Strony

czwartek, 15 grudnia 2016

Rozdział dwudziesty - " Miłość to nie diabeł rogaty."

W poprzednim rozdziale:
- Boże, gracie zajebiście! - powiedziała Lau gdy skończyli.
- Też im to mówiłam jak ich pierwszy raz usłyszałam - odpowiedziała Alexa.
- Dajcie spokój, to tylko hobby - odparł Riker.
- Według ciebie - rzucił Ross.
- Chłopaki! - wcięła się Rydel.
- Mogliśmy to ciągnąć to dalej, ale ktoś poświęcił nasze marzenia.
- Myślisz, że miałabyś teraz wszystko gdybyś grał?! - Ross spojrzał na brata po  czym wstał i odszedł.
- Zostań - powiedziała Rydel i chwyciła Lau za rękę






Spojrzała na Rydel, ta dalej trzymała jej rękę.
- Zostaw go, on cię nie potrzebuje - powiedziała blondynka.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Wszyscy przy ognisku bacznie ją obserwowali, nagle atmosfera z miłej i swobodnej zamieniła się w napiętą.
- Jesteś ostatnią rzeczą jaka mu jest potrzebna. Nie zmienisz go mała naiwna istoto.
- Ty za to wiesz o nim wszystko! - krzyknęła Lau i wyrwała się blondynce.
- Tak leć do niego, przeleci cię jak każdą inną a potem i tak zostawi. On już taki jest.
- Nie waż się mnie oceniać! Spójrz na siebie. Kim ty jesteś? Zachlaną dziwką. A reszta? Ty nie potrafiłeś zadbać o własną żonę, a wy we dwoje udajecie szczęśliwą parę, ale masz w dupie własna siostrę. Wszyscy tacy jesteście! Co do joty! Obchodzi was tylko czubek własnego nosa.  Nie śmiejecie oceniać mnie, bo to wy jesteście gówno warci - powiedziała ze łzami w oczach a potem pobiegła w kierunku domku. Nie patrzyła za siebie, na miny Lynchów. Nie obchodzili jej w tym momencie. Wpadła do domku.
- Ross! - pobiegła na górę. Zastała go w pokoju. Siedział na łóżku ze zwieszoną głową.
- Ross - wysapała.
- Dla nich to nic nie znaczy, ale to były nasze marzenia. Moje marzenia.
- Ross...
- Wtedy pierwszy raz poczułem się ich częścią. Dla mnie to nie było pieprzone hobby, to była szansa.
- Jaka szansa?
- By nie być tym czym jestem. - Spojrzał na nią i podszedł do niej. Złapał jej twarz w dłonie. Laura czuła w nim desperację.
- Ross ja wierzę w ciebie - wyszeptała. Oparł czoło o jej, zamknął oczy i wciągnął mocno powietrze.
- Jesteś taka dobra, zbyt dobra.
- Ty też jesteś dobry.
- Lauro proszę zatrzymaj mnie - wpił się w jej usta. Zaczął ją namiętnie całować.
- Lauro zatrzymaj mnie - wydyszał.
- Ale ja nie chcę cię zatrzymywać - szepnęła. Ross ponownie wpił się w jej usta, zaczął lekko przygryzać jej wargę. Jego ręce zsunęły się do krawędzi bluzki. Pociągnął ją w górę, powoli odkrywając to co pod nią. Popchnął ją na łózko, sam zdjął koszulkę.
- Taka śliczna. - przesunął dłońmi wzdłuż boków. Jego ręce zatrzymały się  przy guziku spodni. Spojrzał w oczy Lau, ta kiwnęła głową. Ściągnął spodnie z bielizną. Później odpiął stanik. Powoli przeciągnął po jej ciele.
- Nawet nie wiesz jak często marzyłem o tym momencie. - Wziął do ust jeden z sutków. Dłonią zajmował się drugim, lekko go ugniatając. Laura jęknęła.
-Ćśś... - Podniósł się i zdjął swoje ubrania.
- Lauro to jest ostatni moment by mnie powstrzymać.
- Ross zrób co masz zrobić - odpowiedziała. Tak bardzo go pragnęła. Zdawała sobie sprawę, że to co robi jest złe.  Sięgnął do szuflady i wyjął paczkę prezerwatyw. Rozerwał opakowanie i nałożył gumkę.
- Przez moment będzie bolało - powiedział. Zaczął ja całować po czym wsunął się w nią. Laura poczuła ból gdy dotarł i przebił to miejsce.
- Spokojnie to tylko moment. - Laura spojrzała na niego, ból ustawał i zamieniał się w coś innego. W końcu powiedziała, że już jest gotowa. Ross zaczął od powolnego tempa stopniowo przyspieszając.
- Dziś się skarbie nie będziemy nigdzie śpieszyć - szepnął jej do ucha. Uczucie gdy on był w niej było cudowne, rozciągła ją czuła, że od tej pory wszystko będzie inne. Może się nieco skomplikuje, ale przecież pragnęła go od samego początku. Oplotła go mocniej nogami.
- Jesteś moim Aniołem Stróżem - wyszeptał.
  Obudziło ją słońce przedzierające się przez zasłony. Czuła się tak wspaniale, poprzednia noc była upojna, padli z wyczerpania. Odwróciła się w jego stronę, ale zastała tam puste miejsce. Podniosła się i zobaczyła go siedzącego tylko w jeansach, w fotelu. Przyglądał jej się tymi swoimi ciemnymi oczami. Supeł zawiązał się w jej żołądku. Czuła, że zaraz wybuchnie burza, znała aż za dobrze ten wzrok.
- Witaj Lauro - powiedział blondyn.
- Cześć.
- Jak się spało?
- Dobrze. - Uśmiechnęła się. - A tobie?
- Nie narzekam - odparł obojętnym tonem, co ją bardzo uraziło.
- Ross, co się dzieje?
- A co ma się dziać? - zapytał.
- Jesteś...jakiś inny.
- Tak ci się tylko zdaje - odrzekł.
- Czemu nie śpisz?
- Nie sypiam zbyt długo, Lauro.
- Aha - odparła i spuściła głowę, ta jego obojętność ją przygniatała.
- Lauro
- Tak. - spojrzała na niego.
- Jestem na ciebie wściekły - powiedział. Laura gwałtownie przełknęła ślinę.
- Czemu? - zapytała.
- Powinnaś była mnie zatrzymać.
- Dlaczego ja?
- Bo - zerwał się gwałtownie z fotela. - ja nie mogłem tego już zrobić. Zawsze się kontrolowałem. Odkąd cię poznałem, pragnąłem cię. Z dnia na dzień mocniej. Nawet nie wiesz ile razy chciałem cię skosztować. Wczoraj jednak byłem zbyt słaby, by powiedzieć stop. To ty miałaś władzę.
- Skoro ty tego chciałeś i ja to nie widzę problemu - odparła oburzona.
- Naprawdę nie rozumiesz? - zapytał i przesunął dłońmi po włosach.
- Nie Ross, nie rozumiem! - wrzasnęła.
- Cicho! - przycisnął dłoń do jej ust. - Wytłumaczę ci. To, co się wczoraj stało to błąd. Tak Lauro. Błąd. Nie chodzi o to, czy tego żałuję. Po prostu jesteś jedyną rzeczą, której nie mogę mieć Lauro. Tak, mój ślub jest bezsensu, wcale bym go nie chciał gdyby nie kancelaria i mój plan. Powinnaś być jak najdalej ode mnie, bo moja przeszłość i to co złe wokół mnie może zniszczyć takiego anioła jak ty. Nie robię tego Laura, ze swoich masochistycznych pobudek. Nie. W ten sposób cię bronię. Muszę trzymać cię z daleka od swojego świata. Dlatego proszę cię, wyjedź i nie kontaktuj się ze mną do ślubu. - Po policzkach Lau płynęły łzy. Puścił ja i wyszedł. Nie chciała myśleć o jego słowach. Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Spojrzała na siebie w lustrze.
- I widzisz czym teraz jesteś?! - Wzięła prysznic, siedziała tam tak długo i szorowała się tak, że skóra ją bolała. Chciała go z siebie zmyć. Czuła się upokorzona to mało powiedziane.  Wyszła z łazienki i pośpiesznie się spakowała. Zeszła na dół. Stała tam Rydel i Ell.
- Samochód już czeka - powiedział Ellington.
- Ostrzegałam cię, że on się tak zachowa. Nie chciałaś słuchać, to teraz będziesz cierpieć - powiedziała Delly. Laura spojrzała na nich po czym po prostu wyszła bez słowa.
 Wyjechał zaraz po niej, widział wzrok Rydel gdy Laura opuściła posiadłość. Wreszcie zrobił to, co było nieuniknione i czuł się jak skurwiel. Skaził ją, zniweczył. Już nie jest aniołem, teraz dołączyła do jego kolekcji. Coś w nim pękało i bał się tego. Pierwszy raz czuł, że to nie był tylko seks. On ją wielbił, nie chciał jej zbezcześcić. Pragnął czcić każdy centymetr jej ciała. Wziął telefon do ręki, chciał zadzwonić i przeprosić. Jednak co miał jej powiedzieć? Nie był w tym dobry. Nigdy nie musiał przepraszać za to, co robi, jaki jest. Nie przejmował się tym czy kogoś krzywdzi. Liczył się cel. Szedł po trupach i nie przeszkadzało mu to dopóki nie pojawiła się ona. Wszedł do mieszkania i rzucił walizkę. Czuł się niesamowicie źle, kilka razy wybierał jej numer. Jednak zdawał sobie sprawę, że wyświadcza jej przysługę. Nie powinna być z nim. Im dalej jest od niego tym lepsze szanse na udane życie ma. Otworzył drzwi do pokoju.  Rozejrzał się, nie zapalał światła i tak wiedział gdzie ona jest.
- Nie będę cię szukać - rzucił i wszedł dalej. Usiadł na łóżku. W końcu wyszła z kryjówki. Wyglądała jak przestraszone zwierze.
- Usiądź - nakazał. Usiadła obok.
- Głodna jesteś?
- Tak - wychrypiała.
- Wyjdź za 15 min - powiedział i poszedł do kuchni by coś odgrzać.Gdy przyszła on już nakładał jedzenie.
- Jak weekend? - zapytała.
- Niezbyt udany - odparł.
- Czemu?
- Jedz. Z moją rodziną wyjazdy nie są udane - odpowiedział i usiadł obok.
- Coś cię gnębi Ross.
- Przespałem się z Laurą. - Brunetka zastygła w bezruchu.
- Chyba nie myślałaś, że będę ci wierny.
- Nie, nie myślałam - odparła.
- Właśnie, skoro tak to stwierdziłem, że powinnaś o tym wiedzieć.
- Czemu to zrobiłeś?
- Musiał być jakiś powód? Była chętna i ja miałem od dawna na nią ochotę to ją przeleciałem. Mam nadzieję, że ślubu nie odwołasz? - rzucił ironicznie. Courtney zagryzła wargę.
- Nie. Nie odwołam.
- Tak myślałem - powiedział.
- Co teraz?
- A co ma być? - zapytał.
- Ona organizuje nasz ślub. Nie boisz się, że będzie skandal?
- Ja się niczego nie boję . Ona nic nikomu nie powie.
- Skąd ta pewność?
- Przecież jesteście przyjaciółkami. - Zrobił cudzysłów w powietrzu. - Nie zraniłaby cie w ten sposób. Owszem przespała się z twoim narzeczonym, ale nigdy by nie doprowadziła do skandalu na ślubie. To przecież nasza poczciwa Laura. - Zaśmiał się.
- Mówiłeś, że jej nie tkniesz- wycedziła.
- Mówię wiele rzeczy.
- Masz wyrzuty sumienia. - Spojrzał na nią i wciągnął ostro powietrze.
- Nie mam sumienia Courtney. Jedz.
- Żałujesz, że ją przeleciałeś, Wszyscy wiemy, że ją do tej pory chroniłeś. Boisz się, że twój świat ją skrzywdzi.
- Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli jej się coś stanie.
- Kiedyś twoje demony ją dopadną - szepnęła.
  - Hej - Laura podniosła głowę, zobaczyła Sophie.
- Hej, co ty tu robisz? - wstała i przywitała się z koleżanką.
- Porywam cię na lunch.
- Nie mogę kochana. Widzisz ile mam pracy? - wskazała na papiery na biurku.
- Mi odmówisz? - Sophie usiadła na krześle.
- Ślub jest za dwa dni, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. - Laura wpatrywała się w jedną z kartek.
- Denerwujesz się?
- Strasznie, to mój pierwszy raz. - Lau się zaczerwieniła.
- Sama nie wiem czy ten ślub jest dla ciebie ważny, bo to moment gdy twoja kariera może ruszyć z miejsca, czy może dlatego, że to ślub Rossa.
- Sophie... - westchnęła.
- No co? Siedzisz w tym po uszy. Dawno temu powinnaś się z tego wycofać.
- Wiem, ale tyle ile on płaci nie zarobię przy dwóch ślubach.
- Nie chodzi o pieniądze Laura, obie to wiemy.
- Nie chcę drążyć tego tematu.
- Co robisz?
- Przeglądam plan usadzenia gości.
- Po co?
- Wiesz gdy pracowałam z Jenn, zawsze pary dawały nam wskazówki kto ma koło kogo siedzieć.
- I?
- Oni praktycznie nie dali żadnych. Ross tylko powiedział, że mam jego najbliższą rodzinę usadzić koło siebie.
- Może nie ma problemu gdy jakaś ciocia usiądzie koło nie tego wujka. - Sophie uśmiechnęła się.
- Nie będzie rodziców Courtney.
- To dziwne.
- Pytałam Rossa o to, ale zbył mnie.
- Może nie ma rodziców.
- Może, próbowałam się coś o niej dowiedzieć...
- Czekaj, sprawdzałaś pannę młodą?
- Owszem, ale nic ciekawego nie znalazłam.
- Laura, oszalałaś?
- Poczekaj, gdy zapraszałam gości moją uwagę zwróciło nazwisko James ale je zignorowałam.
- Czemu zwróciło twoją uwagę?
- Bo skądś je znałam.  Popatrz na te dwa nazwiska.
- Sajid Khan i Helen James. - Sophie spojrzała na koleżankę.
- Zastanawiałam się skąd Ross zna Pakistańczyka.
- Może to klient z kancelarii.
- Nie znam go.
- Mógł być jego klientem gdy tam nie pracowałaś.
- Owszem, poszukałam o nim trochę informacji i dowiedziałam się, że przyjechał tu w latach 80., jest biznesmenem. Ma udziały w kilku firmach, głównie zajmuje się produkcją i eksportem broni na Bliski Wschód.
- Broni?
- Tak.
- Co Ross ma wspólnego z gościem od handlu bronią?- zapytała zdziwiona Sophie.
- Nie wiem, może Ross poznał go na giełdzie.  Jednak to ona mnie bardziej interesuje. - Laura obróciła monitor komputera.
- Kim ona jest?
- Helen James. Skądś kojarzyłam to nazwisko, gdy zobaczyłam zdjęcie przypomniałam sobie, że już miałyśmy się okazję poznać.
- Gdzie?
- Była u mnie. To jej zależało bym zniknęła z kancelarii.
- Żartujesz? - Sophie wytrzeszczyła oczy.
- Nie, to ona dała mi pieniądze.
- Wiesz, mówiłaś że to jego przyjaciółka. Nic dziwnego, że jest gościem na ślubie.
- Tak, jednak co innego mnie zastanawia. W jakich interesach im przeszkadzałam?
- A kim ona jest?
- Ma kilka SPA i jedną dużą klinikę medycyny estetycznej. Poza tym miała kilku bogatych mężów.
- Nic dziwnego, że jest dobrze zrobiona - powiedziała Sophie.
- Nie rozumiem, co Ross, prawnik ma wspólnego z nią i tym Pakistańczykiem. Nie znalazłam żadnej informacji o tym, by był ich przedstawicielem. Nic z tych rzeczy.
- Laura po co w tym drążysz?
- Bo się z nim przespałam - rzuciła.
- Co?! Nad jeziorem?! Zwariowałaś to pan młody!
- Wiem! Tak wyszło.
- Boże, Lau coś ty zrobiła.
- Był załamany i chciałam go pocieszyć...
- Więc dałaś mu dupy?! Powiedz chociaż, że był dobry.
- Nie mam porównania, ale było zajebiście. - Laura schowała twarz w dłoniach.
- Lau nie możesz pojutrze być na tym ślubie, rozumiesz?
- Przecież jestem organizatorem.
- Nie możesz. To musi się skończyć. Widzę, że zakochałaś się po uszy, ale on za dwa pieprzone dni będzie żonaty.
- Kocham go i tak strasznie cierpię.
- Wiem, ale to musi pójść w jedną lub drugą stronę.
- Muszę tam być, nie mogę się już wycofać.
- Rozmawiałaś z nim?
- Nie. Od wyjazdu nie mieliśmy kontaktu.
- Idź do niego i powiedz mu otwarcie co czujesz.
- To zły pomysł. Zabronił mi kontaktu z nim.
- Trudno, on musi w końcu powiedzieć prawdę.
- Ten człowiek ma więcej sekretów niż ktokolwiek inny - szepnęła Lau.


 Siedział i popijał whisky. Za oknem padał deszcz. Zastanawiało go czy to nie jakiś znak. Rzadko bowiem w LA pada deszcz. Ślub już jutro. Za dobę spełni się to do czego dążył od tylu lat. Zawsze myślał, że będzie upajał się tą chwilą. Jednak tak nie jest. Tak naprawdę to nie wie co czuje. Myśli tylko o niej. Bał się jutra. Ona tam będzie. Doskonale wiedział, że wbija jej kolejny sztylet. Zawsze wmawiał sobie, że jest silny i musi ją chronić. Tak naprawdę jest odwrotnie. To Laura jest silna. Zadziwiająco mocna i odporna. Tyle razy już ją skrzywdził lub zranił, a ona dalej jest i dalej potrafi się uśmiechać. Wziął kolejny łyk. Tyle by dał, żeby to ją jutro zobaczyć w drzwiach kościoła. Gdyby tylko jego cienie go nie otaczały. Courtney miała rację, Najbardziej w świecie bał się, że coś się stanie Laurze. Nie wybaczyłby sobie. Usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł się i poszedł otworzyć. Jakże go zaskoczyło gdy zobaczył za drzwiami zmokniętą Laurę.
- Co tu robisz?
- Myślałam, i nie może to się tak skończyć.
- To znaczy?
- Czemu się przed tym bronisz? - zapytała.
- Przed czym?
- Przede mną. - Podeszła bliżej. - Każdego dnia budzę się i myślę o tobie. Każdego dnia chcę cię mocniej. Broniłam się, ale nie mogę już dłużej. Rozumiesz? Chcę ciebie i tylko ciebie. Chcę, aby twój świat zaczynał się i kończył się na mnie. Odkąd się pojawiłeś nic nie jest takie jakie było. - Podeszła i pocałowała go.  Pocałunek był namiętny, wciągnął ją do środka. Zamknął drzwi i przycisnął ja do ściany.
- Pieprzyć to wszystko - wydyszał. Ściągnął jej płaszcz, a potem rozerwał jej bluzkę. Przycisnął ją mocniej, tak bardzo chciał ją poczuć.
- Co ty mi robisz? - oparł czoło o jej.
- Próbuję poskładać w całość - szepnęła. Chwycił ją za rękę i zaprowadził do sypialni. Ściągnął z niej ubranie. Nie mówili nic, czuli że to co chcą powiedzieć zniszczy tą chwilę. Zaczął wyznaczać szlak pocałunków, od jej ucha przez szyję, do drugiego ucha.
- Dziś pokażę ci coś nowego - wyszeptał. Wstał, złapał ją za kostki i obrócił na brzuch. Krzyknęła zaskoczona. Sięgnął do szuflady. Rozerwał gumkę i nałożył, po czym wbił się w nią mocno. Następnie wysunął się cały i znowu wbił się do końca.
- Pochyl się - powiedział, Laura ugięła ręce w łokciach.  Jęknęła gdy poczuła go kolejny raz.  Jego ruchy były coraz szybsze, jedną ręką złapał ją za włosy, drugą ugniatał w ręce pierś. Laura czuła, że zawiązuje się jej jakiś supeł w brzuchu, jej oddech był coraz szybszy i dostawała drgawek. Uczucie stawało się coraz bardziej namacalne.
- Kochanie, nie hamuj się. Razem - szepnął i pocałował ją tuż pod uchem. Wtedy eksplodowała. Czuła nieopisaną przyjemność. Padła na materac, a Ross na nią. Leżeli tak chwilę.
- Przygniatasz mnie - powiedziała. Ross się zaśmiał.
- Ty to wiesz jak podsumować sytuację. - Położył się obok.
- Ross...
- Nie mów nic - przerwał jej. - Po prostu poleżmy tu razem - powiedział i chwycił ją za rękę.
***
Hej i jestem :P Mam dla Was tak jak obiecałam rozdział. Tak jest już prawie jedenasta, ale co? Wyrobiłam się, północ jeszcze nie wybiła hahaha. Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy i wyświetleń bo musiałam się nieźle nagimnastykować by ten rozdział powstał. Kiedy next? Nie wiem może w lutym?Nie wiem czy mi się uda do Nowego Roku podrzucić Wam coś na Kopciuszka. Niestety mam dla Was smutne wieści.
1. Zostało tylko 10 rozdziałów tego bloga. Tak, mi też będzie ciężko pożegnać się z Wami ale nic nie może wiecznie trwać nie :P
2. W styczniu nie pojawi się żaden rozdział. Dlaczego? Mam sesję. Zaczynam egzaminy od 10 stycznia i cały styczeń mam zawalony egzaminami, więc muszę się na tym skupić i blog zejdzie na dalszy plan. Jednak gdy wszystko zaliczę postaram się wrócić jak najszybciej.
Zbliża się koniec roku i święta. Z tej okazji dziękuję Wam za przeszło 100 000 tys wyświetleń na Kopciuszku i za przeszło 94 000 tys na JLM. Jesteście boscy♥. Życzę Wam też udanych i wesołych świąt. By były magiczne i byście wszyscy utyli tak z 10 kg hahah. Poza tym wystrzałowego Sylwestra i spełnienia marzeń w 2017 roku!
Do zobaczenia kochani.
Delly Anastasia Lynch.






czwartek, 8 grudnia 2016

Przepraszam ale....


Przepraszam ale, mam w dupie pisanie i zupełnie nic mi się nie chce. To już mnie nie bawi i nie kręci. Kiedyś  było fajnie, ale ostatnio wcale mi się nie chce pisać. Chyba nie jestem w tym dobra i to nie jest coś dla mnie. Rozdziałów więcej nie będzie. To koniec. Przepraszam wszystkich, którzy czekali na kolejne rodziały. Przykro mi, ale nie będę robić czegoś wbrew sobie.


















































































Hahahah tylko żartuję xD Rozdziały będą. Zapraszam póki co na rozdział 19. No i mam dla Was mały trailer rozdziału 20. Zostawiam Was z tym. Buziaczki ♥
- Mówiłeś, że jej nie tkniesz- wycedziła.
- Mówię wiele rzeczy. 
- Masz wyrzuty sumienia. - Spojrzał na nią i wciągnął ostro powietrze.
- Nie mam sumienia. Jedz.
- Żałujesz, że ją przeleciałeś, Wszyscy wiemy, że ją do tej pory chroniłeś. Boisz się, że twój świat ją skrzywdzi.  
- Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli jej się coś stanie.
- Kiedyś twoje demony ją dopadną - szepnęła.

Widzieli już wszyscy nowy trailer? :)

Music

Template by Elmo