Wyszedł z kancelarii. Biegiem ruszył do pobliskiego sklepu.
- Macie pierścionki zaręczynowe?
- Tak, proszę. - Kobieta pokazała mu witrynę z ową rzeczą. Mówiła mu o różnych rzeczach i zadawała głupie pytania. Szybko zdecydował. Zapłacił i wrócił do kancelarii. Podszedł do dziewczyny.
- Gdzie tak wybiegłeś? - zapytała. Ross klęknął na jedno kolana. Courtney wciągnęła ostro powietrze. Sięgnął do kieszeni i wyjął czerwone pudełeczko.
- Courtney zostaniesz moją żoną? - zapytał. Do oczu dziewczyny nabiegły łzy.
- Tak - odpowiedziała.
Za oknem wstawał nowy dzień. Kolejny poranek, kolejny bez niego. Pamięta jakie pierwsze poranki były trudne, jak nie wstawała przez kilka dni z łóżka. Gdy wróciła z kancelarii z płaczem wylądowała w łóżku. Długo płakała, aż zasnęła. Ten cykl powtarzał się przez kolejne trzy dni. Wstawała tylko do łazienki. Nie jadła, nie piła tylko ryczała. Po trzech dniach Sophie dostała się do mieszkania, pomogła się jej wykąpać. Nie pytała co się stało. Po prostu koło niej chodziła. Zaczęła jeść po tygodniu. Vanessa była u niej kilka razy, ale to co się stało odsunęło siostry na zawsze. On zepsuł kolejną rzecz w jej życiu. W kancelarii wydawała się być wyzbyta z emocji, ale tak naprawdę trzęsła się ze strachu w środku. Nie chciała go stracić, ale nie widziała innego wyjścia. Nie miała z nim żadnego kontaktu. Zero. Nie dzwonił, nie przyszedł. Boleśnie zrozumiała, że to koniec. Po miesiącu wyszła z domu. Na zakupy z Sophie. Po półtorej miesiąca znalazła pracę jako opiekunka dziecka. Sophie znalazła jej tą robotę. Była jej wdzięczna, ale po tygodniu zrezygnowała. Znalazła pracę kelnerki. Pracowała tam miesiąc. Któregoś dnia siedząc przy porannej kawie, wzięła gazetę i zaczęła szukać. Wtedy trafiła do Jennifer. Zaczęła pracę jako jej asystentka. Od początku obie panie się bardzo polubiły. Jennifer była kobietą po trzydziestce. Młoda mężatka. Jednak mimo tak dużej różnicy wieku, dogadywały się. Nowa praca była czymś o czym od zawsze Lau marzyła. Nie czuła się już jak osoba drugiej kategorii. Już nie była tylko sprzątaczką. Teraz była asystentką konsultantki ślubnej. Czuła, że ma jakąś misję. Musiała dla każdej z tych kobiet, które przychodziły do Jenn zadbać by ten dzień był wyjątkowy. Uwielbiała śluby, więc ta praca dawała jej wiele radości. Wiedziała, że bierze na siebie zbyt wiele. Harowała od świtu do nocy, ale to po to by nie mieć czasu na myślenie. Gdy tylko była sama jej myśli wracały do niego. Co robi? Czy tęskni? Czy jest szczęśliwy? Czy osiągnął swój plan? Czy ją jeszcze pamięta? Wiele razy chciała pojechać pod kancelarię, ale zdawała sobie sprawę, że to błąd. Dopiero się jakoś poskładała od nowa, spotkanie go wszystko by zburzyło. Znów by była pod jego urokiem, a tego już nie chce. Nie chce nigdy więcej widzieć tego pana. To definitywny koniec. Zmarnowała blisko pół roku na Lyncha. Kochała go, a on posuwał inne. Była przy nim, a on był z innymi. Oddała mu serce, a on je poćwiartował na kawałki. Sophie namawiała ją na randki, jednak Lau czuła, że nie jest jeszcze gotowa. Czasami zadawała sobie pytanie: "Czy kiedykolwiek będę?". Ross był pierwszym, który zdobył jej serce, więc tak łatwo nie da się go usunąć z pamięci. Teraz po trzech miesiącach jej się to nie udało, więc czy uda się jej to za pół roku? Za rok? Za dziesięć lat? Nie wiedziała, ale jedno było pewne dostała od życia drugą szanse. Być może szczęście ją wreszcie odnajdzie. Może znajdzie jak to Ross mówił "swojego księcia z bajki". Liczyła na to. Patrzyła na te wszystkie kobiety idące do ołtarza i zazdrościła im. Miały kogoś, kto teoretycznie będzie z nimi do końca ich dni. Pragnęła takiej osoby. Chciała zacząć wszystko od nowa. Bez Rossa Lyncha.
- Pora Lauro na kolejny dzień bez niego. Dasz radę - szepnęła i wstała z łóżka.
Był wściekły. Siedział w salonie na ogromnej, skórzanej kanapie, palił cygaro i patrzył na piękne plaże Malibu za oknem. Jedna z transakcji się nie powiodła i stracił część towaru na granicy z Meksykiem. Debile, gdy tylko trochę odpuści oni popełniają błędy godne przedszkolaka. W tej branży nie ma miejsca na błędy. To niewybaczalne. Ci którzy je popełnili już zapłacili najwyższą cenę. Błąd przypłacili życiem. Taką już wyznawał zasadę. Ludzie, którzy byli mu podlegli musieli wiedzieć, że nie jest dobrym człowiekiem, musieli czuć do niego respekt. Wiele lat pracował na to imperium i teraz te robole tego mu nie zabiorą. Stworzył je sam i żył w nim sam. Nie wierzył w miłość. Tylko raz kochał i co? Ona wyszła za innego. Bogatszego. Wtedy poprzysiągł, że jeszcze całemu światu udowodni na co go stać. Odezwał się telefon. Powolnym ruchem sięgnął po słuchawkę.
- Tak? - powiedział głębokim głosem.
- Pani James do pana - odpowiedział mężczyzna po drugiej stronie.
- Wpuścić. - Odłożył słuchawkę z powrotem. Chwilę potem zobaczył ją. Jak zawsze piękna i powabna. Ubrana w czarną, obcisłą sukienkę i wysokie szpilki. Włosy miała przerzucone na jedno ramię. Każdy facet jej pragnął. Sajid też. Kilka razy się pieprzyli ale ona wolała Rossa. Wiedział to. Kiedyś mu to przeszkadzało ale teraz już nie. Helen była jaka była i nikt nie mógł się jej oprzeć. Do czasu. Helen pierwszy raz sparzyła się właśnie na Rossie. Pierwszy ją odrzucił i zaczął mieć inne. Nie powie, żeby urażona duma Helen go nie bawiła. Ross szanował ją, ale zawsze słuchał jego. Zawsze twierdziła, że lepiej że tak to się skończyło z Rossem bo łatwiej jest prowadzić interesy ale prawda była inna. Wiedziała o tym cała trójka.
- Witaj Sajidzie - powiedziała.
- Witam cię kochana. Jak zawsze piękna. - Wstał i ucałował jej dłoń.
- Dziękuję. Usiądziemy?
- Proszę. - Pokazał jej gestem kanapę. Usiedli.
- Napijesz się czegoś?
- Gdybyś uraczył mnie kieliszkiem wina byłoby dobrze. Miałam ciężki dzień - westchnęła.
- Już się robi. - Mężczyzna przywołał kamerdynera i wydał mu polecenie. Po chwili oboje raczyli się trunkiem.
- Wyjaśnisz mi jak to wszystko się stało? - zapytała.
- Gdy przekraczali granicę, zatrzymał ich służba graniczna.
- Jak to?
- Jechali zbyt szybko i próbowali ją przekroczyć w miejscu gdzie tego nie powinni robić.
- Nie zrobili jak zawsze?
- No właśnie kurwa nie. Nie zatankowali i chcieli skrócić trasę. Zatrzymała ich służba graniczna i wtedy rozpętało się piekło.
- Zatrzymano ich po stronie amerykańskiej?
- Niestety. Zaczęli strzelać. Wtedy straciliśmy jedną a drugą przechwyciła straż graniczna.
- A co z nimi?
- Jeden zginął na miejscu, a dwóch uciekło do Meksyku.
- I co teraz?
- Zaraz gdy zadzwonili, wysłałem Rossa by się tym zajął.
- Rozumiem, że kwestia tych dwóch została rozwiązana?
- Owszem Helen.
- A co z dziewczyną? Może zeznawać - powiedziała Helen.
- Wiem.
- Ciebie nie pogrąży, ale mnie i Rossa owszem.
- A widziała was?
- Rossa na pewno. Ja niby miałam maskę, gdy była u mnie ale i tak istnieje ryzyko.
- Nie masz czym się martwić - powiedział Sajid.
- Zabiłeś ją zanim zaczęła zeznawać?
- Masz mnie za durnia Helen? - zapytał rozzłoszczony mężczyzna. - Zmarła w szpitalu. Nikt nie trafi na nasz trop.
- To dobrze. Nie wyobrażam sobie być w więzieniu.
- Histeryzujesz. Nigdzie nie wylądujesz. Powiedz lepiej co z Rossem. Kurwa jaki on ślub wymyślił?
- Żeni się z Courtney Eaton.
- Wiem. Był tu i gadał ze mną.
- To po co pytasz? - burknęła.
- Bo kurwa nie wiem o co chodzi. Najpierw ta sprzątaczka a teraz to. Nie zamierzam tracić najlepszego pracownika.
- On nie jest twoim pracownikiem Sajid - powiedziała.
- Co zrobiłaś?
- Co?
- Nie oszukujmy się. Znam cię tyle lat, że wiem, że maczałaś w tym palce - odpowiedział.
- Z Eaton to nie moja sprawka.
- A z sprzątaczką?
- Zapłaciłam jej by się odczepiła od Rossa. - Kobieta spuściła wzrok.
- Po chuj to zrobiłaś?
- Była niebezpieczna dla naszych interesów Sajidzie. Przy niej Ross zmieniał się i to nie tak jakbyśmy chcieli.
- Nie niańcz go Helen. To dorosły facet a ty wiecznie wpierdalasz mu się w życie.
- Jasne, ale gdyby ta siksa odkryła nasze interesy, to co? Powinieneś mi dziękować - fuknęła.
- Mhm tylko teraz on się hajta z tą kurwą, brawo Helen. - Kobieta się podniosła.
- Nie rozumiesz, że nawet jeśli, to Courtney jest mniej groźna dla nas niż Marano. Ross robi z nią co chce. Nigdy nas nie wsypie, ani nie spowoduje że on się wycofa.
- Obyś miała rację Helen. Obyś miała rację - rzekł Sajid.
Stał przy oknie. Dziś niewiele się działo w kancelarii. W sumie od trzech miesięcy nic się nie działo. Odkąd ona odeszła. Gdy ją poznał miał ochotę sprać ją tak, by nauczyła się szacunku do niego, lecz potem...potem zauważył w niej kogoś więcej. Nie umiał tego nazwać. Przyjaciel? Chyba tak. Pod pyskatą i niezbyt piękną fasadą, krył się ktoś wyjątkowy. Wniosła do jego życia coś innego. Zmieniła trwającą od lat rutynę. Normalnie by na nią nie spojrzał, ale coś go w niej urzekło. Była inna od kobiet, które znał. Silna ale krucha. Stała się centrum jego świata. Była ważniejsza od zemsty, od Courtney i od interesów. Zrobiłby wszystko by usłyszeć jej śmiech. Wiedział, że na nią działa, że na pewno ją pociąga. Bawiło go to, i grał w tę chorą grę. Nie spodziewał się, że ona się zakocha. Tak nie wolno. Miłość jest zła. Tylko w filmach i książkach jest idealna. Nigdy nie kochał, tak był nauczony. "Gdy się zakochasz to okażesz słabość". On nie chciał być słaby. Jednak miał ochotę błagać ją by nie wychodziła wtedy z gabinetu. Nie mógł znieść myśli, że już więcej nie zobaczy jej w tym gabinecie, że nigdy się nie pojawi w kancelarii. To było nie do zniesienia. Myśl, że ona nie wróci. Łudził się jeszcze przez pierwszy miesiąc. Chciał jechać, prosić, zadzwonić. Wiedział jednak, że uczuć nie zmieni. On nigdy jej nie pokocha, a ona zasługuje na kogoś kto da jej wszystko. Co on mógłby jej dać? Pieniądze? Życie w luksusie? Dobry seks? Nic poza tym. Nigdy nie da jej tego czego ona pragnie czyli samego siebie.Teraz próbował żyć tak jakby nic się nie stało, ale sam siebie oszukiwał. Wciąż wspominał tamtą rozmowę.
- Chyba powinniśmy to wszytko wyjaśnić.
- A jest co? - Ross zauważył, że Laura mówi wszystko beznamiętnie. To nie było w jej stylu, zawsze była pełna emocji. A przed nim siedziała wyzbyta z uczuć 21-latka.
- Owszem. Pocałowaliśmy się i ty uciekłaś.
- I?
- Co i?
- I co z tego? Straciłeś kontrolę i mnie pocałowałeś, a potem tego żałowałeś. Przez weekend nie raczyłeś się odezwać.
- Chciałem. Uwierz Lauro, bardzo chciałem. Nawet byłem u ciebie pod mieszkaniem.
- To czemu nie wszedłeś?
- Bo to nie miało sensu - powiedział.
- Co nie miało sensu? Pocałowanie mnie czy próba wyjaśnienia wszystkiego?
- I tak byś mnie nie słuchała.
- Skąd ta pewność?
- Bo założyłaś już swój scenariusz i żadnego innego nie dopuścisz. - Laura westchnęła.
- A jest co? - Ross zauważył, że Laura mówi wszystko beznamiętnie. To nie było w jej stylu, zawsze była pełna emocji. A przed nim siedziała wyzbyta z uczuć 21-latka.
- Owszem. Pocałowaliśmy się i ty uciekłaś.
- I?
- Co i?
- I co z tego? Straciłeś kontrolę i mnie pocałowałeś, a potem tego żałowałeś. Przez weekend nie raczyłeś się odezwać.
- Chciałem. Uwierz Lauro, bardzo chciałem. Nawet byłem u ciebie pod mieszkaniem.
- To czemu nie wszedłeś?
- Bo to nie miało sensu - powiedział.
- Co nie miało sensu? Pocałowanie mnie czy próba wyjaśnienia wszystkiego?
- I tak byś mnie nie słuchała.
- Skąd ta pewność?
- Bo założyłaś już swój scenariusz i żadnego innego nie dopuścisz. - Laura westchnęła.
Nigdy nie widział jej takiej, bez uczuć. Jakby wszystko w niej umarło. To tylko potwierdzało jego słowa. Był potworem, od którego należy trzymać się z daleka. Laura podeszła za blisko i się sparzyła. Zniszczył kogoś kto był dla niego ważny. Zastanawiał się co u niej. Czy jest szczęśliwa, czy ma kogoś, czy ma pieniądze i gdzie pracuje? Był tak tego ciekaw, ale choć mógł nie zamierzał poznawać odpowiedzi.
- Lauro, tu nie ma co wyjaśniać. Pocałowaliśmy się, to była chwila słabości. Jednak między nami nic...
- Nie będzie. Wiem - dokończyła.
- Nie jestem tym za kogo mnie uważasz. Nigdy nim nie będę. Zasługujesz na kogoś kto cię pokocha, zaopiekuję się tobą. Ja ci tego nie dam.
- Szkoda, że się w tobie zakochałam - powiedziała z płaczem.
- Co? - Ross się poderwał.
- Kocham cię - szepnęła.
- Nie, nie nie! Kurwa nie! Lauro nie możesz.
- Wiem.
- Mnie się nie kocha, ja nikogo nie kocham.
- Nie będzie. Wiem - dokończyła.
- Nie jestem tym za kogo mnie uważasz. Nigdy nim nie będę. Zasługujesz na kogoś kto cię pokocha, zaopiekuję się tobą. Ja ci tego nie dam.
- Szkoda, że się w tobie zakochałam - powiedziała z płaczem.
- Co? - Ross się poderwał.
- Kocham cię - szepnęła.
- Nie, nie nie! Kurwa nie! Lauro nie możesz.
- Wiem.
- Mnie się nie kocha, ja nikogo nie kocham.
Ciągle słyszał jej głos, każdej nocy i każdego dnia. Widział ją w snach i chciał by znowu tu siedziała przed nim, w tym gabinecie. Chciał spojrzeć w jej ciemne oczy, popatrzyć na jej drgające wargi i na jej ciało, które ogarnia pożądanie. Jednak jej już nie ma i nie wróci.
- O co prosisz? - zapytała.
- Zapomnijmy o tym i żyjmy dalej.
- Odchodzę - powiedziała i spojrzała mu w oczy.
- Nie Lauro, nie rób tego. Nie ze względu na mnie.
- Właśnie, że tak zrobię.
- Lauro, za co chcesz żyć?
- Poradzę sobie Ross. To nie twoja sprawa jak
- Zapomnijmy o tym i żyjmy dalej.
- Odchodzę - powiedziała i spojrzała mu w oczy.
- Nie Lauro, nie rób tego. Nie ze względu na mnie.
- Właśnie, że tak zrobię.
- Lauro, za co chcesz żyć?
- Poradzę sobie Ross. To nie twoja sprawa jak
- Tak będzie lepiej dla nas dwojga. Gramy w jakąś popieprzoną grę. Jedno zwodzi drugie. To chore. Nie możemy tego ciągnąć.
- Nie.
- Tak Ross. Muszę odejść. Byłam tu ze względu na ciebie, ale tak nie można. Nie mam już siły dalej to ciągnąć. To zbyt wiele mnie kosztuję.
- Chcesz ze mną zerwać wszystkie kontakty?
- Tak - powiedziała cicho.
- Czemu?
- Bo gdy będę miała z tobą kontakt to dalej będziemy ciągnąc tą grę. W ten sposób uwolnimy się.
- Chciałaś powiedzieć, że ty uwolnisz się ode mnie.
- Owszem Ross. Ja zacznę żyć wreszcie swoim życiem.
- Dla czego nie liczysz się z moim zdaniem? - zapytał.
- Za długo się z nim liczyłam. Teraz pora na mnie. Muszę odejść zanim ty mnie zniszczysz do końca.
- Niszczę cię?
- Tak, wysysasz ze mnie całe życie. Mam 21 lat i chcę żyć jak 21-latka. Przy tobie nie mogę.
- Czyli w ten sposób to postrzegasz. Nie chcę dać ci odejść.
- Tak tylko mówisz. Zanim minie dzień, zdążysz mnie zapomnieć.
- Ciebie? Nigdy.
- Wiem co mówię Ross. Nigdy nie byłam dla ciebie kimś ważnym. Zapomnisz mnie.
- Nie.
- Tak Ross. Muszę odejść. Byłam tu ze względu na ciebie, ale tak nie można. Nie mam już siły dalej to ciągnąć. To zbyt wiele mnie kosztuję.
- Chcesz ze mną zerwać wszystkie kontakty?
- Tak - powiedziała cicho.
- Czemu?
- Bo gdy będę miała z tobą kontakt to dalej będziemy ciągnąc tą grę. W ten sposób uwolnimy się.
- Chciałaś powiedzieć, że ty uwolnisz się ode mnie.
- Owszem Ross. Ja zacznę żyć wreszcie swoim życiem.
- Dla czego nie liczysz się z moim zdaniem? - zapytał.
- Za długo się z nim liczyłam. Teraz pora na mnie. Muszę odejść zanim ty mnie zniszczysz do końca.
- Niszczę cię?
- Tak, wysysasz ze mnie całe życie. Mam 21 lat i chcę żyć jak 21-latka. Przy tobie nie mogę.
- Czyli w ten sposób to postrzegasz. Nie chcę dać ci odejść.
- Tak tylko mówisz. Zanim minie dzień, zdążysz mnie zapomnieć.
- Ciebie? Nigdy.
- Wiem co mówię Ross. Nigdy nie byłam dla ciebie kimś ważnym. Zapomnisz mnie.
Myliła się nie zapomniał jej. Laury Marano nie da się zapomnieć.
- Żegnaj Ross - szepnęła i opuściła kancelarię.
- Lauro poczekaj! - Laura wychyliła się za futryny drzwi.
- Usiądź.
- Coś się stało? - Laura weszła do gabinetu.
- Nie coś ty. Tylko ile już jesteś godzin w pracy? - zapytała Jennifer.
- Ile? Jakieś 12 chyba. - Laura przysiadła na krześle.
- Jesteś moją najlepszą asystentką ale nie przesadzasz trochę? Nawet ja tyle nie siedzę w pracy a jestem szefową. - Jenn uśmiechnęła się do Laury. Laura westchnęła.
- Lubię tą pracę. Lubię tu przychodzić i pomagać.
- Wiem i bardzo to w tobie cenię Lauro, ale troszkę przesadzasz. Codziennie jesteś tu co najmniej 15 h. To za dużo skarbie. Nie masz życia prywatnego? Przyjaciół? Chłopaka?
- Jennifer nie chcę być nie miła ale to nie twoja sprawa. Jeśli jednak chcesz wiedzieć to nie jestem duszą towarzystwa. Mam jedną przyjaciółkę Sophie.
- Lauro widzę, że praca to tylko ucieczka. Co jest grane?
- Chodzi o faceta - mruknęła Laura.
- Mów.
- W poprzedniej pracy poznałam pewnego mężczyznę.
- I?
- I zakochałam się w nim. Nie od razu. Najpierw go nienawidziłam.
- Czemu?
- Bo był zwykłym dupkiem. Pan, który wie wszystko najlepiej i wszystko chce kontrolować oraz ma się za lepszego. Jednak z czasem polubiłam go. Był nieziemsko przystojny więc...
- No mów! - powiedziała podekscytowana Jennifer.
- Zaczął mi się podobać, a potem się zakochałam.
- To czemu z nim nie jesteś?
- Bo on ma się za potwora.
- Co? - Jennifer spojrzała z troską na Lau. Dziewczyna siedziała zgarbiona na krześle, wpatrywała się w podłogę. Wszystko przed czym uciekała nagle do niej wróciło.
- To zbyt długa i skomplikowana historia. On po prostu nie potrafi mnie pokochać.
- Nie chce się ustatkować? To masz na myśli?
- Można tak to ująć. Ma poza tym dziewczynę.
- To nie rozumiem - odparła Jenn.
- Nie wiem czemu z nią jest, ale na pewno jej nie kocha.
- To smutne Lauro.
- Kocham go, ale co mam zrobić jeśli on mnie nie chce? - Laura spojrzała z łzami na Jennifer.
- Nic Lauro. Wiem, że to nie jest łatwe. Zawsze trudno jest odpuścić gdy kogoś się kocha, a on ma cię w dupie. Jednak do miłości nikogo nie zmusisz. To brutalne ale niestety takie jest życie. Kiedyś zjawi się ten jedyny. Jak u mnie Simon.
- Czuję, że nigdy nikogo nie pokocham.
- To pierwsza miłość?
- Tak.
- Ach to już rozumiem. Z pierwszą miłością najtrudniej jest się rozstać. Wiesz czemu? Bo to jest ktoś, kto pokazuje nam czym właśnie ona jest. Zjawia się i nic już potem nie jest takie same.
- Czyli to nigdy nie minie?
- Co? - zapytała.
- Tęsknota i ból za nim.
- O pierwszej miłości się nie zapomina. Ból mija. Czas leczy rany ale tęsknota jeśli to było coś prawdziwego nie mija. Miałam kiedyś klientkę. Trzy lata chodziła ze swoim narzeczonym, więc ślub niczym dziwnym nie był. Gdy z nią rozmawiałam o wyborze obrusów ona wypaliła, że wcale nie wychodzi za tego faceta z miłości. Ponieważ w wieku 20 lat poznała pewnego chłopaka. Zakochała się na zabój. On ją ranił, a ona jak po kolejny cios wracała. Sama też nie była święta ale walczyła jak lwica o ten związek. W końcu on odszedł. Długo nie mogła się pogodzić, Poznawała kolejnych facetów i starała się żyć dalej. W końcu poznała tego faceta za którego miała wyjść. Widziała jak bardzo ją kocha i że nie zostawi jej jak ten pierwszy. Dlatego zdecydowała się na ślub ale nigdy go nie pokochała jak tamtego.
- Mam nadzieję, że mnie to nie czeka.
- Oby Lauro. Nie zmienisz jednak przeznaczenia.
- Tęsknię za nim.
- Daj sobie czas. Naucz się żyć sama. Mam coś dla ciebie.
- Co? - Laura spojrzała na szefową.
- Dziś dostaniesz swojego pierwszego klienta. Już pora skończyć nauki i samej spróbować.
- Ale... ja... a jak coś schrzanię?
- Spokojnie będę nad tobą czuwać i kontrolować. Para przyjedzie jutro o czternastej.
Laura wyszła z pokoju podekscytowana. Jej życie nabiera tempa.
- Witam Państwa. - Ross i Courtney weszli do gabinetu. Mężczyzna się rozejrzał. Ściany w kolorze pudrowego różu, jasne ale mosiężne biurko i mnóstwo kwiatów. Chyba nie zbyt dobrze zrobił dając wolną rękę Court. Mało go obchodziła kwestia jak jego ślub będzie wyglądać ale czego się nie zrobi by zniszczyć własnego ojca. Pamięta ich minę jak powiedział, że bierze ślub. Rydel do tej pory próbuje go odwieść od tego pomysłu, ale on wie że jest taką samą suką jak wszyscy w tej rodzinie. Boi się że Ross i ją wykiwa. Miał już plan jak wykończyć ich wszystkich po kolei. Teraz musiał tylko powoli go realizować. Sajid nie zbyt się ucieszył tym ślubem ale gdy Ross wyjawił mu plan pozwolił na ślub z Eaton.
- Usiądźcie. Ja nazywam się Jennifer Williams i jestem szefową tej firmy.
- Ross Lynch i moja narzeczona Courtney Eaton. - Para usiadła.
- Kiedy ślub?
- Za 4 miesiące - odparła Courtney.
- Ooo to mamy nie dużo czasu - Jenn spojrzała na nich z zakłopotaniem.
- Myślę, że z odpowiednią prowizją zdążycie - burknął Ross.
- Postaramy się - odparła Williams. - Macie wizję waszego ślubu?
- Courtney...- Dziewczyna pobladła i spojrzała na Rossa ten siedział niewzruszony.
- Ślub odbędzie się normalnie najpierw kościół a potem przyjęcie w restauracji.
- Chodziło mi czy macie jakiś motyw przewodni.
- Chciałabym by było jak najwięcej kwiatów. By było jak w bajce. - Kobiety pogrążyły się w rozmowie. Ross niezbyt uważnie słuchał. Zanotował w pamięci że ma być dostępny i że konsultantka ślubna resztą się zajmie.
- To nie pani będzie przygotowywać ślub? - zapytała zmartwiona narzeczona.
- Nie mamy nową konsultantkę i chcę by pokazała co potrafi.
- Naszym ślubem ma się zająć jakaś uczennica? - wtrącił ostro Ross. Jennifer się skuliła na krześle.
- Nie, zapewniam was, że ta kobieta wie co robi. Szkoliła się u mojego boku a poza tym będę czuwać by wszystko poszło zgodnie z planem. A teraz na moment przepraszam ale pójdę przekazać wszystko państwa konsultantce. Zaraz do was przyjdzie.
Pani Williams wyszła. Ross spojrzał na siedzącą obok Courtney. Przygryzała wargę.
- Za ten numer porządnie oberwiesz - Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na blondyna.
- Ross...ja...nie wiedziałam. Mieli dobre recenzje - odpowiedziała błagalnym tonem.
- Gówno mnie obchodzi jakie mieli recenzje. Myślisz, że jak za mnie wyjdziesz to coś się zmieni? - Pochylił się nad jej uchem. - Odpowiem ci, że nie.
- Ross ja nie mam siły...
- To zabieraj się i wypieprzaj! - Ross wstał i podszedł do okna.
- Wiesz, że...
- Że albo ja, albo będzie jeszcze gorzej? Wiem. Dlatego mogę robić z tobą cokolwiek chcę.
- Robisz to ze względu na nią - szepnęła. Ross odwrócił się gwałtownie.
- Wiem, że robisz to bo nie możesz jej mieć. Dlatego przelewasz na mnie swój ból. Nigdy nią jednak nie będę.
- Jak wrócimy do domu to pożałujesz tych słów.
- Przepraszam Panie.
- To ci nic nie da - burknął Ross. W tym momencie drzwi się otworzyły i weszła pani Williams.
- Poznajcie, się to wasza organizatorka ślubna - Ross wytrzeszczył oczy. Courtney spojrzała zaskoczona. Nie mógł uwierzyć. Wszystko tylko nie to.
W drzwiach stała Laura.
***
Hejo! xD Po długiej przerwie wracam. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze będzie to czytać. Ten rozdział był dla mnie ogromnym wyczynem bo chłopak, którego szalenie kocham mnie zostawił więc przez kilka tygodni siedziałam i ryczałam ale postanowiłam zmusić się do pisania. Jak widzicie znów coś kombinuje i komplikuje. Dosłownie jak w moim życiu :( Czekam na wasze komentarze, może dacie mi trochę motywacji.
Do napisania.
Delly