- Może dzisiaj?
- Nie, dziś wychodzę z Laurą do kina.
- Kotku, długo zamierzasz to ciągnąć?- zagotowało się we mnie. Stało się jasne. Ten dupek ją zdradzał z jakąś lafiryndą z bractwa. Z trudem pohamowałem pięści przed zabiciem tego lalusia.
- Niedługo to skończę obiecuję. - w tym momencie zobaczyłem ją. Jak zawsze wyglądała zjawiskowo. Woods niestety w porę ją dostzrgł i odsunął się od blondyny. Ta niby tylko oddała mu długopis. W duchu toczyłem walkę. Wiedziałem, że Woods ją zdradzał, ale nie mogłem jej powiedzieć. Czułem się jak świnia. Co mam do niej podejść i powiedzieć: Cześć jestem Ross Lynch. Gapię się na ciebie od miesiąca, zachowuję się jak stalker. Ale nie martw się jestem niegroźny. A i twój chłopak posuwa cycatą blondynę z bractwa. To by było bardziej niż żałosne. W środę i w piątek nie musiałem przychodzić Sinclair robił im test i ćwiczenia na ocenę. Ja byłem zwolniony. Poszedłem do biblioteki. Szukałem książek potrzebnych do projektu badawczego z inżynierii. Musiałem wykonać jeszcze rysunki. Dobiegły mnie przekleństwa jednego z gościów, który klął bo komputer padł i stracił pracę. Chłopak próbował przywołać komputer do życia, ale nic to nie dało. Zazwyczaj nie podchodziłem do kolesi z bractwa. Wyglądałem pzry nich jak menel, nawet gorzej. Jednak zrobiło mi się go trochę żal. Między przekleństwami rzucał, że pracował nad tym od miesiąca. Podszedłem do niego.
- Coś się stało?
- Komputer...kurwa zaciął się. Staciłem pracę, pisałem ją miesiąc.
- Poczekaj.
Zacząłem szperać w ustawieniach, a potem zrobiłem jeszcze kilka rzeczy by odzyskać jego pracę. Udało się. Te umijętności mogę zawdzięczać kursowi informatycznemu na jaki zapisałem się dwa lata temu.
- O kurde stary dzięki.
- Nie ma za co.
- Czekaj zapłacę ci. - sięgnął do kieszeni, lecz go powstrzymałem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie trzeba. - odparłem.
- Czekaj, jutro w bractwie mamy imprezę. Wiesz alkohol i fajne laski, nie jest to impreza zamknięta, więc może wpadniesz? - chciałem odmówić, jednak spojrzałem na znak bractwa na jego bluzie. Taki sam na swojej bluzie nosił Woods. Co oznaczało, że na tej imprezie pojawi się również Laura.
- Ok przyjdę. - odpowiedziałem.
Byłem idiotą to mogłem zdecydowanie powiedzieć, przecież doskonale wiedziałem, że nawet jeśli tam pójdę to nic to nie zmieni. Ona nie była moja, i nie będzie. To co rodziło się we mnie było zakazane. Ona była uczennicą, a ja tutorem. Gdyby coś między nami się wydarzyło, to oboje byśmy się pożegnali z uczelnią. No, ale patrzeć na nią nikt mi zabronić nie może. Stałem w rogu pokoju gdy weszła z Wood'sem. Wyglądała cudnie w fioletowym kostiumie. Woods pociągnął ją w stronę kanap, gdzie siedzieli jego podchmieleni koledzy. Nie wiem co z nim było nie tak, ale w ogóle nie patrzył na Laurę. Tak jakby była tylko dodatkiem do niego. Nie trzeba było długo czekać, by zostawił ją samą. Siedziała na kanapie i popijała piwo. Była smutna. Rozejrzałem się za Ryan'em, ale ten gdzieś zniknął. To była idealna okazja by do niej podejść. Chociaż kilku śmiałków próbowało, ona wszystkich spławiała. Nie chciałem być jednym z nich, jednak nie chciałem tu również stać jak kołek i spławiać dziewczyny. Nim dotarło do mnie co się dzieje, stałem przed nią. Podniosła na mnie te swoje piękne, brązowe oczy, a ja zwariowałem.
- Kim jesteś? - zapytała.
- Wolne? - nie wierzyłem, że to właśnie jej powiedziałem, jak jakiś debil. Skinęła głową, a ja przysiadłem. Kanapa była niewielka, więc nasze uda się stykały. Od razu przeszył mnie prąd, a krew spłynęła w jedno miejsce.
- Jesteś sama? - zapytałem.
- Z chłopakiem.
- I siedzisz tu sama?
- Musiał gdzieś iść z kolegami.
- Szkoda.
- Czego ty chcesz? - zapytała ostro.
- Niczego.
- Mój chłopak zaraz wróci. - wiedziałem, że to aluzja bym sobie poszedł. Zabolało jak cholera. Podniosłem się i spojrzałem na nią.
- Miłej zabawy. - powiedziałem.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się szczerze, a mnie serce uderzyło mocniej. Wyszedłem na zewnątrz.
Na dworze panował spokój. Zgiełk i gwara imprezy zostały za mną. Wyciągnąłem papierosa, musiałem zapalić. Powiedzieć o mnie debil, to za mało. Jak mogłem do niej podejść? Jak? Przecież ona ma chłopaka. Dupka, ale chłopaka. Poza tym dla mnie jest zakazana. Powinienem znaleźć sobie kogoś, kto nie podlega układowi student-tutor. Przecież takich dziewczyn jest mnóstwo, ale ja musiałem wybrać tą, która jest pod każdym względem zakazana. Dym papierosa, rozszedł się po moich płucach. Poczułem spokój. Tak, muszę dać sobie z tą laską spokój. Tylko jak? Była taka śliczna, delikatna, kobieca ... idealna. Już miałem iść w stronę samochodu, gdy zobaczyłem wybiegającą Laurę z budynku. O mało na mnie nie wpadła. W słabym świetle latarni mogłem stwierdzić, że płakała. Chociaż rozum mówił bym za nią nie biegł. To jednak, serce było innego zdania. Ruszyłem za nią. Dogoniłem ją na skraju parkingu. Siedziała na krawężniku, głowę miała ukrytą w dłoniach. Cała się trzęsła. Usiadłem koło niej. Próbowałem ją przytulić, ale odskoczyła jak oparzona. W sumie co się mam dziwić. Jakiś obcy facet, próbuje ją dotknąć na ciemnym parkingu. To i tak dobrze, że nie zaczęła wrzeszczeć.
- Co robisz?! - zapytała ostro.
- Widziałem...widziałem jak wybiegasz z budynku.
- I?!
- Spokojnie, nie chciałem ci nic złego zrobić. Po prostu nie powinnaś włóczyć się po ciemnym parkingu sama, to niebezpieczne.
- A ty jesteś bezpiecznym rozwiązaniem. - cała była zapłakana, z trudem powstrzymywałem rękę by nie zetrzeć tych łez z jej twarzy.
- Chyba bezpieczniejszym niż jakiś inny nawalony student, lub siedzenie tu samej.
- Odczep się. Jesteś taki sam jak i inni.
- Spokojnie pracuje w straży studenckiej, więc ci nic nie zrobię. - przyjrzała mi się uważnie.
- Ty zawsze śpisz na wykładach z ekonomii. - powiedziała, a ja mimowolnie się roześmiałem. Gdyby wiedziała kim jestem.
- Może to i tak wygląda.
- Bo wygląda.
- Co się stało? - na te słowa znów się rozpłakała, miałem ochotę dać sobie w mordę.
- Cóż najkrócej mówiąc, właśnie dowiedziałam się, że jestem totalną idiotką.
- Nieprawda.
- Nie znasz mnie. Mój chłopak na górze zabawiał się z jakąś blond lafiryndą, podczas gdy ja byłam na dole. Jak inaczej to nazwać?
- To on jest idiota, że cię wypuścił.
- Znalazł sobie kogoś lepszego.
- Nie, i przekona się wkrótce o tym. Tamta dziewczyna to tylko przygoda. Takie jak ty już nie.
- Dla was facetów to źle.
- Tylko dla takich jak twój chłopak. Nie wszyscy są tacy.
- Tak? Jakoś nie zauważyłam.
- To tak jakbyś powiedziała, że wszyscy faceci zdradzają.
- A tak nie jest?
- Nie. Też mogę powiedzieć, że wszystkie dziewczyny zdradzają swoich facetów, a przecież tak nie jest.
- Masz mnie za żałosną, no nie? Ryczę i narzekam, jestem po prostu beznadziejna.
- Nieprawda. Są rzeczy za którymi warto płakać, a są takie na które nie warto marnować łez. Za nim nie warto.
- Ale ja go kocham. - rozpłakała się bardziej.
- Tak ci się tylko wydaje.
- Wracam do domu. - podniosła się, lecz ją zatrzymałem.
- Jak chcesz wrócić?
- Nie...nie wiem...przyjechałam z Ryan'em...może...może pójdę pieszo...to niedaleko. - załkała,
- Żartujesz? Jest już po pierwszej. To zbyt niebezpieczne.
- Dam radę.
- Odwiozę cię.
- Nie! - odpowiedziała spanikowana.
- Tak.
- Nie musisz...ja sama.
- Boisz się ze mną jechać? - zapytałem.
- Nie znam cię.
- Chyba już ci udowodniłem, że nie jestem groźny. Siedziałaś tu ze mną i nic ci nie zrobiłem.
- Tak, ale co innego wsiąść z tobą do samochodu.
- Kto powiedział, że będziemy jechać samochodem? Chodź.
Musiałem sie nieźle wysilić, by w ogóle chciała wsiąść na mój motocykl. Śmiać mi się chciało z jej miny gdy zobaczyła motor. Prawie dwadzieścia minut, kłóciliśmy się o to czy wsiądzie czy nie. W końcu udało mi się ją tam posadzić. Był tylko jeden minus, jazdy motorem. Całą drogę się do mnie przytulała, a mi krew spływała w jedno miejsce. To i tak dobrze, że dowiozłem ją w jednym kawałku.
- Widzisz, nie zabiłem cię. - uśmiechnęła się.
- I tak się cieszę, że stoję wreszcie na ziemi. - oddała mi kurtkę.
- Dziękuję. - powiedziała cicho.
- Nie ma za co.
- To ja...już pójdę. Cześć.
- Czekaj! - krzyknąłem. Odwróciła się.
- Naprawdę nie masz za czym płakać Lauro, będzie dobrze. - spojrzała na mnie zdziwiona, i pobiegła biegiem na górę.
Gdy w środę przyszedłem na wykład nie zdziwiło mnie, że nie ma Laury. Widziałem przecież w sobotę, że bardzo kochała tego dupka. Dziwiło mnie tylko to, że Woods zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Ciągle mizdrzył się z cycatą blondyną, albo innymi panienkami. Wszystkim dookoła rozpowiadał, że rzucił Laurę bo była słaba w łóżku. Miałem go ochotę zmieść z powierzchni ziemi. Gdy nie przyszła na kolejny wykład zacząłem się martwić. Chciałem pojechać do niej i sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale to było niezbyt dobrym posunięciem. Byłem obcym dla niej facetem. Codziennie jak szaleniec rozglądałem się po kampusie szukając jej. Gdy nie przyszła na egzamin śródsemestralny wiedziałem, że zrezygnowała. Przez niego.
Starałem się wrócić do normalnego życia, jednak jak szaleniec ciągle ją szkicowałem. Radosną, roześmianą, smutną, zamyśloną, zapłakaną. Miałem mnóstwo jej szkiców. Mój umysł wciąż pracował na najwyższych obrotach. Wyobrażałem sobie, że staje przed jej drzwiami, a ona mówi, że zawsze to mnie chciała. Później w dość plastyczny sposób wyobrażałem sobie jak jej pokazuje, że jest dla mnie wyjątkowa. Chyba powinienem się leczyć.
Pojawiła się dopiero po miesiącu od zerwania z Woods'em. Siedziałem już na swoim stałym miejscu gdy weszła do sali. Najpierw spojrzała na miejsce koło tego śmiecia, a potem spojrzała na wolne miejsce koło mnie. Tak bardzo chciałem by koło mnie usiadła. W napięciu czekałem na jej decyzje. W końcu zbiegła po schodkach i usiadła trzy rzędy niżej koło gościa, który chyba wiecznie cierpiał na senność. Chodził na moje zajęcia i tam również spał. Byłem rozczarowany, ale potem do mnie dotarło. Nie chciała mnie znać. Nie chciała mnie znać bo widziałem jej upokorzenie, widziałem ją w najgorszej chwili jej życia. Chciała się odciąć od wydarzeń tamtej nocy, czyli ode mnie również. Cały wykład ją obserwowałem, była spięta. Przez dłuższą chwilę patrzyła na Woods'a, a później odwróciła się i spojrzała na mnie. Jedno, krótkie spojrzenie, a wystarczyło by mnie całego pobudzić. To było jedyne spojrzenie jakim mnie uraczyła. Źle się czułem z tym, iż powiązała mnie z tym bydlakiem. Nie byłem nim, nie byłem takim jak on. Nigdy nie zabawiłem się, w tak brutalny sposób dziewczyną. No może nie byłem święty, też miałem wiele na sumieniu. Kiedyś stałym elementem były w moim życiu panienki na raz i narkotyki, ale skończyłem z tym. Teraz byłem innym człowiekiem, takim który by się nią zaopiekował.
Po południu pracowałem w Starbucksie, chwytałem się każdej dodatkowej pracy, tu pracowałem na 3/4 etatu. Jak każdego dnia było tłoczno. Większość studentów uzależniona jest od kofeiny. Wciąż zastanawiałem się po co Collins zawołał Laurę. Miałem nadzieję, że nie wywali jej bo nie przyszła na egzamin. Znałem go od wileu lat i wiedziałem, że jest równym gościem. Może da jej szansę, a może Laura przyszła tylko powiedzieć, że rezygnuje. Powinien chyba jej wysłać przypomnienie, że może się wycofać z zajęć do jutra. Jeśli tego nie zrobi to Collins będzie musiał ją oblać. Evelyn zawołała mnie:
- Ross przynieś worek kawy!
- Już się robi. - na zmianie pracowałem zawsze z Evelyn, studentką ostatniego roku medycyny i Stephanie gotką, która była na drugim roku malarstwa. Wróciłem do sali, gdy dosypywałem kawę do ekspresu, usłyszałem rozmowę dwóch dziewczyn. Jedna z nich była ruda i nosiła bluzę bractwa, druga była blondynką, całkiem ładną.
- Ależ z niego dupek. Szlaja się z jakimiś laskami po uczelni.
- A byli przecież taką dobrą parą.
- Najchętniej to bym mu jaja wyrwała. jak on mógł tak skrzywdzić Laurę.
- Właśnie, jak ona się czuje?
- Kiepsko, wciąż za nim ryczy. Wiem jednak, co ją z niego wyleczy.
- Co?
- Inny facet.
- Żartujesz? Ona się z nikim nie umówi, na siłę.
- Przecież nie mówię, że na siłę ja zmuszę. Umówi się z kimś na kogo leci.
- Woods chyba już jej nie chce.
- Nie mówię o nim. Laura opowiadała mi o takim jednym blondynie.
- Tak?
- No, podobno zaczepiał ją na imprezie, a potem ją pocieszał. Był bardzo przystojny, wiesz taki typ niegrzecznego chłopca.
- Jak się nazywa?
- Nie wiem. Laura go nie zapytała, mówiła tylko jak wygląda. Znam z widzenia tylko jednego gościa, który wygląda jak niegrzeczny chłopiec i ma cudną blond czuprynę oraz pracuje w straży studenckiej.
- Tak?
- Yhym. Laura potrzebuje teraz seksu bez zobowiązań, a będzie jej do tego potrzebny chłopak, który tu pracuje.
Więcej nie usłyszałem. Podeszły by złożyć zamówienie. Zastanawiałem się czy mógłbym być dla Laury, kimś takim jak opisywały mnie jej koleżanki. Czy mógłbym ją tylko pieprzyć? Być jej odskocznią? Nagle zdałem sobie sprawę, że o niczym innym nie marzę.
Nie zdzwiło mnie gdy Collins chciał, bym pomógł nadrobić Laurze zaległości. Napisałem do niej maila. Próbowaliśmy się umówić na jakiś konktertny termin, ale nie mogliśmy nic znaleźć. Napisałem jej, że jestem Shor. Zresztą tak przedstawił mnie Collins. On znał mnie z czasów jeszcze kiedy, wszyscy w domu tak do mnie mówili. Przez kolejne tygodnie z nią mailowałem. Ba posunąłem się nawet do flirtu. Sporo mi mówiła o sobie, o tym jak zerwała z Ryan'em, jak byli razem. Wyczekiwałem wiadomości od niej. Powinienem powiedzieć jej, że ja i chłopak z imprezy to ta sama osoba, ale ona lubiła Shora, a Ross'a nie. Chciałem by chociaż jeden z nas miał z nią kontakt. Chociaż jako Shor, nie mogłem z nią być. Byłem jej tutorem, a ona była dla mnie czymś zakazanym. To jednak Ross już mógł chyba działać.
W piątek zjawiała się w Starbucksie. Była zaskoczona, że mnie widzi. Zamówiła latte, a ja na kubku napisałem jej swój numer. Wieczorem dostałem wiadomość
Hej, co robisz?
L.M
Szkicuje mojego kota Franklina. Skubaniec nie chce mi pozować.
To szkicowaniem zajmujesz się na wykładach Collins'a?
Czemu tak myślisz? xD Czyżby aż tak było widać, że go nie słucham? :P
Nigdy go nie słuchasz. Zawsze coś bazgrzesz na kartce :P
Obserwujesz mnie? :O
Nie!
To skąd wiesz co robię na wykładzie? Siedzisz przede mną :D
Nie obserwuję cię :D Nie pochlebiaj sobie. Chciałem ci podziękowac, z a tamtą noc.
Nie ma za co, wszystko w porządku?
Tak.
Co robisz?
Siedzę sama w pokoju. Współlokatorka ma imprezę w bractwie.
Mogę wpaść?
Jasne, ale po co?
Chcę cię naszkicować.
Czekam ;)
Pół godziny później stałem pod jej drzwiami. Gdy mi otworzyła już chciałem zawłądnąć jej ustami. Miała na sobie obcisłe dżinsy i biały t-shirt na ramiączka.
- Jesteś pewna, że chcesz bym cię narysował? - rzuciłem kurtkę na łóżko. Ciągle mi się przyglądała.
- Tak. Gdzie mnie chcesz? - oblała się rumieńcem. Pomyślałem, że mogę ją posiąść wszędzie.
- Łóżko?
- Ok. - usiadła, a ja usiadłem na podłodze przy ścianie.
- Połóż się na brzuchu i podłóż ręce pod brodę. - szkicownie jej to była największa tortura jaką w życiu przeszedłem. szybko wyobrażałem sobie, że przejeżdżam palcami po jej pięknym ciele, że ona drży i wygina się pod moim dotykiem. Spojrzałem na nią, zamknęła oczy. Ukląkłem przed nią.
- Tak cię znudziłem?
- Nie.
- Mogę cię inaczej upozować?
- Tamten nie wyszedł?
- Już go skończyłem, chcę narysować kolejny.
- Proszę.
- Połóż się na plecach. - gdy to zrobiła, usiadłem na skraju łóżka, Uniosłem jej ręce nad głowę, i skrzyżowałem. Wpatrywała się w e mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Z trudem udało mi się skończyć ten szkic.
- Co zrobisz z tymi rysunkami?
- Skończę je i powieszę nad łóżkiem. - zdziwiła się.
- Wiem, że Shor i ty to ta sama osoba.
- Skąd?
- Joey mi powiedział.
- Nie powinienem tu przychodzić. Joey to twój sąsiad na ekonomii?
- Yhy.
- Jestem twoimi tutorem.
- Shor nim jest.
- Shor i Ross to jedna osoba.
- Ja chcę tylko Ross'a. - wyszeptała. - Masz rację obserwuję cię.
- Laura?
- Tak?
- Mogę cię pocałować? - gdy się zgodziła. Wspiąłem się na nią. Musnąłem wargami jej usta. Były ciepłe, i słodkie. Zaczęła się pode mną wić. Obcałowałem kontur jej ust, a potem wsunąłem język między jej wargi. Jęknęła wtedy wsunąłem rękę pod jej bluzkę i ucisnąłem jej pierś. Nagrodziła mnie kolejnym jęknięciem.
Od tamtej pory byliśmy nie rozłączni. Przychodziła do mnie co wieczór. Nie przekroczylismy granicy, w której bym była w niej, ale niebezpiecznie się do niej zbliżaliśmy. Ostatnio kazałem jej powiedziec stop, gdy wsunąłem w nią palce. Była tak cholernie, ciska i mokra. Z dnia na dzień coraz bardziej się w niej zakochiwałem. Niestety gdy wychodziła ode mnie jednej nocy, zobaczył nas Collins. Wynajmowałem u niego pokój nad garażem. Odwiozłem Laurę pod akademik.
- Czyli to koniec? - zapytała.
- Tak. - odpowiedziałem, a ona odwróciła się poszła do domu.
Gdy wróciłem Collins wezwał mnie do siebie nic, nie dało mówienie, że ja kocham. Powiedział, że będzie mnie krył, chociaż powinienem zostać wydalony z uczelni. Musiałem się z nim zgodzić i zaniechać jakiegokolwiek fizycznego konatktu z Laurą.
Pomogłem jej jako Shor zaliczyć ekonomię, do końca roku widywałem ją w kampusie, ale niegdy do niej nie podszedłem. Pakowałem się właśnie, miałem jechac do ojca na wakacje. Usłyszałem, że ktoś puka do mych drzwi. Zaskoczyło mnie, że ona tam stała. Była cała zmoknięta.
- Co tu robisz?
- Ross. Ja...
- Laura, już nie jestem twoim tutorem, ale nie chcę byc twoją odskocznią.
- Ja też tego nie chcę. Chcę być twoja. - wciągnąłem ja do środka. Przycisnąłem do ściany. Pocałowałem ją mocno, jęknęła. Objęła mnie, a ja podniosłem ja do góry. Od razu zaplotła nogi wokół moich bioder. Zniosłem ją do pokoju i rozebrałem.
- Tego chcesz? - pokazałem na srebrny pakiecik.
- Chcę ciebie. - odpowiedziała.
Pocałowałem ją lekko. Moja koszulka już leżała na podłodze, tak samo jak jej spodnie i sweter oraz buty. za chwilę dołączył tam stanik i majtki oraz moje spodnie. Była tak cholernie piękna i moja. Zakazana, ale moja. Zacząłem całować jej szyję, ona wplotła ręcę w moje włosy. Objąłem ustami jej brodawkę, a ona w cudowny sposób się wygięła. Gdy w nią wchodziłem, wyszeptałem:
- Kocham cię.
- Ja kocham was obu.
Miałam już dawno to dodać, temat zakazana miłość i słodkie opowiadanie z Raurą, Wiem, że drugi temat był od Pinni Pay. Mam nadzieję, że się wam shot spodoba. Jeśli chodzi o rozdział, to nie wiem kiedy będzie, ponieważ znowu zostałam nominowana do TB. Ja nie nominuje nikogo :) Do zobaczenia :)
Delly :)