- Zostaniesz moją pierwszą przyjaciółką? - Laura zatrzymała się i spojrzała na niego. Widziała po nim ile trudu kosztowało go to pytanie.
- Jeśli skończysz się upijać i mnie obmacywać to tak. - uśmiechnęła się. On pochylił się nad jej uchem.
- Pierwsze mogę ci obiecać, z drugim zobaczę.
- Panie Lynch! - szturchnęła go.
- Dobra, a teraz mam ochotę na loda. A ty? - Lau oblała się rumieńcem.
- Zależy o jaki rodzaj loda ci chodzi. - wyszeptała. Czuła, że zaraz zapadnie się pod ziemię.
- O zwykłą wanilię. Chodź. - wyszli razem z sądu.
Od rozprawy minęło dwa tygodnie. Sporo się w tym czasie zmieniło w życiu Laury. Gdy Ross proponował jej przyjaźń mówił poważnie. Od tamtej pory bardzo często spędzała z nim czas. W rozmowie nigdy nie mówili o przeszłości, o tym co było wcześniej. Zauważyła, że Ross starannie unika tego tematu. Za każdym razem gdy próbuje poruszyć tą kwestię, on skutecznie zmienia tok rozmowy. Cóż w końcu zrozumiała, że nie powinna na niego naciskać. Najwidoczniej nie ufał jej na tyle by jej wszystko wyznać. Już w niepamięć poszło jego chamskie zachowanie na początku ich znajomości. Miała teraz inny problem. Była jego przyjaciółką, ale on jej się podobał. Ostatnie dwa tygodnie na dodatek sprawiły, że już nie tyle ją pociągał co był obiektem jej uczuć. Zdała sobie z tego sprawę jak ostatnim razem odwoził ją do domu.
- Może w piątek zrobimy sobie mały seans filmowy? - zapytała.
- Seans? - spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Yhy.
- Wieczorem?
- No raczej.
- U ciebie? - już słyszała w jego tonie zbereźne aluzje.
- Skoro ja zaproponowałam to raczej u mnie.
- Piątkowy wieczór mam spędzić z tobą na kanapie?
- Oglądając film. -dokończyła.
- Ej!
- Co?
- Psujesz moje fantazje. - jej serce jak na zawołanie zaczęło bić mocniej.
- Fantazje? - prawie to wydyszała. Niestety Ross to zauważył. Spojrzał na nią i jego wzrok ściemniał.
- Owszem.
- Jakie?
- Jak zawsze jest pani ciekawska panno Marano. Wie pani, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - powiedział niskim, lekko chrapliwym tonem.
- Może nie jestem aniołem, tylko niegrzeczną dziewczynką? - jej głos na pewno był o oktawę wyższy. Nagle w samochodzie zrobiło jej się potwornie duszno.
- Szlag! - uderzył ręką w kierownicę i dodał gazu.
- Ross? - spytała niepewnie, Nie wiedziała co się stało.
- W piątek nie mogę przyjść. - odparł. Wtedy poczuła ucisk w sercu. To była irracjonalna reakcja. Przecież nie musiał być na każde jej zawołanie. Jednak jego odmowa zabolała.
- Lauro, jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę tego schrzanić. Nie znam się na przyjaźni, ale...przyjaciele chyba tak się nie zachowują.
- Przepraszam. - wyszeptała.
- Nie przepraszaj, tylko następnym razem mnie powstrzymaj.
- Powstrzymaj przed czym?
- Uwierz mi Lauro, gdybym nie prowadził to zapewne zerwałbym z ciebie ten paskudny sweterek i bawił się z tobą na milion sposobów. - zacisnął mocno usta.
- Och. - tylko tyle była w stanie powiedzieć.
To było kilka dni temu. Zauważyła, że Ross coś znowu przed nią ukrywa. Wykręcał się z kolejnych spotkań. Nie powie, to bolało. Było to tak irracjonalne uczucie, wręcz wariackie. We wtorek jak co dzień przyszła do pracy. Doznała szoku gdy weszła do kancelarii. Na biurku sekretarki siedziała ładna szatynka, a między jej nogami znajdował się Ross. Poczuła się tak jakby przeżyła deja vu. Już kiedyś widziała go między nogami innej kobiety. Do tej pory jej się to śni. Jest tylko jedna mała różnica. Przeważnie między jej nogami stał.
- Och! - krzyknęła. Od razu brunetka i Ross odwrócili się. Z ulgą zauważyła, że na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. Jego partnerka pospiesznie poprawiała ubranie.
- Laura? - zapytał.
- Ja...ja pójdę do kuchni. - wydukała.
- Czekaj. Poznaj naszą nową sekretarkę. Courtney to Laura, Laura to Courtney.
- Hej. - powiedziała Court.
- Dzień dobry.
- Ross dużo o pani mówił.
- Doprawdy? - chyba za dużo wlała w te słowa sarkazmu, bo Ross na nią dziwnie spojrzał.
- Tak, cieszę się, że będę z panią pracować.
- To ja wezmę się do pracy. - zniknęła w kuchni. Po chwili zjawił się tam Ross.
- Laura?
- Co? - odwróciła się.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, czemu pytasz?
- Bo...wyglądałaś dość dziwnie gdy...
- Zobaczyłam cie między jej nogami? Fakt powinnam przywyknąć.
- Przepraszam, nie sądziłem, że przyjdziesz wcześniej.
- Zamieniasz tą kancelarię w burdel?
- Lauro! - podniósł głos,
- Wiesz wolę się dowiedzieć, ile jeszcze dziwek tu będzie.
- Lauro dość! Courtney to moja dziewczyna.
- Gratulację. - czuła tak cholerną zazdrość, że miała ochotę mu przywalić.
- Ona jest inna niż Kate.
- Dobrze wiedzieć.
- Laura ja nie mogę być sam i tak...
- Co?
- Nie sypiam już z klientkami.
- Ross nie musisz mi się tłumaczyć. To twoje życie. Ty się z nimi pieprzysz nie ja. Jak dla mnie to możesz mieć ich cały harem.
- Jestem monogamistą.
- Hahahah, jakoś mi to umknęło.
- Dobra, zdradzam pasuje?
- Wiesz co Lynch, współczuje im.
- Czemu?
- Bo one myślą, że są dla ciebie wyjątkowe, a ty traktujesz je jak gówno. Pieprzenie i nic więcej. Mam rację? - spuścił wzrok i chwilę milczał.
- Masz, ale to moje życie panno Marano i mój wybór.
- Owszem, ale ja nie chcę patrzeć na to jak ją pieprzysz.
- Już nie zobaczysz. - powiedział i wyszedł.
Stormie jak co dzień szykowała śniadanie dla męża. Taka była jej rola, bycia żoną idealną. Zawsze u boku męża, zawsze mu przytakiwała. Ostatnio często się zastanawiała gdzie ją to zaprowadziło. Gdyby mówiła co myśli może uratowałaby rodzinę. Teraz straciła syna. Doskonale wiedziała jak skrzywdziła Ross'a. Nie raz widziała w jego oczach nienawiść. Obydwoje z Mark'iem starali mu wynagrodzić te lata krzywd, jednak on nie zwracał uwagi na ich starania. Dawno temu ich przekreślił. Bała się tylko jednego. Jego zemsty, Czuła, że własny syn chce ją zniszczyć, wykończyć. Poniekąd nie dziwiła mu się. Sama sobie była winna. Skrzywdzili go, więc on ma prawo się mścić. Chociaż marzyła by wreszcie do niego dotrzeć, by naprawić te lata krzywd. Tylko czy to jeszcze możliwe? Obawiała się, ze niestety już nie. Do kuchni wszedł Mark. Ucałował ją jak każdego ranka w policzek, a potem usiadł przy stole. Zaczął przeglądać gazetę, która rano przyniosła.
- Ryland już wyszedł? - zapytał.
- Dziś tu nie nocował. Był u Savannah. - podała mu jajecznicę.
- Trzeba będzie coś z tym zrobić.
- To znaczy?
- Nie są zaręczeni, więc gówniarz powinien nocować w domu.
- Mark tacy są teraz młodzi. - mężczyzna podniósł wzrok z nad gazety.
- Stormie, a wyobrażasz sobie jaki byłby skandal gdyby on zrobiłby jej dziecko. Bo chyba nie myślisz, że on tam grzecznie śpią.
- Myślę, że Ryland jest na tyle dorosły,że wie co robi.
- Myśli fiutem, nie głową. To dla ciebie dorosłość? Pogadaj z nim.
- Dobrze. - westchnęła.
- Wystarczy mi, że mam dwoje dzieci, które zachowują się jak dziwki.
- O czym ty mówisz Mark?
- O Rydel. Wczoraj znowu była na kacu. Rocky widział ją puszczającą się w klubie.
- Mark tylko jej nie zwalniaj.
- Stormie, ona psuje reputacje kancelarii i naszej rodziny.
- Wiesz, że ona totalnie się stoczy jak ją zwolnisz. Wtedy popsuje naszą reputację. Poza tym Ross...
- Ta kolejna męska dziwka. Gdyby nie on to już bym odesłał ją na odwyk.
- Nie zadzieraj z nim.
- Nie jestem głupi. Wiesz, że ma kolejną sukę?
- Mark! - upomniała go.
- Ta ma na imię Courtney. Zamienia mi kancelarię w burdel.
- Może ona na niego jakoś wpłynie. - powiedziała Stormie.
- Wątpię. On ma na nie zbyt duży wpływ.
- Poznałeś ją?
- Wczoraj. Wydaje się być milsza niż Kate.
- Przynajmniej je teraz poznajemy. Może przyszedł by z nią na obiad do nas?
- Stormie, on żadnej z nich do nas nie przyprowadzi. Nie wiem co on z nimi kombinuje, ale te jego związki są jakieś dziwne.
- Czemu?
- Te dziewczyny myślą tak jak on im powie. Nie wiem, ale jest coś w tym dziwnego.
- Musimy mieć nadzieję, ze ktoś do niego dotrze.
- Musimy mieć nadzieję, że on nas nie zniszczy, Stormie.
Ostatni raz Mark urządził taką szopkę jak ona przyszła do pracy. Teraz znowu stali w holu, a Mark przedstawił nowych członków załogi. Prócz Courtney, która teraz stała u boku Ross'a, do załogi dołączył Brandon Mack, młody prawnik. Laura musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Kręcone, ciemne włosy dodawały mu uroku. Była ciekawa jak poradzi sobie w nowej pracy. Zauważyła, że Ross ją obserwuje. Pierwszy raz zapragnęła być ładną, taką piękną jak Courtney. Wtedy to ona stała by u boku Ross'a. Coraz bardziej czuła, że jej wygląd stanowi przeszkodę do szczęścia. Bała się, że skończy jako stara panna z kotami. To była przerażająca wizja.
- Przedstawiam wam nowych członków naszej załogi. - zaczął Mark. - To nasza nowa sekretarka Courtney Eaton.
- A co się stało z Kate? - zapytał Riker. Ross od razu zmroził go wzrokiem.
- Kate...musiała odejść. - odpowiedział nieco zmieszany Mark.
- Czemu?
- Riker. - odezwał się Ross. Jego ton był wręcz lodowaty. Nawet Laura poczuła ciarki na skórze. Riker spojrzał na Ross'a, a potem spuścił głowę i zagryzł wargę.
- Do naszej ekipy dołącza również nowy prawnik Brandon Mack.
- Cześć. - chłopak pomachał wszystkim. Sprawiał wrażenie sympatycznego. Był także przystojny. Laura widziała jak Rydel i Courtney mierzą go wzrokiem, zresztą ona nie była lepsza. Kątem oka dostrzegła reakcję Ross'a. Wpatrywał się w niego zimnym wzrokiem.
- Liczę, że się dogadacie. - powiedział Mark. - Brandon będziesz dzielił gabinet z Rocky'm. A teraz zabierajcie się do pracy.
Wszyscy się rozeszli, tylko Brandon został. Lau weszła do kuchni musiała pozmywać filiżanki z gabinetu Mark'a. Brandon wszedł za nią.
- Cześć, jestem Brandon Mack.
- Cześć, Laura Marano.
- Długo tu pracujesz?
- Trzy miesiące.
- Jak tu jest?
- Raczej jest ok.
- Raczej?
- Wiesz jak wszędzie są spięcia.
- Sporo wiesz jak...
- Jak na sprzątaczkę.
- Nie to chciałem powiedzieć.
- Jasne. - westchnęła.
- Skoro tyle wiesz to może powiesz mi na kogo mam tu uważać?
- A wtedy nie będzie za prosto?
- Mam uważać na tego blondyna, prawda?
- Którego? - nie uniosła się pytać, by wiedzieć o którego chodzi.
- Nie chodzi mi o Riker'a.
- Ross.
- Właśnie, chyba na niego powinienem uważać.
- Owszem powinieneś. - do kuchni wszedł Ross. Laura prawie podskoczyła.
- Dobrze wiedzieć. - odparł Brandon.
- Powinieneś także być w gabinecie u Rocky'ego i brać się do pracy, za to ci płacimy, nie za gadanie z Laurą.
- Ma pan racje, panie Lynch.
- Chyba wie jak tam trafić.
- Owszem. - wyszedł z kuchni. Ross chwilę stał i patrzył na Laurę.
- Nie rób głupot Lauro. - powiedział.
- Co masz na myśli? - warknęła. Nic nie mogła poradzić na to, że ją irytował.
- Przecież widzę, jak na niego patrzyłaś.
- Co?! O to ci chodzi?
- Wiem, co chcesz zrobić i wiedz, że nie powinnaś...
- Czyli ty możesz być z nią, a ja mam żyć jak zakonnica?!
- Laura...
- No co, nie mówię jak jest. Ty zmieniasz laski jak rękawiczki, a ode mnie wymagasz samotności. To nie jest przyjaźń.
- Laura, o Boże. To nie tak. Ja nic nie wiem o przyjaźni...
- Gówno mnie to obchodzi. Przyjaźń to nie dyktowanie warunków,
- Ja po prostu...ja...nie mogę myśleć, że ciebie kiedykolwiek stracę. - Laura odwróciła się do niego. Ucisk na sercu był jeszcze mocniejszy. Cholera czemu on musiał jej tak wszystko utrudniać. Włazić w jej życie i zmieniać wszystko wokół. Był jak zakazany owoc. Pragnęła go, ale wiedziała, że nie może tego robić.
- Wyjdź. - powiedziała oschle.
- Lau...
- Ross wyjdź! - podniosła głos. Spojrzał na nią ostatni raz i wyszedł.
Siedział w barze. Pierwszy raz mu tak zależało. Nie wie co takiego w niej było, ale była inna i to wystarczyło. Miała rację trzymał ją na uwięzi. Sam jej nie mógł mieć, ale nie chciał by ktoś inny... Nie mógł nawet o tym myśleć, że ją straci. Gdyby nie był takim popieprzonym gościem, który jest bez serca może wtedy... to było marzenie. Wiedział jednak, że chce ją czcić, a nie poniewierać jak Courtney. Laury nie może tak potraktować. Ona...po prostu nie pasuje do jego życia. Zobaczył brunetkę siedzącą bo drugiej stronie baru. Do złudzenia przypominała Laurę, nie miała tylko tych brzydkich, ale jednak zajebistych ubranek. Wyglądała jak normalna laska. Podniósł się i podszedł do niej. Spojrzał na prawie skończony drink i postawił jej kolejnego.
- Mam wolny wieczór. - nachylił się do jej ucha. - Może chcesz mi potowarzyszyć?
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, jednak po chwili seksownie się uśmiechnęła. Przyjął to za zgodę.
***
Czyżby już się działa przemiana Laury?! Oby!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :*
Jak zawsze super, extra, zajebiście, mega itd. :) Piszesz najlpesze blogi na całym blogerze :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale się z tobą nie zgodzę, wcale nie są dobre :)
UsuńŚwietny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na next :D
Boski!
OdpowiedzUsuńNie moge się doczekać przemiany Laury 💕
Czekam na next ;)
O rajuśku!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że się nie doczekam!!!!!!!!! Mi się bardziej podoba jednak ten blog, bardziej Greyowaty ^^
Szkoda, że masz tak mało czasu ;/ Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału!!!!! :D
Zapraszam cię do mnie. Na Greyowatego bloga :P
http://50shadesoflynch-raura.blogspot.com/
Czekam na kolejny z wielką niecierpliwością!!!!!!!!!! Mam nadzieję, że już niedługo doczekam się metamorfozy Laury :)
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńAle przypał Ross xD haha...
Czekam na next <3
Najlepszy, intrygujący i zajebisty! Tyle ci powiem! O!
OdpowiedzUsuń::**:*:*::**::**::**:**:*:*:*:*:*::**:
Świetny rozdział:)
OdpowiedzUsuńCudnyy rozdział !! ♥
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się next'a
Świetnie piszesz! Czekam na next, który mam nadzieję, że szybko się pojawi. Jaka ja głupia byłam, że nie komentowałam wcześniej...
OdpowiedzUsuńJeszcze raz rozdział genialny! Zajebisty!
Zapraszać do siebie nie muszę, weny życzę!
Rozdział jest boski. Czy Laura przejdzie niedługo przemianę? Oby, niech Ross nie będzie mógł spać z miłości do Laury.
OdpowiedzUsuńTak przemiana Laury już niedługo :)
Usuń