wiedziałam - odparła z dumą rudowłosa.
- Jesteś niemożliwa - odpowiedziała Lau.
- I co on na twoją zmianę? - Laura poczuła jak na jej policzek wypełza rumieniec. Dobrze pamiętała to, co zrobili w restauracji.
- Chyba był podniecony - wyszeptała. Sophie wybuchnęła śmiechem.
- Zaniepokojona byłabym jakby mu nie stanął na twój widok.
- Sophie Jones jesteśmy w miejscu publicznym!
- No i co? Jesteśmy w łazience. Mogę mówić co mi się podoba, no nie? - Dziewczyny wyszły  z toalety i poszły do stolika. 
- Pierwszy raz jestem w klubie! - krzyknęła Lau. 
- Pierwszy raz nadajesz się do wyjścia z koleżanką! - Sophie znowu wybuchła śmiechem. Laura jej wtórowała. Czuła się tak młodo, beztrosko. Zamówiły drinki. Widziała, że kilku mężczyzn przy barze na nie zerka.
- Mówiłaś coś, że pomagasz Rossowi w jakiejś sprawie - powiedziała Sophie popijając napój.
- Tak. Ross chce mnie wystawić na przynętę. Mamy namierzyć jakiegoś oszusta i gwałciciela, który wykorzystuje kobiety. Wiesz, przez jakiś durny portal szuka ofiar, potem z nimi pisze wciskając im jakiś kit o miłości. One się łapią, godzą się na spotkanie. Ten je oczarowuje, kupuje im jakieś drobiazgi, a potem prosi o hajs. A te kobiety godzą się i idą z nim do banku, dając mu pieniądze. Potem on wpada do nich wieczorem. Dosypuje im coś do wina, gwałci i okrada.
- Brutal. To jest kilka ofiar?
- Na razie jest jedna. Jednak Ross twierdzi, że na pewno jest ich więcej.
- I co zrobicie? - pyta Sophie. Laura upija łyk drinka.
- Ross założył mi fałszywy profil na jednym z portali. Napisał, że nazywam się Ava Smith i pracuję w firmie zajmującej się reklamą. Napisał, że jestem z rodziny adwokackiej. Myślę, że drań się skusi.
- I nie boisz się z nim pisać? Przecież to gwałciciel i oszust.
- Ross z nim pisze, ja jak wiesz jestem w tym kiepska. Poza tym Ross powiedział, że nie puści mnie na spotkanie samą. Będzie ze mną.
- Ufasz mu? - zapytała Sophie.
- Niestety tak - odparła cicho Lau i spojrzała na parkiet.
***
Hello miśki :) Wiem, że nie mogliście się doczekać na ten rozdział. Mam nadzieję, że mimo szkoły zobaczę tu tyle komentarzy i wyświetleń jak pod poprzednim :D. Oczywiście zapraszam na Kopciuszka, bo ostatnio mam wrażenie, że go nieco opuściliście :( Niedługo wyjeżdżam na studia, więc...nie wiem jak to będzie z blogami. Wiecie UW to nie przelewki, ale znam takie dziewczyny co dają radę pisać mimo, że studiują. Niestety oznacza to, że rozdziały będą się pojawiać bardzo rzadko. Mam nadzieję, że sytuacja nie zmusi mnie do odejścia z bloggera. To by mnie naprawdę dobiło. W tym rozdziale mamy kolejną część układanki o Rossie. Chyba wam nieco za dużo powiedziałam xD Tak jak mówiłam Ross jest popieprzony na tysiąc sposobów. Niedługo będą bardzo dramatyczne zmiany. Laura powoli zacznie odkrywać mroczną duszę pana Lyncha. Na jaw wyjdzie też paskudna tajemnica Vanessy, ale będzie także coś dla fanów Raury. Bowiem w planach jest wesele...
Zobaczycie co wymyśliłam :D
Do napisania.
Pozdrawiam.
Delly Anastasia Lynch
P.S Zapraszam na Kopciuszka http://dancingcinderellastory.blogspot.com/2015/09/rozdzia-dwudziesty-trzeci.html

Uwielbiam tą piosenkę ♥ Ktoś z Was Lubi Video?





Music

Template by Elmo