Strony

niedziela, 28 maja 2017

Rozdział dwudziesty drugi - "Więc, kochanie, zrań mnie wystarczająco głęboko, by pozostała blizna."

W poprzednim rozdziale:
- Stałem tam i nie mogłem o niczym myśleć jak o tobie. Masz rację kocham cię. Na swój dziwny sposób ale kocham. - Jeszcze raz ją pocałował. Wiedział, że pewnie ktoś ich widzi, ale miał to gdzieś. 
- Ross, my nie powinniśmy...
- Nie, Laura. Możesz mnie odrzucić, kazać mi odejść ale chcę ciebie. Nic więcej.
- A twoja przeszłość, to kim jesteś? - Ross rozejrzał się, widział Helen i Sajida. Nie musiał pytać by wiedzieć, co go czeka.

- Chodź, to nie miejsce na te rozmowy. - Podał jej rękę, chwilę się wahała ale w końcu podała mu swoją dłoń. Przyjdzie jeszcze czas, gdy będą musieli się z tym zmierzyć. Teraz liczą się tylko oni. 
 Zabrał ją do małej restauracji. Spodobało jej się to miejsce. Ściany były w kolorze wina, stoliki przykryte białymi obrusami, a z głośników płynęła spokojna muzyka. Wszystko było eleganckie, zajęli stolik przy oknie. Podszedł do nich kelner i podał karty. Laura zauważyła, że kilku gości im się przygląda, wyglądali dość dziwnie jak na tą porę dnia. On w ślubnym garniturze, a ona w długiej wieczorowej sukni. Kelner przyniósł wino, zaczął nalewać go dość teatralnym gestem, co chyba zdenerwowało Rossa.
- Potrzebują Państwo więcej czasu? - zapytał zdenerwowany kelner.
- Nie - odparł natychmiast Ross. - Poprosimy dwa średnio wysmażone steki i warzywa, jeśli są świeże, a nie z mrożonki. - Kelner zapisał zamówienie. Laura znów poczuła się jak dziecko, taki był właśnie Ross, nigdy nie dawał nikomu dojść do słowa.
- Znów nie dałeś mi samej zamówić - powiedziała, gdy kelner odszedł.
- Bo steki to chyba bezpieczniejsza opcja niż owoce morza - odparł.
- A może ja chciałam sałatkę?
- Lauro, zapewne nic nie jadłaś od kilkunastu godzin. Potrzebna ci spora dawka energii, a sałatka ci jej nie dostarczy - wytłumaczył jej jak dziecku.  Laura postanowiła zmienić temat.
- Więc porozmawiajmy - rzekła. Ross chwilę milczał.
- Chcę byś dała mi szansę - powiedział. - Chciałbym negocjować z tobą warunki. - Laura otworzyła szeroko oczy. Chciał negocjować? Nie była kolejną umową czy rzeczą, którą można przejąć.
- Nie widzę takiej możliwości - odparła Laura. - To, co mi wczoraj powiedziałeś mówi wiele o tym kim jesteś, a nie wiem czy mogę być z kimś takim właśnie jak ty.
- Skończę z tym. Koniec z moją ciemniejszą stroną, Lauro.
- Jak możesz tak mówić? Wiem, że sama chciałam poznać prawdę i być kimś ważnym dla ciebie jednak przeraża mnie to jak daleko jesteś się w stanie posunąć. Ty kochasz zadawać ból i to jest twój najgorszy problem.  To ciągle w tobie jest.
- Popracuję nad tym - odparł zdesperowany. 
- Popracujesz nad czym? - Ross nie odpowiedział, zaczął patrzeć za okno.
- Nie zrobię tego, o co mnie prosisz jeśli nie będziesz ze mną rozmawiał - powiedziała Laura. Ross westchnął z irytacją i przeczesał palcami włosy.
- Co chcesz wiedzieć? - zapytał.
- Wszystko - odparła.
- W porządku. Opowiem ci wszystko, ale nie tutaj.
- Czemu?
- Bo, to długa historia. Muszę opowiedzieć ci wszystko począwszy od dzieciństwa, a nie chce mówić o tym w miejscu publicznym.
- To czemu mnie tu przyprowadziłeś? - zapytała Laura.
- Ponieważ wiedziałem, że nie będziesz chciała iść do mnie.
- Myślisz, że się ciebie boję?
- A nie?
- Jedyne czego się boję, to to, że zranisz mnie zbyt głęboko. 
- Lauro, ja chcę się zmienić. Jesteś jedyną osobą na jakiej mi teraz zależy. 
- Odpowiedz mi na kilka pytań.
- Pytaj.
- Kim jest pani James i ten Pakistańczyk i co mają wspólnego z tobą?
- Myślę, że zdążyłaś coś o nich się dowiedzieć. To z nimi prowadziłem interesy.
- Gdzie ich poznałeś?
- Sajid pomógł mi gdy tego potrzebowałem, a Helen była swego czasu jego kochanką i wspólniczką w interesie. Gdy dojrzałem, ona nauczyła mnie wszystkiego o kobietach, a on nauczył mnie jak prowadzić interesy. 
- To znaczy?
- Helen dała mi pierwsze 100000 tys. bym zainwestował na giełdzie, a Sajid powiedział mi wszytko o tym rynku. 
- A to o nauczaniu?
- Helen była i moją kochanką, w ten sposób mnie uczyła. Lubi być dominantką, a ja przez kilka lat się na to godziłem. Później pokazała mi jak tresować kobiety.
- Tresować?
- Te dziewczyny trafiają do Pakistanu, a tam nie są potrzebne niezależne i silne kobiety. Potrzebne są służące i niewolnice. Ona pokazała mi jak zniszczyć niezależność i pewność siebie kobiety by stała się niewolnicą. Wcześniej to ona zajmowała się przygotowaniem niewolnic, teraz tylko wyszukuje cele, ja się nimi zajmuje a Sajid szmugluje do Pakistanu. 
- Jakie kobiety porywacie? - Kelner przyniósł jedzenie, Laura spuściła wzrok, to faktycznie nie rozmowa na tą chwilę.
- Młode, takie jak ty. Najbardziej pożądane są dziewice.
- Kate i Courtney też były takimi dziewczynami?
- Courtney była, gdy zostawiłem Kate potrzebowałem mniej zadziornej kobiety, akurat się nią zajmowałem. 
- Więc Courtney miała iść na sprzedaż?
- Tak, jednak stwierdziliśmy, że przyda nam się w planie wykończenia mojego ojca. Później miała zostać wywieziona do Meksyku, a stamtąd do Pakistanu. 
- Ona cię kocha.
- Wiem, przeważnie nie pozwalam by te dziewczyny mnie w ogóle poznały, ale Courtney była wyjątkiem. Potrzebowałem jej w swoim planie.
- A Kate?
- Nie była dziewicą, Sajid wymyślił, że potrzebna mi dziewczyna by Mark się wkurzył. Zadziałało. Mark był zaskoczony i wiedział, że coś knuje. Minusem było tylko to, że Kate poczuła się zbyt pewnie dlatego ją usunąłem.
- Też ją porwałeś?
- Nie, poznałem ją w klubie dla zwolenników BDSM. Kate lubiła te gierki, a mi w tamtym momencie to odpowiadało. Miła odmiana dla seksu z klientkami.
- To wszystko jest takie dziwne - westchnęła Laura. 
- To przeszłość.  Lauro, przyprowadziłem cię tu by negocjować. 
- Jesteś otwarty na nowe reguły?
- Nie chcę reguł.
- Masz rację, żadnych reguł, żadnego porywania kobiet i żadnych demonów z przeszłości oraz żadnych sekretów. 
- Da się zrobić. - Uśmiechnął się Ross. 
- Jesteś pewien, że nie potrzebujesz tamtego życia?
- Ciebie potrzebuję bardziej - odparł. 
- Ross jednego nie mogę przeboleć.
- Czego?
- Że pociągnąłeś za spust.
- To nie ja.
- Przecież wczoraj się przyznałeś.
- Tak, zabiłem Kate, ale nie ja pociągnąłem za spust.
- Ross, to nie ma sensu - odparła Laura.
- Lauro, nie zrobiłem nic by ją ocalić i dlatego jestem winny. Za spust pociągnął mężczyzna, który jest na usługach u Sajida. Ja tam byłem i to ja przyniosłem jej śmierć, dlatego jestem winien.
- Nie rozumiem, jak to przyniosłeś jej śmierć?
- Sajid ma zasadę, że ani ja, ani on, ani Helen nie brudzimy sobie dłoni krwią. Ma płatnego zabójcę, który odwala brudną robotę. 
- A co robisz ty?
- Pilnuję by robota została wykonana i to jest moja wina. Byłem przy jej śmierci. Próbowałem ją ostrzec, ale nie słuchała. Miałem wybór albo ona, albo wszystko wyjdzie na jaw i wtedy zginę ja a może i ty. Widziałem jak wpakował jej kulkę w łeb i to jest moja wina.
- Nikogo nie zabiłeś?
- Co najwyżej porachowałem kości. Nie wiem, czy oglądasz filmy o mafii. Gdy kogoś chcą zabić, to wysyłają dwóch, trzech ludzi. Zawsze jest jeden, który przekazuje wieści i gnębi człowieka przed śmiercią.Takim człowiekiem jestem ja. Przychodziłem, przestawiałem kości a tamci jak Sajid rozkazał kończyli sprawę, ale nigdy nie działo się to w USA. Kilka razy w Meksyku i Pakistanie.
- Byłeś w Pakistanie?
- Raz, gdy pewne grupy próbowały przejąć nasz interes. To było ze trzy, cztery lata temu.
- Czyli ty nigdy nikogo sam nie zabiłeś?
- Nie - odparł. Laura się rozpłakała.
- Lauro, koniec rozmów. Jedz - powiedział i zabrał się do jedzenia.
 - Co teraz zrobimy?
- Zamierzasz mi teraz suszyć głowę?
- Sajidzie, mówiłam już dawno, że ta dziewczyna jest niebezpieczna. Jednak nie słuchałeś. 
- Cóż teraz jesteśmy po fakcie. 
- Co zrobimy z Rossem?
- A co mamy zrobić?
- Sajid, coś musimy. On zna prawdę, a nie możemy pozwolić sobie na to by ktoś się o nas dowiedział.
- Nie sądziłem, że się od nas odwróci - powiedział Sajid.
- Ta dziewczyna miesza mu w głowie - odparła Helen.
- A może on miesza w głowie jej? Nie wiesz tego Helen.
- To nieważne, Ross zna zasady. Tego życia się nie porzuca. 
- Chyba nie sądzisz, że wydam na niego wyrok?
- A mamy inne wyjście? - zapytała. Sajid zerknął za okno.
- Może dla ciebie to tylko kolejny chłopaczek do pieprzenia, ale nie dla mnie. Traktowałem go jak syna.
- Oszukał cię. Znasz zasady. On za dużo wie i jest zbyt silny.
- Nie wyda nas.
- Skąd ta pewność? Miałeś już pewność, że nie tknie Marano. Właśnie widzieliśmy jak twoja ufność się kończy - powiedziała ironicznie Helen.
- Gdy wyda nas, wyda i siebie. Siedzi w tym po uszy jak my.
- Oboje wiemy, że jest nieobliczalny. 
- Nie zabiję go.
- To pozwolisz by nas zniszczył? Tego chcesz?
- Dlaczego chcesz go zabić? 
- Nie chcę jego zabić, chcę by zginęli oboje - powiedziała brunetka.
- Oboje? 
- Myślisz, że Ross nie powie jej prawdy, albo że ona się nie domyśli. To nie byle jaka cizia. Nie jest jak Kate czy Courtney. Jest silna i dociekająca. Gdy sprzątniemy Rossa, ona za wszelką cenę będzie chciała dowiedzieć się prawdy. Nie zostawi jego śmierci w spokoju.
- Tak myślisz? - zapytał mężczyzna.
- Jestem tego pewna. Ona go kocha. 
- Mam wysłać Caleba? 
- Nie chcę tego robić Sajidzie, ale nasze interesy są ważniejsze niż Ross. To jak gra w szachy, czasami trzeba poświęcić królową. By zostać w grze.
- Zabójstwo człowieka pokroju Rossa nie przejdzie bez echa. To nie jakaś dziwka.
- Masz rację. - Helen wstała. - Trzeba to zrobić tak by nikt nas z tym nie powiązał.
- Czyli jak? - Sajid wyciągnął cygaro. Zapalił je i zaciągnął się dymem.
- Upozorujemy wypadek albo ukryjemy ciała tak, by nigdy nikt ich nie znalazł.
- Poczekałbym na rozwój wydarzeń.
- Chcesz czekać aż nas wyda?
- To Ross, on nie zostawia nie zakończonych spraw. Przyjdzie tu.
- I co wtedy? Pogłaszczesz go po głowie i powiesz dobrze synu zrobiłeś? 
- Najpierw negocjacje, potem broń. Nie tak robi się w demokratycznym państwie? - zapytał z ironią Sajid.
- Rób co chcesz, jeśli ty go nie usuniesz. Ja znajdę odpowiednich ludzi - powiedziała i wyszła.

  - O Boże - jęknęła gdy Ross zaczął dmuchać w jej łechtaczkę.
- Cicho - wymruczał.
Jęknęła jeszcze głośniej. Była przywiązana czerwonym sznurkiem do łóżka. Jej ręce były skrzyżowane i przywiązane do wezgłowia. Głowa Rossa znajdowała się między jej nogami. Nawet nie wie jak się tu do końca znalazła. Byli w restauracji, później pojechali do niego a potem samo poszło. Jego wyćwiczony język nieustępliwie ją pieścił. Spojrzała w sufit, czuła że dłużej nie wytrzyma. Ross nie przerywał tych słodkich tortur. Miała ochotę go dotknąć. Wsunąć dłonie w te jego niesforne i seksowne blond włosy. Szarpnęła rękami, lecz sznurek mocniej tylko oplótł się na jej delikatnej skórze.
- Nie dochodź - mruknął. - Zleję cię jeśli to zrobisz. - Nie odpowiedziała tylko głośno jęknęła, nie mogła i nie chciała się kontrolować.
- Kontrola, Lauro. To nic trudnego. Wytrzymasz. - Dalej obracał językiem po jej kobiecości.  Ross znał się na tym co jej robił. Laura starał się wytrzymać ale w końcu eksplodowała. Dłużej już nie mogła, a wizja klapsów nawet ją podnieciła.
- Och Lauro - zganił ją. - Doszłaś - powiedział to zmysłowym tonem. - I co ja mam teraz zrobić? - Pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek. Następnie złapał ją za kostki i przewrócił na brzuch. Sięgnął do wezgłowia i rozwiązał jej ręce.
- Teraz zamienimy się rolami - szepnął jej do ucha i dał mocnego klapsa.
- Auć! - zawołała.
- Kontrola, Lauro, kontrola - rzucił, po czym chwycił ją za biodra i wszedł mocno w nią. Laura ponownie krzyknęła, drżąc wciąż po przeżytym orgazmie. Ross objął ją ramieniem i pociągnął na swoje kolana. Laura westchnęła na poczucie pełnego wypełnienia.
- Ruszaj się - nakazał.
Jęknęła w odpowiedzi i zaczęła unosić się i opadać na jego kolana.
- Szybciej kochanie - szepnął jej do ucha.
Zaczęła się poruszać szybciej. Ross jęknął, odchylił jej głowę zaczął wyznaczać szlak pocałunków na jej szyi, co jakich czas skubiąc ją zębami. Jego dłoń zaczęła się przesuwać niespiesznie po jej ciele, docierając do łechtaczki, nadal wrażliwej po jego pieszczotach. Laura zaczęła kwilić cicho, gdy zaczął muskać ją palcami.
- Tak, Lauro - wydyszał jej do ucha. - Jesteś moja i tylko moja.
- Tak - odparła gorączkowo. - Twoja. - Czuła, że jej ciało znów się napina.
- Dojdź dla mnie. - Na te słowa znów eksplodowała.Zawołała głośno jego imię. Ross objął ja mocno gdy przez jej ciało przechodziły kolejne fale rozkoszy.
- Boże, Lauro, tak bardzo cię kocham - jęknął i wbił się w nią, zatracając się we własnej rozkoszy.
 Dokańczał papierosa. Caleb już zadzwonił, za chwilę ona tędy przejdzie. Nie chciał tego, tak bardzo nie chciał. Jednak Sajid jasno się wyraził Za dużo wie. Dawałem Ci nie raz szansę byś zamknął jej usta. Teraz ja się tym zajmę. Rzucił peta, szła. Minęła go, nie zauważając go. Ruszył za nią. Widział jak ściska mocniej marynarkę. Kiedyś by jej nie pozwolił by szwendała się sama po takiej okolicy. Obejrzał się do tyłu, Caleb gdzieś zniknął. Zablokuje jej drogę, zapoluje na nią jak na zwierzynę wpędzając ją w sidła śmierci. Nie za bardzo znał tego gościa. Wiedział tylko, że gość był zawodowcom w swoim fachu. Wykonywał za Sajida brudną robotę. Upierał się, że to Ross powinien ją zabić. Wziął nawet rewolwer, ale wiedział, że nie da rady jej spojrzeć w oczy. Jak zwykle tylko przekaże jej ostatnią nowinę. Coś jak posłaniec śmierci. Usłyszała stukot jego ciężkich traperów. Przyspieszyła, a potem zaczęła biec. Rzucił się w pogoń za nią. Obcasy ją spowalniały, więc szybko ją dopadł. Szarpnął ją, a ta o mało się nie przewróciła. Widział jej strach w oczach. To jak mierzyła go wzrokiem, zdając sobie sprawę, że to nie będzie miła pogawędka.
- Hej - wydukała.
- Czemu przede mną uciekasz? - zapytał spokojnie.
- Wystraszyłeś mnie, jest późno, ja jestem tu sama.
- Jesteś dziwką, chyba nie boisz się gwałtu?
- Jestem kobietą, to normalne, że tak reaguje - odpowiedziała.
- Właśnie to bardzo niebezpieczne włóczyć się samej o tej porze.
- Wiem, a co...ty...tu robisz? - wydukała.
- Szukam ciebie - odparł.
- Mnie?
- Tak.
- Czemu? Nie widzieliśmy się już tak długo. Po co ci jestem potrzebna? - zaśmiała się nerwowo.
- Och Katy, Katy. Jak myślisz?
- Wiesz - powiedziała z przerażeniem.
- Najpierw Courtney, teraz Laura. Jak mam ci przetłumaczyć do rozumu? - zapytał.
- Ale...jak? Jak się dowiedziałeś?
- Myślisz, że jestem idiotą? Jesteś tak przewidywalna Kate.
- To był czysty przypadek.
- Tak jak z Courtney?
- Naprawdę, po prostu ją przypadkiem spotkałam i trochę pogadałyśmy.
- Trochę pogadałyście? O czym?
- O starych czasach, taka tam gadka o niczym.
- Nie lubię kłamców. - Wyciągnął broń z tyłu, zza kurtki. Kate zamarła.
- Boże, naprawdę nic takiego jej nie powiedziałam.
- Najpierw kręcisz się wokół mnie i moich współpracowników, zbierasz o mnie informacje. Dopytujesz. Potem zbliżasz się do Courtney a teraz to.
- O Courtney już ze mną rozmawiałeś.
- Tak, gdyby nie to, że mi wszystko powiedziała żyłabyś dalej w dobrych warunkach a tak to cię musiałem ukarać. Wiesz, że tego nie lubię.
- Wiem.
- Nie nauczyło cię to niczego?
- Nauczyło.
- Naprawdę masz mnie za idiotę. - Roześmiał się. - Myślisz, że po tej akcji z Courtney ja zostawiłem cię samej sobie?
- Jak się dowiedziałeś? - zapytała cicho.
- Po pierwsze korzystasz z laptopa, który ci podarowałem. Mam podgląd na to co wyszukujesz. Szukałaś informacji o mnie, o Courtney, tak do niej dotarłaś. Potem jeszcze szukałaś informacji o Laurze. Na przykład jej adresu.
- Może.
- Twój telefon kilka razy się tam logował. Masz włączony GPS. Obserwowałaś ją. Dziś to nie był przypadek. Specjalnie tam pojechałaś.
- Może chciałam spotkać dawną znajomą?
- Myślisz, że w to uwierzę? Od kilku tygodni śledził cię mój człowiek. - Kate odwróciła się i zobaczyła dobrze zbudowanego mężczyznę, koło 40 -stki. Wiedział, że już czas.
- Słyszał was. Nie byłaś zbyt cicho.
- Przepraszam, ja... - przyglądała się jego dłoniom i temu co w nich było.
- Co ja mam teraz z tobą zrobić?
- Proszę - odpowiedziała z łzami w oczach.
- Raz cię ostrzegłem, wiesz że ja się nie powtarzam.
- Proszę, nie rób tego. Ja...już nigdy niczego nie powiem. Będę się trzymać z dala.
- Miałaś się trzymać z dala już dawno temu.
- Przysięgam, nigdy się do niej nie zbliżę - powiedziała z płaczem.
- Masz rację już nigdy się do niej nie zbliżysz. - Podniósł dłoń a potem padł strzał. Kate spojrzała na niego. Widział w jej oczach, strach, żal,a przede wszystkim ulatujące życie. Osunęła się na ziemię. Miała ogromną plamę na czole. Spojrzał za nią, Caleb chował już broń.
- Mogłeś mnie zabić - powiedział.
- Nie. Za daleko stałeś. Sprzątnę to gówno. Ty już idź. - odparł Caleb. Schował swoją broń. Spojrzał po raz ostatni w jej oczy. Już wiedział, że ten obraz będzie go prześladować do końca jego dni.
 - Ross obudź się! - Otworzył szeroko oczy, jego klatka unosiła się i szybko opadała. Błądził chwilę oczami.
- Wszystko ok? - zapytała. Ross usiadł i przetarł twarz.
- Tak. Możesz przynieść mi wody? - Laura wstała i poszła do kuchni po wodę. Gdy wróciła Ross dalej siedział na łóżku. Podała mu wodę, a on wypił ją jednym haustem.
- Dobrze się czujesz? - Laura przysiadła na łóżku.
- Tak, to tylko zły sen. Kładź się spać.
- Ross, jeśli chcesz pogadać...
- Nie.
- Ross, nie chodzi mi o twój sen. Nie skończyliśmy rozmowy o tobie, o nas. - Mężczyzna westchnął.
- Musimy o tym teraz gadać?
- Jeśli chcesz bym tu została, to tak.
- Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko - odparła. Ross westchnął.
- To szykuj się na długą opowieść.
- Dobrze, mam czas.
- Mój dziadek był prawnikiem, ojciec też. Mieszkali w Littleton w Kolorado. Dziadek był chyba najlepszym adwokatem w stanie. Moja matka na studia wyjechała do NY i tam poznała pewnego Pakistańczyka.
- Sajida?
- Tak. Był młodym studentem. Szybko się zakochali i przez pewien czas byli razem, ale potem moja matka wróciła do Littleton, jej rodzice nie akceptowali obcokrajowca w rodzinie, zwłaszcza z Pakistanu. Pojawił się Mark i moja matka zostawiła Sajida. Sajid wtedy był biednym studentem, a Mark pochodził z bogatej rodziny. Wtedy Sajid poprzysiągł zemstę na Lynchach. Przez lata zbudował swoje imperium. Matka wyszła za mąż za Marka. Oczywiście ojciec miał już w głowie całą wizję swojej rodziny. Dom, własna kancelaria, piękna żona i maksymalnie trójka dzieci. Gdy pierwszym dzieckiem okazał się syn, pękał z dumy, bo już miał plan na całe jego życie. Dwa lata później urodziła się Rydel, co uzupełniło obraz idealnej rodziny. Przenieśli się do Los Angeles. Ojciec otworzył swoją kancelarię. Rok później pojawiło się trzecie dziecko, Rocky. Ojciec wtedy jasno powiedział, że więcej dzieci nie chce. Nie spodziewał się, że matka zajdzie w czwartą ciążę. Tak, byłem wpadką. Czymś czego Mark nie zaplanował. Chciał by Stormie usunęła, ale ta się nie zgodziła. Więc przez 9 miesięcy ukrywali jej ciążę. Gdy się urodziłem, matka zostawiła mnie w szpitalu.
- Boże.
- To nie koniec. Trafiłem do sierocińca. Tam mieszkałem do 4 roku życia. Później trafiłem do rodziny zastępczej nazywali się Davis. mieli jedno swoje dziecko. Syna. Miał na imię Zach i był sporo starszy. Było też dwóch bliźniaków Bryce i Zach i dziewczynka rok starsza ode mnie. Chyba miała na imię Sheri. To było piekło. Ten gość bił nas. Przez lata katował żonę i nas. Uciekłem od niech gdy miałem 12 lat. Zamieszkałem na ulicy. Była taka paczka dzieciaczków, które mieszkały w różnych pustostanach. Dołączyłem do nich. Utrzymywaliśmy się z drobnych kradzieży lub żebrania. Łatwo nie było. Non stop się tułaliśmy żeby policja czy opieka społeczna nas nie złapała. Raz mnie i takiego chłopaka złapało dwóch zbirów. Było to w takiej bocznej uliczce. Zaczęli nas bić. Myślałem, że zdechnę. Ten drugi uciekł, a oni bili mnie. Wtedy pojawił się Sajid i uratował mnie. Dosłownie. Dał mi dach nad głową i zaopiekował się mną. Myślę, że to dlatego, że mu powiedziałem, że nazywam się Lynch. Znalazł mój akt urodzenia i dowiedział się, że jestem synem Marka. Helen poznałem u niego. Wtedy zaczynali swój biznes. Gdy miałem 16 lat, pierwszy raz Helen mnie pocałowała, a potem zaczęła mnie wszystkiego uczyć. Wróciłem do domu. Mark o mało zawału nie dostał gdy zobaczył mój akt. Nie miał jednak wyjścia i musiał mnie przyjąć. Wtedy też ułożyłem z Sajidem plan jak go zniszczyć. Pierwsze pieniądze na giełdę dostałem od Helen. On i Helen nauczyli mnie wszystkiego i dzięki nim tak naprawdę jestem tym kim teraz jestem i  żyję tak jak żyję.
- Przeszedłeś przez piekło. - Ross starł z jej twarzy łzy.
- Myślałem, że takie życie jest ok.Bo bylem im coś winien za ratunek. Jednak odkąd poznałem ciebie, zacząłem rozumieć, że brakuje mi czegoś.
- Czego?
- Ciebie. Brakowało mi miłości do ciebie. Zmieniłaś wszystko. Stopniowo, przestawiałaś wszystkie rzeczy w mojej głowie.
- Ross, kocham cię.
- Ja ciebie też maleńka. Tylko już nie płacz.
***
Hello :) Jest tu kto? Wstawiam następny rozdział, który jest nieco sprostowaniem i wyjaśnieniem całej historii. Ross opowiada o sobie i o morderstwie Kate. Mam nadzieję, że teraz już wszystko zrozumiecie. Nie liczcie tylko na to, że przez następne osiem rozdziałów będę Was raczyć nudą xD Mam jeszcze kilka pomysłów, które chcę zrealizować. Liczę na masę komentarzy i wyświetleń bo to taka zapłata za moją pracę i nie powiem strasznie mnie cieszy jak widzę od Was komentarze. Do następnego kochani :)
Delly Anastasia Lynch




30 komentarzy:

  1. Dziękuję za rozdział. Jest cudowny ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny !
    Warto bylo tyle czekac 💪
    Do nastepnego❤

    OdpowiedzUsuń
  3. jeden z moich ulubionych rozdziałów, UWIELBIAM!!❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś najlepsza!

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczny��
    Teraz czekam na rozdział na Kopciuszku ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Warto było czekać ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. No nieźle! Rozdział wspaniały jak zresztą każde inne ;p
    Jedyne co mnie martwi to to, że chyba niewiele tych rozdziałów do końca zostało :/ Będę ryczeć czytając ostatni rozdział. Seriooo :'(
    Na razie będę się cieszyć tymi aktualnymi rozdzialikami i czekać na następne ;3
    Życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam♥♥Czekam z niecierpliwością na next!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nieźle nieźle ;) czekam co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  10. Chcę więcej i więcej ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy kolejny rozdział??

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy kolejny rozdział? <3

    OdpowiedzUsuń
  13. No właśnie kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy kolejny rozdział halooo

    OdpowiedzUsuń
  15. Puk puk? Tyle czasu już rozdziału nie było :( Kiedy następny? Nie mogę się doczekać. Tęsknie :'(

    OdpowiedzUsuń
  16. Szkoda że tak nas zostawiłaś bez słowa

    OdpowiedzUsuń
  17. Szkoda że tak nas zostawiłaś bez słowa

    OdpowiedzUsuń
  18. Żyje tu ktoś jeszcze? ��
    Wciąż czekam.. :(

    OdpowiedzUsuń

Music

Template by Elmo