Strony

czwartek, 15 grudnia 2016

Rozdział dwudziesty - " Miłość to nie diabeł rogaty."

W poprzednim rozdziale:
- Boże, gracie zajebiście! - powiedziała Lau gdy skończyli.
- Też im to mówiłam jak ich pierwszy raz usłyszałam - odpowiedziała Alexa.
- Dajcie spokój, to tylko hobby - odparł Riker.
- Według ciebie - rzucił Ross.
- Chłopaki! - wcięła się Rydel.
- Mogliśmy to ciągnąć to dalej, ale ktoś poświęcił nasze marzenia.
- Myślisz, że miałabyś teraz wszystko gdybyś grał?! - Ross spojrzał na brata po  czym wstał i odszedł.
- Zostań - powiedziała Rydel i chwyciła Lau za rękę






Spojrzała na Rydel, ta dalej trzymała jej rękę.
- Zostaw go, on cię nie potrzebuje - powiedziała blondynka.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Wszyscy przy ognisku bacznie ją obserwowali, nagle atmosfera z miłej i swobodnej zamieniła się w napiętą.
- Jesteś ostatnią rzeczą jaka mu jest potrzebna. Nie zmienisz go mała naiwna istoto.
- Ty za to wiesz o nim wszystko! - krzyknęła Lau i wyrwała się blondynce.
- Tak leć do niego, przeleci cię jak każdą inną a potem i tak zostawi. On już taki jest.
- Nie waż się mnie oceniać! Spójrz na siebie. Kim ty jesteś? Zachlaną dziwką. A reszta? Ty nie potrafiłeś zadbać o własną żonę, a wy we dwoje udajecie szczęśliwą parę, ale masz w dupie własna siostrę. Wszyscy tacy jesteście! Co do joty! Obchodzi was tylko czubek własnego nosa.  Nie śmiejecie oceniać mnie, bo to wy jesteście gówno warci - powiedziała ze łzami w oczach a potem pobiegła w kierunku domku. Nie patrzyła za siebie, na miny Lynchów. Nie obchodzili jej w tym momencie. Wpadła do domku.
- Ross! - pobiegła na górę. Zastała go w pokoju. Siedział na łóżku ze zwieszoną głową.
- Ross - wysapała.
- Dla nich to nic nie znaczy, ale to były nasze marzenia. Moje marzenia.
- Ross...
- Wtedy pierwszy raz poczułem się ich częścią. Dla mnie to nie było pieprzone hobby, to była szansa.
- Jaka szansa?
- By nie być tym czym jestem. - Spojrzał na nią i podszedł do niej. Złapał jej twarz w dłonie. Laura czuła w nim desperację.
- Ross ja wierzę w ciebie - wyszeptała. Oparł czoło o jej, zamknął oczy i wciągnął mocno powietrze.
- Jesteś taka dobra, zbyt dobra.
- Ty też jesteś dobry.
- Lauro proszę zatrzymaj mnie - wpił się w jej usta. Zaczął ją namiętnie całować.
- Lauro zatrzymaj mnie - wydyszał.
- Ale ja nie chcę cię zatrzymywać - szepnęła. Ross ponownie wpił się w jej usta, zaczął lekko przygryzać jej wargę. Jego ręce zsunęły się do krawędzi bluzki. Pociągnął ją w górę, powoli odkrywając to co pod nią. Popchnął ją na łózko, sam zdjął koszulkę.
- Taka śliczna. - przesunął dłońmi wzdłuż boków. Jego ręce zatrzymały się  przy guziku spodni. Spojrzał w oczy Lau, ta kiwnęła głową. Ściągnął spodnie z bielizną. Później odpiął stanik. Powoli przeciągnął po jej ciele.
- Nawet nie wiesz jak często marzyłem o tym momencie. - Wziął do ust jeden z sutków. Dłonią zajmował się drugim, lekko go ugniatając. Laura jęknęła.
-Ćśś... - Podniósł się i zdjął swoje ubrania.
- Lauro to jest ostatni moment by mnie powstrzymać.
- Ross zrób co masz zrobić - odpowiedziała. Tak bardzo go pragnęła. Zdawała sobie sprawę, że to co robi jest złe.  Sięgnął do szuflady i wyjął paczkę prezerwatyw. Rozerwał opakowanie i nałożył gumkę.
- Przez moment będzie bolało - powiedział. Zaczął ja całować po czym wsunął się w nią. Laura poczuła ból gdy dotarł i przebił to miejsce.
- Spokojnie to tylko moment. - Laura spojrzała na niego, ból ustawał i zamieniał się w coś innego. W końcu powiedziała, że już jest gotowa. Ross zaczął od powolnego tempa stopniowo przyspieszając.
- Dziś się skarbie nie będziemy nigdzie śpieszyć - szepnął jej do ucha. Uczucie gdy on był w niej było cudowne, rozciągła ją czuła, że od tej pory wszystko będzie inne. Może się nieco skomplikuje, ale przecież pragnęła go od samego początku. Oplotła go mocniej nogami.
- Jesteś moim Aniołem Stróżem - wyszeptał.
  Obudziło ją słońce przedzierające się przez zasłony. Czuła się tak wspaniale, poprzednia noc była upojna, padli z wyczerpania. Odwróciła się w jego stronę, ale zastała tam puste miejsce. Podniosła się i zobaczyła go siedzącego tylko w jeansach, w fotelu. Przyglądał jej się tymi swoimi ciemnymi oczami. Supeł zawiązał się w jej żołądku. Czuła, że zaraz wybuchnie burza, znała aż za dobrze ten wzrok.
- Witaj Lauro - powiedział blondyn.
- Cześć.
- Jak się spało?
- Dobrze. - Uśmiechnęła się. - A tobie?
- Nie narzekam - odparł obojętnym tonem, co ją bardzo uraziło.
- Ross, co się dzieje?
- A co ma się dziać? - zapytał.
- Jesteś...jakiś inny.
- Tak ci się tylko zdaje - odrzekł.
- Czemu nie śpisz?
- Nie sypiam zbyt długo, Lauro.
- Aha - odparła i spuściła głowę, ta jego obojętność ją przygniatała.
- Lauro
- Tak. - spojrzała na niego.
- Jestem na ciebie wściekły - powiedział. Laura gwałtownie przełknęła ślinę.
- Czemu? - zapytała.
- Powinnaś była mnie zatrzymać.
- Dlaczego ja?
- Bo - zerwał się gwałtownie z fotela. - ja nie mogłem tego już zrobić. Zawsze się kontrolowałem. Odkąd cię poznałem, pragnąłem cię. Z dnia na dzień mocniej. Nawet nie wiesz ile razy chciałem cię skosztować. Wczoraj jednak byłem zbyt słaby, by powiedzieć stop. To ty miałaś władzę.
- Skoro ty tego chciałeś i ja to nie widzę problemu - odparła oburzona.
- Naprawdę nie rozumiesz? - zapytał i przesunął dłońmi po włosach.
- Nie Ross, nie rozumiem! - wrzasnęła.
- Cicho! - przycisnął dłoń do jej ust. - Wytłumaczę ci. To, co się wczoraj stało to błąd. Tak Lauro. Błąd. Nie chodzi o to, czy tego żałuję. Po prostu jesteś jedyną rzeczą, której nie mogę mieć Lauro. Tak, mój ślub jest bezsensu, wcale bym go nie chciał gdyby nie kancelaria i mój plan. Powinnaś być jak najdalej ode mnie, bo moja przeszłość i to co złe wokół mnie może zniszczyć takiego anioła jak ty. Nie robię tego Laura, ze swoich masochistycznych pobudek. Nie. W ten sposób cię bronię. Muszę trzymać cię z daleka od swojego świata. Dlatego proszę cię, wyjedź i nie kontaktuj się ze mną do ślubu. - Po policzkach Lau płynęły łzy. Puścił ja i wyszedł. Nie chciała myśleć o jego słowach. Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Spojrzała na siebie w lustrze.
- I widzisz czym teraz jesteś?! - Wzięła prysznic, siedziała tam tak długo i szorowała się tak, że skóra ją bolała. Chciała go z siebie zmyć. Czuła się upokorzona to mało powiedziane.  Wyszła z łazienki i pośpiesznie się spakowała. Zeszła na dół. Stała tam Rydel i Ell.
- Samochód już czeka - powiedział Ellington.
- Ostrzegałam cię, że on się tak zachowa. Nie chciałaś słuchać, to teraz będziesz cierpieć - powiedziała Delly. Laura spojrzała na nich po czym po prostu wyszła bez słowa.
 Wyjechał zaraz po niej, widział wzrok Rydel gdy Laura opuściła posiadłość. Wreszcie zrobił to, co było nieuniknione i czuł się jak skurwiel. Skaził ją, zniweczył. Już nie jest aniołem, teraz dołączyła do jego kolekcji. Coś w nim pękało i bał się tego. Pierwszy raz czuł, że to nie był tylko seks. On ją wielbił, nie chciał jej zbezcześcić. Pragnął czcić każdy centymetr jej ciała. Wziął telefon do ręki, chciał zadzwonić i przeprosić. Jednak co miał jej powiedzieć? Nie był w tym dobry. Nigdy nie musiał przepraszać za to, co robi, jaki jest. Nie przejmował się tym czy kogoś krzywdzi. Liczył się cel. Szedł po trupach i nie przeszkadzało mu to dopóki nie pojawiła się ona. Wszedł do mieszkania i rzucił walizkę. Czuł się niesamowicie źle, kilka razy wybierał jej numer. Jednak zdawał sobie sprawę, że wyświadcza jej przysługę. Nie powinna być z nim. Im dalej jest od niego tym lepsze szanse na udane życie ma. Otworzył drzwi do pokoju.  Rozejrzał się, nie zapalał światła i tak wiedział gdzie ona jest.
- Nie będę cię szukać - rzucił i wszedł dalej. Usiadł na łóżku. W końcu wyszła z kryjówki. Wyglądała jak przestraszone zwierze.
- Usiądź - nakazał. Usiadła obok.
- Głodna jesteś?
- Tak - wychrypiała.
- Wyjdź za 15 min - powiedział i poszedł do kuchni by coś odgrzać.Gdy przyszła on już nakładał jedzenie.
- Jak weekend? - zapytała.
- Niezbyt udany - odparł.
- Czemu?
- Jedz. Z moją rodziną wyjazdy nie są udane - odpowiedział i usiadł obok.
- Coś cię gnębi Ross.
- Przespałem się z Laurą. - Brunetka zastygła w bezruchu.
- Chyba nie myślałaś, że będę ci wierny.
- Nie, nie myślałam - odparła.
- Właśnie, skoro tak to stwierdziłem, że powinnaś o tym wiedzieć.
- Czemu to zrobiłeś?
- Musiał być jakiś powód? Była chętna i ja miałem od dawna na nią ochotę to ją przeleciałem. Mam nadzieję, że ślubu nie odwołasz? - rzucił ironicznie. Courtney zagryzła wargę.
- Nie. Nie odwołam.
- Tak myślałem - powiedział.
- Co teraz?
- A co ma być? - zapytał.
- Ona organizuje nasz ślub. Nie boisz się, że będzie skandal?
- Ja się niczego nie boję . Ona nic nikomu nie powie.
- Skąd ta pewność?
- Przecież jesteście przyjaciółkami. - Zrobił cudzysłów w powietrzu. - Nie zraniłaby cie w ten sposób. Owszem przespała się z twoim narzeczonym, ale nigdy by nie doprowadziła do skandalu na ślubie. To przecież nasza poczciwa Laura. - Zaśmiał się.
- Mówiłeś, że jej nie tkniesz- wycedziła.
- Mówię wiele rzeczy.
- Masz wyrzuty sumienia. - Spojrzał na nią i wciągnął ostro powietrze.
- Nie mam sumienia Courtney. Jedz.
- Żałujesz, że ją przeleciałeś, Wszyscy wiemy, że ją do tej pory chroniłeś. Boisz się, że twój świat ją skrzywdzi.
- Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli jej się coś stanie.
- Kiedyś twoje demony ją dopadną - szepnęła.
  - Hej - Laura podniosła głowę, zobaczyła Sophie.
- Hej, co ty tu robisz? - wstała i przywitała się z koleżanką.
- Porywam cię na lunch.
- Nie mogę kochana. Widzisz ile mam pracy? - wskazała na papiery na biurku.
- Mi odmówisz? - Sophie usiadła na krześle.
- Ślub jest za dwa dni, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. - Laura wpatrywała się w jedną z kartek.
- Denerwujesz się?
- Strasznie, to mój pierwszy raz. - Lau się zaczerwieniła.
- Sama nie wiem czy ten ślub jest dla ciebie ważny, bo to moment gdy twoja kariera może ruszyć z miejsca, czy może dlatego, że to ślub Rossa.
- Sophie... - westchnęła.
- No co? Siedzisz w tym po uszy. Dawno temu powinnaś się z tego wycofać.
- Wiem, ale tyle ile on płaci nie zarobię przy dwóch ślubach.
- Nie chodzi o pieniądze Laura, obie to wiemy.
- Nie chcę drążyć tego tematu.
- Co robisz?
- Przeglądam plan usadzenia gości.
- Po co?
- Wiesz gdy pracowałam z Jenn, zawsze pary dawały nam wskazówki kto ma koło kogo siedzieć.
- I?
- Oni praktycznie nie dali żadnych. Ross tylko powiedział, że mam jego najbliższą rodzinę usadzić koło siebie.
- Może nie ma problemu gdy jakaś ciocia usiądzie koło nie tego wujka. - Sophie uśmiechnęła się.
- Nie będzie rodziców Courtney.
- To dziwne.
- Pytałam Rossa o to, ale zbył mnie.
- Może nie ma rodziców.
- Może, próbowałam się coś o niej dowiedzieć...
- Czekaj, sprawdzałaś pannę młodą?
- Owszem, ale nic ciekawego nie znalazłam.
- Laura, oszalałaś?
- Poczekaj, gdy zapraszałam gości moją uwagę zwróciło nazwisko James ale je zignorowałam.
- Czemu zwróciło twoją uwagę?
- Bo skądś je znałam.  Popatrz na te dwa nazwiska.
- Sajid Khan i Helen James. - Sophie spojrzała na koleżankę.
- Zastanawiałam się skąd Ross zna Pakistańczyka.
- Może to klient z kancelarii.
- Nie znam go.
- Mógł być jego klientem gdy tam nie pracowałaś.
- Owszem, poszukałam o nim trochę informacji i dowiedziałam się, że przyjechał tu w latach 80., jest biznesmenem. Ma udziały w kilku firmach, głównie zajmuje się produkcją i eksportem broni na Bliski Wschód.
- Broni?
- Tak.
- Co Ross ma wspólnego z gościem od handlu bronią?- zapytała zdziwiona Sophie.
- Nie wiem, może Ross poznał go na giełdzie.  Jednak to ona mnie bardziej interesuje. - Laura obróciła monitor komputera.
- Kim ona jest?
- Helen James. Skądś kojarzyłam to nazwisko, gdy zobaczyłam zdjęcie przypomniałam sobie, że już miałyśmy się okazję poznać.
- Gdzie?
- Była u mnie. To jej zależało bym zniknęła z kancelarii.
- Żartujesz? - Sophie wytrzeszczyła oczy.
- Nie, to ona dała mi pieniądze.
- Wiesz, mówiłaś że to jego przyjaciółka. Nic dziwnego, że jest gościem na ślubie.
- Tak, jednak co innego mnie zastanawia. W jakich interesach im przeszkadzałam?
- A kim ona jest?
- Ma kilka SPA i jedną dużą klinikę medycyny estetycznej. Poza tym miała kilku bogatych mężów.
- Nic dziwnego, że jest dobrze zrobiona - powiedziała Sophie.
- Nie rozumiem, co Ross, prawnik ma wspólnego z nią i tym Pakistańczykiem. Nie znalazłam żadnej informacji o tym, by był ich przedstawicielem. Nic z tych rzeczy.
- Laura po co w tym drążysz?
- Bo się z nim przespałam - rzuciła.
- Co?! Nad jeziorem?! Zwariowałaś to pan młody!
- Wiem! Tak wyszło.
- Boże, Lau coś ty zrobiła.
- Był załamany i chciałam go pocieszyć...
- Więc dałaś mu dupy?! Powiedz chociaż, że był dobry.
- Nie mam porównania, ale było zajebiście. - Laura schowała twarz w dłoniach.
- Lau nie możesz pojutrze być na tym ślubie, rozumiesz?
- Przecież jestem organizatorem.
- Nie możesz. To musi się skończyć. Widzę, że zakochałaś się po uszy, ale on za dwa pieprzone dni będzie żonaty.
- Kocham go i tak strasznie cierpię.
- Wiem, ale to musi pójść w jedną lub drugą stronę.
- Muszę tam być, nie mogę się już wycofać.
- Rozmawiałaś z nim?
- Nie. Od wyjazdu nie mieliśmy kontaktu.
- Idź do niego i powiedz mu otwarcie co czujesz.
- To zły pomysł. Zabronił mi kontaktu z nim.
- Trudno, on musi w końcu powiedzieć prawdę.
- Ten człowiek ma więcej sekretów niż ktokolwiek inny - szepnęła Lau.


 Siedział i popijał whisky. Za oknem padał deszcz. Zastanawiało go czy to nie jakiś znak. Rzadko bowiem w LA pada deszcz. Ślub już jutro. Za dobę spełni się to do czego dążył od tylu lat. Zawsze myślał, że będzie upajał się tą chwilą. Jednak tak nie jest. Tak naprawdę to nie wie co czuje. Myśli tylko o niej. Bał się jutra. Ona tam będzie. Doskonale wiedział, że wbija jej kolejny sztylet. Zawsze wmawiał sobie, że jest silny i musi ją chronić. Tak naprawdę jest odwrotnie. To Laura jest silna. Zadziwiająco mocna i odporna. Tyle razy już ją skrzywdził lub zranił, a ona dalej jest i dalej potrafi się uśmiechać. Wziął kolejny łyk. Tyle by dał, żeby to ją jutro zobaczyć w drzwiach kościoła. Gdyby tylko jego cienie go nie otaczały. Courtney miała rację, Najbardziej w świecie bał się, że coś się stanie Laurze. Nie wybaczyłby sobie. Usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł się i poszedł otworzyć. Jakże go zaskoczyło gdy zobaczył za drzwiami zmokniętą Laurę.
- Co tu robisz?
- Myślałam, i nie może to się tak skończyć.
- To znaczy?
- Czemu się przed tym bronisz? - zapytała.
- Przed czym?
- Przede mną. - Podeszła bliżej. - Każdego dnia budzę się i myślę o tobie. Każdego dnia chcę cię mocniej. Broniłam się, ale nie mogę już dłużej. Rozumiesz? Chcę ciebie i tylko ciebie. Chcę, aby twój świat zaczynał się i kończył się na mnie. Odkąd się pojawiłeś nic nie jest takie jakie było. - Podeszła i pocałowała go.  Pocałunek był namiętny, wciągnął ją do środka. Zamknął drzwi i przycisnął ja do ściany.
- Pieprzyć to wszystko - wydyszał. Ściągnął jej płaszcz, a potem rozerwał jej bluzkę. Przycisnął ją mocniej, tak bardzo chciał ją poczuć.
- Co ty mi robisz? - oparł czoło o jej.
- Próbuję poskładać w całość - szepnęła. Chwycił ją za rękę i zaprowadził do sypialni. Ściągnął z niej ubranie. Nie mówili nic, czuli że to co chcą powiedzieć zniszczy tą chwilę. Zaczął wyznaczać szlak pocałunków, od jej ucha przez szyję, do drugiego ucha.
- Dziś pokażę ci coś nowego - wyszeptał. Wstał, złapał ją za kostki i obrócił na brzuch. Krzyknęła zaskoczona. Sięgnął do szuflady. Rozerwał gumkę i nałożył, po czym wbił się w nią mocno. Następnie wysunął się cały i znowu wbił się do końca.
- Pochyl się - powiedział, Laura ugięła ręce w łokciach.  Jęknęła gdy poczuła go kolejny raz.  Jego ruchy były coraz szybsze, jedną ręką złapał ją za włosy, drugą ugniatał w ręce pierś. Laura czuła, że zawiązuje się jej jakiś supeł w brzuchu, jej oddech był coraz szybszy i dostawała drgawek. Uczucie stawało się coraz bardziej namacalne.
- Kochanie, nie hamuj się. Razem - szepnął i pocałował ją tuż pod uchem. Wtedy eksplodowała. Czuła nieopisaną przyjemność. Padła na materac, a Ross na nią. Leżeli tak chwilę.
- Przygniatasz mnie - powiedziała. Ross się zaśmiał.
- Ty to wiesz jak podsumować sytuację. - Położył się obok.
- Ross...
- Nie mów nic - przerwał jej. - Po prostu poleżmy tu razem - powiedział i chwycił ją za rękę.
***
Hej i jestem :P Mam dla Was tak jak obiecałam rozdział. Tak jest już prawie jedenasta, ale co? Wyrobiłam się, północ jeszcze nie wybiła hahaha. Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy i wyświetleń bo musiałam się nieźle nagimnastykować by ten rozdział powstał. Kiedy next? Nie wiem może w lutym?Nie wiem czy mi się uda do Nowego Roku podrzucić Wam coś na Kopciuszka. Niestety mam dla Was smutne wieści.
1. Zostało tylko 10 rozdziałów tego bloga. Tak, mi też będzie ciężko pożegnać się z Wami ale nic nie może wiecznie trwać nie :P
2. W styczniu nie pojawi się żaden rozdział. Dlaczego? Mam sesję. Zaczynam egzaminy od 10 stycznia i cały styczeń mam zawalony egzaminami, więc muszę się na tym skupić i blog zejdzie na dalszy plan. Jednak gdy wszystko zaliczę postaram się wrócić jak najszybciej.
Zbliża się koniec roku i święta. Z tej okazji dziękuję Wam za przeszło 100 000 tys wyświetleń na Kopciuszku i za przeszło 94 000 tys na JLM. Jesteście boscy♥. Życzę Wam też udanych i wesołych świąt. By były magiczne i byście wszyscy utyli tak z 10 kg hahah. Poza tym wystrzałowego Sylwestra i spełnienia marzeń w 2017 roku!
Do zobaczenia kochani.
Delly Anastasia Lynch.






czwartek, 8 grudnia 2016

Przepraszam ale....


Przepraszam ale, mam w dupie pisanie i zupełnie nic mi się nie chce. To już mnie nie bawi i nie kręci. Kiedyś  było fajnie, ale ostatnio wcale mi się nie chce pisać. Chyba nie jestem w tym dobra i to nie jest coś dla mnie. Rozdziałów więcej nie będzie. To koniec. Przepraszam wszystkich, którzy czekali na kolejne rodziały. Przykro mi, ale nie będę robić czegoś wbrew sobie.


















































































Hahahah tylko żartuję xD Rozdziały będą. Zapraszam póki co na rozdział 19. No i mam dla Was mały trailer rozdziału 20. Zostawiam Was z tym. Buziaczki ♥
- Mówiłeś, że jej nie tkniesz- wycedziła.
- Mówię wiele rzeczy. 
- Masz wyrzuty sumienia. - Spojrzał na nią i wciągnął ostro powietrze.
- Nie mam sumienia. Jedz.
- Żałujesz, że ją przeleciałeś, Wszyscy wiemy, że ją do tej pory chroniłeś. Boisz się, że twój świat ją skrzywdzi.  
- Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli jej się coś stanie.
- Kiedyś twoje demony ją dopadną - szepnęła.

Widzieli już wszyscy nowy trailer? :)

sobota, 26 listopada 2016

Rozdział dwudziesty - "Miłość to nie diabeł rogaty." (trailer)

- Ross! - pobiegła na górę. Zastała go w pokoju. Siedział na łóżku ze zwieszoną głową.
- Ross - wysapała.
- Dla nich to nic nie znaczy, ale to były nasze marzenia. Moje marzenia.
- Ross...
- Wtedy pierwszy raz poczułem się ich częścią. Dla mnie to nie było pieprzone hobby, to była szansa.
- Jaka szansa?
- By nie być tym czym jestem. - Spojrzał na nią i podszedł do niej. Złapał jej twarz w dłonie. Laura czuła w nim desperację.
- Ross ja wierzę w ciebie - wyszeptała. Oparł czoło o jej, zamknął oczy i wciągnął mocno powietrze.
- Jesteś taka dobra, zbyt dobra.
- Ty też jesteś dobry.
- Lauro proszę zatrzymaj mnie - wpił się w jej usta. Zaczął ją namiętnie całować.
- Lauro zatrzymaj mnie - wydyszał.
- Ale ja nie chcę cię zatrzymywać - szepnęła. Ross ponownie wpił się w jej usta, zaczął lekko przygryzać jej wargę. Jego ręce zsunęły się do krawędzi bluzki. Pociągnął ją w górę, powoli odkrywając to co pod nią. Popchnął ją na łózko, sam zdjął koszulkę.




***
Hej kochani :) Otóż 1/5 rozdziału już napisana. Postanowiłam się tym kawałeczkiem podzielić. Takie małe co nieco od Dellsona :) Jak się domyślacie to wstęp do scenki +18. Kurde jak ja nie lubię ich pisać, ale dla Was się przemogę i napiszę w tym rozdziale jeszcze jedną taką scenkę, chociaż potrzebna mi jakaś mała inspiracja. Hmmm muszę poszukać do tej scenki weny :) Rozdział Wam opublikuję do 15 grudnia.


Trzymajcie się kochani :)
Delly Anastasia Lynch.

niedziela, 13 listopada 2016

Rozdział dziewiętnasty - "Kocham sposób w jaki kłamiesz."

W poprzednim rozdziale:
- Może chciałam spotkać dawną znajomą?
- Myślisz, że w to uwierzę? Od kilku tygodni śledził cię mój człowiek. - Kate odwróciła się i zobaczyła dobrze zbudowanego mężczyznę, koło 40 -stki.
- Słyszał was. Nie byłaś zbyt cicho.
- Przepraszam, ja... - przyglądała się jego dłoniom i temu co w nich było.
- Co ja mam teraz z tobą zrobić?
- Proszę - odpowiedziała z łzami w oczach.
- Raz cię ostrzegłem, wiesz że ja się nie powtarzam.
- Proszę, nie rób tego. Ja...już nigdy niczego nie powiem. Będę się trzymać z dala.
- Miałaś się trzymać z dala już dawno temu.
- Przysięgam, nigdy się do niej nie zbliżę - powiedziała z płaczem.
- Masz rację już nigdy się do niej nie zbliżysz. - Podniósł dłoń a potem padł strzał.






9 lat wcześniej
 Siedziała w swoim pokoju. Patrzyła w lustro, tylko wtedy mówiła. Niedługo stąd wyjedzie, jeszcze trochę. Tak bardzo pragnęła tego dnia, gdy uwolni się z tego koszmaru. Mijały kolejne dni, a ona pamiętała, co ją spotkało. Ból nie ustawał. Musiała od nich uciec. Tylko tego potrzebowała. Tak bardzo chciała być tą dawną Rydel. Roześmianą, z mnóstwem koleżanek. Teraz była sama. Nie miała nikogo. Ludzie się dziwili, co się z nią dzieje. Oczywiście rodzice sprzedali jakąś tanią opowieść. Wszyscy im wierzyli, jej nikt. Chciała iść z Cameronem na randkę, wiedziała że mu się podoba. Kiedyś sama by mu coś zaproponowała, teraz nie. On chce ją zaprosić. Mówił Kelly. Kelly wie wszystko. Wie, że Cam zakochał się w Delly. Wszyscy nazywają ją Delly. Ona już tego nie chce. Już nie jest Delly. Jest Rydel. Delly umarła tamtego marcowego wieczoru. Chciała iść na randkę z Camem. Podobał się jej. Bała się. Co jeśli pęknie? Musiała najpierw sprawdzić czy jest gotowa. Nie miała wyboru. Musi go o to poprosić. Rydel wie, że ten chłopak jest inny. On się nie zawaha. Wyszła z pokoju. Siedział w kuchni i patrzył na noże. Byli sami. Bała się go czasami. Na przykład teraz.
- Ross? - Odwrócił się.
- Czego chcesz?
- Możemy pogadać?
- Ty nie mówisz - odparł spokojnie.
- Teraz chcę.
- A gdy twoi bracia lub rodzice chcą, to nie odpowiadasz .
- Ty też jesteś moim bratem.
- Nie jestem i nigdy nie będę.
- To lepiej.
- Czemu? - spytał i wziął nóż do ręki. Oglądał go uważnie i obracał w dłoniach.
- Bo chcę byś coś dla mnie zrobił.
- A czemu miałbym to zrobić?
- Nie zapytasz o co chcę cię prosić?
- Nie - odparł sucho.
- Czemu?
- Bo wiem o co chcesz mnie prosić.
- Skąd?
- Po prostu, wiem. Słyszałem jak Kelly z tobą rozmawiała a raczej do ciebie gadała.
- Zrobisz to? - zapytała.
- Teraz?
- Tak.
- Nie.
- Czemu? - spytała.
- Bo nie robię nic za darmo.
- A jak ci zapłacę?
- Ile?
- Mam tysiąc dolców odłożony. Jak to zrobisz to będą twoje - odpowiedziała.
- Czemu ja?
- A czemu nie? - odparła.
- Bo jestem jak to ujęłaś twoim bratem?
- Mówiłeś, że nie jesteś. - Uśmiechnął się, zauważyła że on rzadko się uśmiecha.
- Córka prawnika - odparł.
- Coś po nim odziedziczyłam.
- Naprawdę sądzisz, że jestem tak popierdolony by odebrać ci dziewictwo? Skąd wiesz, że w ogóle wiem o co w tym chodzi? - powiedział.
- Bo chodzisz do pani James. - Nóż w ręce chłopaka zastygł w ruchu. Nastąpiła niezręczna cisza. Ross przyglądał się jej wystraszony. Ona była z siebie dumna. Rydel wie. Zna tajemnice Rossa. Długo układała ten plan. Była pod domem pani James gdy on tam był. Słyszała ich. Zna tajemnice Rossa. On już wie. Oboje wiedzą. Nie ma wyjścia.
- Na górę - powiedział.
Wygrała.

 Siedział w gabinecie, czytał codzienną gazetę. Od razu jego wzrok przykuła pewna informacja:
Z oceanu wyłowiono ciało prostytutki. Przeczytał artykuł, niewiele mówił. Tylko tyle, że rano znaleziono ciało i policja ustala tożsamość ofiary i sprawcy. Nie był jakoś poddenerwowany. Nikt go nie oskarży, nigdy go nie znaleźli i nie znajdą.  Do gabinetu weszła Rydel. Spojrzał na nią. Wyglądała na w miarę trzeźwą. Martwił się o nią. Ostatnio było z nią gorzej. Nie widział już jak ją wyciągnąć na powierzchnię.
- Hej - powiedziała.
- Witam cię Rydel. - Wstał i ucałował ją w policzek.
- Jak przygotowania do ślubu? - Oboje usiedli, a Ross spojrzał wymownie na Rydel "O czym ty pierdzielisz?"
- Dobrze.
- Słyszałam, że nasza stara znajoma urządza wasz ślub.
- Czysty przypadek - odchrząknął.
- W ten weekend jedziemy do domku nad jeziorem.
- My?
- No ty, ja, Kelly, Rocky i Alexa, Ryland i Riker a i Courtney.
- Courtney nie jedzie.
- Czemu? - zapytała Rydel. Przez głowę mu przeszło, że po jego trupie nie pozwoli się Court tak zbliżyć. Już wie co będzie robiła w weekend.
- Jedzie do ojca. Czemu tak późno mi o tym mówisz? - zapytał wzburzony.
- Co roku tam jeździmy Ross. Poza tym Ryland miał ci powiedzieć.
- Nie powiedział.
- No widzisz. Coutney na pewno nie da rady?
- Na pewno - odparł szorstko.
- Szkoda, to trzeba kogoś znaleźć.
- Po co?
- Bo inaczej odwołają nam rezerwację na samolot prywatny.
- Kuźwa, Rydel. To niech Kelly nie jedzie, będzie 6 osób i można wziąć busa lub jakiś mniejszy samolot.
- Nie Ross, wiesz że ona jako nasza kuzynka musi jechać. Ma mnie pilnować.
- Ja mogę cię pilnować - burknął.
- Jasne. - Rydel przewróciła oczami.
- To ja nie pojadę.
- Nawet się nie waż Ross!
- Wiesz, że nie znoszę tych wyjazdów.
- Weź Laurę.
- Co?
- To twoja konsultantka, znasz ją i kręciliście ze sobą.
- Nie, ona nie - odparł.
- Ross, nie bądź głupi. Wiem, że chcesz by ona tam z nami była.
Miała rację. Chciał.

 Siedziała w pracy, od wczoraj praktycznie jej nie opuściła. Bała się to odpowiednie sformułowanie. Ross, Kate to ją przytłaczało wciąż w głowie miała ich słowa.  Miała też coraz więcej wątpliwości, jeśli chodzi o to czy chce wiedzieć kim jest Ross. Ta sprawa była coraz mroczniejsza. Pamięta jak miała go za zwykłego playboya, ależ się myliła. Teraz wiedziała, że to była tylko gra. On cały czas gra i udaje. Ten ślub to także farsa. Tylko po co? Po to by zemścić się na ojcu? Tylko dlaczego? Nic w tej historii nie było takie na jakie wyglądało. Ross to zdolny manipulant i kłamca. Wciąż ma w głowie obraz Kate i jej słowa "Jutro będę martwa." Co jeśli i ona taka będzie?On zmienia nas wszystkie To wszystko prawda, odkąd go poznała jest inną osobą. Kate, Courtney i ona poświęciły dla niego całe życie, pozbyły się siebie by być takie jak on chce. Dały się zwieść jego ciemnym oczom i mrocznym cechom charakteru. Wszystko dla niego. Była już pewna, że jej książę z bajki to mroczny rycerz. Jennifer wparowała do jej pokoju i obudziła ją z transu.
- Laura co tam? - zaświergotała.
- Ogólnie mnóstwo pracy.
- Jej, dziewczyno ile razy mam ci mówić  byś wyluzowała? Siedzisz tu skarbie od wczoraj.
- Wiesz ślub Lynchów za kilka tygodni, a tu wiele do zrobienia.
- Właśnie jak postępy? Para wybrała już orkiestrę i piosenkę do pierwszego tańca?
- Tak. To już mamy.
- A kurs tańca?
- Odmówili, pan młody powiedział, że potrafi dobrze tańczyć.
- Tak, teraz tak mówi, a potem stres zrobi swoje i zapomną o całej choreografii. - Jenn przewróciła oczami i usiadła na biurku Lau.
- Myślę, że pan młody sobie poradzi - westchnęła.
- To gbur, cieszę się, że nie mam z nim większej styczności. - Laura uśmiechnęła się. Nazwać Ross gburem to niedopowiedzenie roku.
- Jest ciężki w kontaktach - odparła.
- Ciężki?! On jest nadęty jak kurcze nie wiem co. Jego ego jest większe niż jego stan konta. 
- No trochę - odparła Lau.
- W ogóle to w gazecie napisali o ślubie Adamsów. Już ci czytam "Ślub z bajki czyli miłość na kobiercu Państwa Adams" - Jenn pokazała Laurze gazetę, ta rzuciła okiem na artykuł jednak jej uwagę przykuła informacja na drugiej stronie.
- Co to? - zapytała.
- To? Dziś wyłowili z oceanu zwłoki kobiety.
- Pokaż. - Laura wyrwała jej gazetę i przeczytała krótką notkę. Mówiła o znalezieniu zwłok młodej prostytutki, policja nie ma żadnych poszlak. Zamarła. Mimo, że nie podano nazwiska ofiary wiedziała, że to Kate. Ostrzegała ją o tym. Żółć podeszła jej do gardła.
- Laura dobrze się czujesz? Kiepsko wyglądasz.
- Tak, tak nic mi nie jest.
- Na pewno? Może chcesz wody?
- Nie dziękuję.
- Wiesz kto to? - zapytała Jennifer .
- Co? Nie. Nie mam pojęcia. To tylko zmęczenie.
- Dobrze, to może dam ci spokój. Jeśli chcesz to idź do domu.
- Zostanę jeszcze chwilę.
- Dobrze, tylko nie za długo. - Jenn zniknęła za drzwiami. Laura jeszcze raz przeczytała artykuł. To Kate. Zabił ją. Ona będzie następna. W jej głowie zapanowała burza. Jakby ktoś ją ogłuszył. Wszystkie myśli przemykały jej z prędkością światła. Mogła coś zrobić, zatrzymać ją albo z nią nie gadać. Niepotrzebnie ją wypytywała. Boże to jej wina. Gdyby się nie pojawiła w ich życiu ona by dalej żyła z Rossem. 
- Ross to taki łatwy człowiek do kochania. Pogubiony, mroczny, przystojny...każda z nas zrobiłaby dla niego wszystko. Przy nim zapominamy kim jesteśmy.
- Naprawdę ci radzę - Kate pochyliła się do jej ucha. - Każda z nas cierpiała za ciebie, a zwłaszcza Courtney.
- Skąd o niej wiesz? - zapytała zdziwiona Lau.
- Wiem wystarczająco dużo. Ten facet niszczy ciebie i zostawia tylko wrak. Patrz kim teraz jestem. Ile jestem warta bez niego? Nic.
- Myślałam, że się po prostu rozstaliście.
- Nie, nie mogę ci za dużo powiedzieć Laura, bo jutro bym leżała martwa w oceanie
Mnie już należycie ukarał.
- Jutro dowiesz się, że jestem martwa Laura.
- Gazety nie zawsze mówią prawdę. - Laura podskoczyła na krześle.
- Co...co ty tu robisz?
- Przyszedłem do swojej konsultantki ślubnej.
- Przecież rozmawiałam z Courtney i przekazałam jej jak idą postępy.
- Wiem, ale chciałem cię zobaczyć. - Ross usiadł w fotelu i bacznie się jej przyglądał, sięgnął po gazetę i zabrał jej z rąk, lekko muskając jej skórę. Ostro wciągnęła powietrze.
- Co oni tam ciekawego piszą? O jakaś tajemnicza śmierć. To przez to siedzisz taka zlękniona?
- Nie jestem zlękniona Ross. 
- Wiesz o kim to?
- Nie a ty?
- Och Lauro, nie umiesz kłamać. - Wstał odłożył gazetę i obszedł biurko. Odkręcił jej fotel w swoją stronę i podniósł jej podbródek palcem. Czuła taki paraliżujący strach i przy tym iskry w całym ciele.
- To Kate - powiedział spokojnie.
- Skąd wiesz? - szepnęła.
- Oboje to wiemy.
- Zabiłeś ją? - Ross puścił ją i podszedł do biurka.
- Lauro za kogo ty mnie masz? Za potwora? - odrzekł oburzonym tonem.
- Ty tak o sobie mówisz. - Wbił w nią wzrok mówiący by odpuściła bo pożałuje.
- Ja działam w obronie prawa a nie po drugiej stronie.
- Im bardziej cię znam tym mocniej w to wątpię - odpowiedziała.
- Myślisz, że ją zabiłem?
- Nie wiem co o tobie myśleć.
- To proste pytanie. Tak czy nie?
- Po co tu przyszedłeś? - zapytała.
- Pakuj się jedziesz ze mną.
- Co?
- Jedziesz ze mną nad jezioro. - Struchlała. 
- Po co?
- Jesteś mi potrzebna a płacę ci za pomoc.
- Czego ty chcesz? - podniosła się gwałtownie. Nienawidziła go za to, że chce ją kupić. Już ją kupił i traktuje ją jak swoją pieprzoną własność.
- Jedziemy wszyscy nad jezioro. Coroczne rodzinne wakacje.
- I po co tam ja?
- Bo Courtney jest po drugiej stronie kraju. Pojechała z ojcem na jakieś rozmowy z ważnymi partnerami.
- Więc jedź sam
-Pojechałbym ale potrzebna nam jest jeszcze jedna osoba.
- I to mam być ja?
- Tak Lauro, to będziesz ty.
- Dlaczego?
- Musisz być zawsze taka trudna? Żadna kobieta nie działa mi tak na nerwy. Jedziesz bo jesteś moją konsultantką, a poza tym miałaś ustalić z Courtney dekoracje i menu na wesele. Zrobimy to właśnie w weekend.
- Może mam inne plany? - zapytała. Podszedł do niej, tak że już nie była tą małą wojowniczką a jej cała pewność siebie uleciała.
- Och, Lauro nie potrafisz kłamać, ale jesteś urocza jak mi się stawiasz. Wiesz, że i tak ze mną nie wygrasz. Przyjadę jutro o ósmej - wyszeptał jej do ucha. Nie zdążyła zaprotestować bo wyszedł.
Laura stała i czekała na Rossa. Była wściekła i przerażona zarazem. Z całych sił próbowała wyprzeć myśl, że Ross kogoś zabił, ale czuła, że to tylko pobożne życzenie. Podjechał mały bus. Wysiadł z niego Ross. Laura była zaskoczona jego wyglądem. Brak garnituru i wyprasowanej białej koszuli, za to koszulka, kurtka i porwane spodnie oraz czapka z daszkiem. Nie wyglądał jak wielki pan milioner. Może bardziej jak niegrzeczny chłopiec z dzielnicy, ale służyło mu to. 
- Daj walizkę - powiedział i poszedł w stronę bagażnika. Laura wsiadła do busa. Zaskoczył ją widok Rydel, Rikera, Rocky'ego, Alexy, Rylanda i Ella  i jakiejś dziewczyny. Ross zaraz pojawił się obok niej na miejscu.
- To nasza kuzynka - szepnął do niej. Reszta drogi dłużyła się jej niemiłosiernie. Atmosfera w samochodzie była napięta tylko Rydel coś świergotała z Kelly. Reszta czekała aż wysiądą z samochodu i każdy pójdzie w swoją stronę. Zaskoczenie Lau urosło gdy dowiedziała się, że lecą samolotem i to prywatnym. Spojrzała wymownie na Rossa ten tylko wzruszył ramionami, jakby to nic nie znaczyło. W końcu dojechali na miejsce. Domek był położony w samym środku lasu, była to duża drewniana willa położona blisko sporego jeziora. Lau była zachwycona widokiem.
- Podoba ci się ? - zapytał Ross.
- Jest pięknie - odparła.
- To spadek po dziadkach, przyjeżdżamy tu co roku.
- Tak tu pięknie Ross, taka cisza i tylko natura.
- Inaczej niż w LA?
- Zdecydowanie.
- Kiedyś tak zamieszkam - powiedział. Laura spojrzała na niego, jakoś nie mogła sobie wyobrazić Rossa mieszkającego na łonie natury. Weszli do mieszkania, Laura rozejrzała się i od razu poznała rękę Stormie. Pamięta jak była w domu Lynchów i gdy wtedy zauważyła ten typowy domowy klimat. Tu było identycznie, mnóstwo ozdób, puszyste dywany i mnóstwo poduch na kanapach, wszędzie obrazy bądź małe ozdoby. Książki na regałach i zdjęcia rodziny. Laura zaczęła im się przyglądać. Nie mogła poznać tej rodziny,  jednak zaspokoiła ją jedna rzecz. Odwróciła się i spojrzała na Rossa stojącego z walizkami w progu. 
- To tylko zdjęcia -  rzucił. - Chodź. - Laura poszła za nim na samą górę. Weszli do dużej sypialni z łazienką na poddaszu.
- Miałem przyjechać z Courtney więc wszyscy inni zajęli  wszystkie pokoje.
- Mam spać z tobą? - Prawie się zakrztusiła.
- A przeszkadza ci to?
- Trochę.
- A ja myślałem, że się ucieszysz.
- Cóż nawet ty się mylisz - odparła.
- Wydaje mi się, że nie. Podnieca cię myśl, że dziś dzielimy razem łóżko - powiedział zmysłowym tonem.
- Wcale, że nie - odparła. 
- To się okaże w nocy.
- A zamierzasz to sprawdzić?
- Zobaczysz.
Przez resztę dnia Laura siedziała przed laptopem na tarasie, próbowała pracować, jednak zastanawiała się gdzie zniknął Ross. Pojawił się dopiero na ognisku. Wszyscy siedzieli i pili piwo, nawet rozmowa zaczęła się kleić. Ryland i Ell skakali z jakiejś liny do wody, Rocky i Alexa opowiadali o podróży poślubnej na Barbados, Kelly tańczyła z Rikerem, Rydel słuchała z uwagą opowieści brata, a Ross siedział i grzebał patykiem w ognisku. Laura przyjrzała mu się, wyglądał jak nastolatek, który za karę pojechał z rodzicami na wakacje. W końcu wstał i wziął gitarę, która stała obok. Lau słyszała, że kiedyś grali, ale nie spodziewała się, że usłyszy ich na żywo.
- O Ross, zagraj nam coś - powiedziała podekscytowana Rydel.
- Wolałbym nie. 
- Ross zagrajmy coś dla Laury, powie czy nasze studenckie wypociny są dobre.
- Nie musicie - powiedziała Lau.
- Idź po tamtych. - Rocky wstał i poszedł po chłopaków, ci wrócili.
- Zagramy All night.
- To wasza piosenka?
- Tak, napisaliśmy to na studiach - odparł Ross. Zabrzmiały pierwsze nuty. Laura była pod wrażeniem, bo byli całkiem nieźli. Piosenka wpadała w ucho i Laura szybko zaczęła podrygiwać w rytm piosenki. Musiała przyznać, że mieli talent. Ross miał niesamowity głos, wydawał się jej jeszcze seksowniejszy. Słuchała ich i widziała uśmiechy na ich twarzy. Pierwszy raz patrzyła na nich ja na rodzeństwo. Nie kłócili się tylko uzupełniali. Poza tym radość jaka pisała się na ich twarzach była nie do opisania. Drugą piosenką było Heart Made Up On You, które spodobało się jej jeszcze bardziej.
- Boże, gracie zajebiście! - powiedziała Lau gdy skończyli.
- Też im to mówiłam jak ich pierwszy raz usłyszałam - odpowiedziała Alexa.
- Dajcie spokój, to tylko hobby - odparł Riker.
- Według ciebie - rzucił Ross.
- Chłopaki! - wcięła się Rydel.
- Mogliśmy to ciągnąć to dalej, ale ktoś poświęcił nasze marzenia.
- Myślisz, że miałabyś teraz wszystko gdybyś grał?! - Ross spojrzał na brata po  czym wstał i odszedł.
- Zostań - powiedziała Rydel i chwyciła Lau za rękę.
***





W następnym rozdziale scenka +18 a może nawet dwie :D
XOXO Delly <3



poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział dziewiętnasty

Niech Was nie zmyli tytuł posta xD. Oto kilka ogłoszeń parafialnych.
1. Na Kopciuszku pojawił się nowy rozdział. Tak wiem, że już pewnie zapomnieliście, że to istnieje. No cóż, Delly woli pisać JLM jednak to za Kopciuszka mnie pokochaliście, a może mnie nie kochacie?
2. Jak na Kopciuszku nie będzie przynajmniej 15 komów to nic już nie napiszę :P Tak, będę taka zła i podła. Pisałam to dwa tygodnie i chcę trochę waszych komów, a co!
3. Kiedy next na JLM? Cóż za dwa tygodnie pojawi się kolejny już 29 rozdział Kopciuszka (przedostatni) więc najpóźniej za miesiąc pojawi się rozdział tu. Chyba że studia mnie zniszczą. Szczerze musicie mnie zmotywować bo ostatnio przeżywam kryzys. Może takie pytanie dla Was. Za co tak kochacie moje blogi? Może to mnie zmotywuje :P
4. Dziękuję Wam, że jesteście ze mną już dwa lata. Tak kochani, Delly pisze dla Was już od 2014 roku. Dziękuję za te komentarze i wszystkie wyświetlenia. Jesteście boscy! Przepraszam, że nie wstawiam rozdziałów częściej ale po pierwsze byle gówna wam nie sprzedam xD po drugie też mam życie i inne obowiązki. Life is brutal.
5. Widzieliście już zwiastun do Fifty Shades Darker? Wybieracie się? Ja z pewnością! Coś mi musi bardziej zryć banię by rozdziały były bardziej zryte! xD
Buja! Jak to mawia mój miszcz Niekryty Krytyk (swoją drogą polecam jego kanał na yt)





piątek, 29 lipca 2016

Rozdział osiemnasty - " Czas zapomnieć wczorajsze sny."

W poprzednim rozdziale:
- Ross ja nie mam siły...
- To zabieraj się i wypieprzaj! - Ross wstał i podszedł do okna.
- Wiesz, że...
- Że albo ja, albo będzie jeszcze gorzej? Wiem. Dlatego mogę robić z tobą cokolwiek chcę.
- Robisz to ze względu na nią - szepnęła. Ross odwrócił się gwałtownie.
- Wiem, że robisz to bo nie możesz jej mieć. Dlatego przelewasz na mnie swój ból. Nigdy nią jednak nie będę.
- Jak wrócimy do domu to pożałujesz tych słów.
- Przepraszam Panie.
- To ci nic nie da - burknął Ross. W tym momencie drzwi się otworzyły i weszła pani Williams.
- Poznajcie, się to wasza organizatorka ślubna - Ross wytrzeszczył oczy. Courtney spojrzała zaskoczona. Nie mógł uwierzyć. Wszystko tylko nie to.
W drzwiach stała Laura.


    Pierwszy raz bał się rozmowy z kobietą. Czuł się jakby do jego serca wdarł się jakiś obcy i  zaczął robić swoje porządki. Gdy ją zobaczył w biurze przeżył szok. Williams zostawiła ich samych pewnie nieświadoma tego, kim są dla siebie. Wszyscy udawali, że się nie znają. Gdy tylko Williams wyszła, on szepnął na ucho Courtney by ta wszystko załatwiła. Dziewczyna ze strachem skinęła a on wyszedł. Wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon. Nawet nie spojrzał na reakcję Laury. Przez trzy miesiące żył w świadomości, że ją stracił raz na zawsze a teraz ona wraca i na dodatek ma zajmować się jego ślubem. To chore! Wrócił do domu. Wysłał esemesa do Court by dziś tu nie przyjeżdżała, nie ręczył za siebie. W tym stanie granice mogły się  łatwo zatrzeć, a Courtney jest mu jeszcze potrzebna. Lepiej niech trzyma się od niego z daleka. Próbował wszystko na chłodno przeanalizować, Laura mogła zniszczyć jego plan. Gdy ona się pojawiała, w łeb brały wszystkie plany. Był o krok by wykończyć Marka. Nie mógł teraz pozwolić by jego głupia psychika siadła. Nie teraz. Powinien poprosić by zajęła się nimi Jennifer. Wykonał kilka telefonów. Usiadł i spojrzał na krajobraz za oknem. Nie chciał by Laura traciła prowizję, pewnie potrzebne są jej pieniądze, a on oferował dużo. Zapewniłby jej dobrą sytuację na długo. Wziął kluczyki i zszedł na dół. Musiał z nią pogadać.
Gdy zajechał pod jej dom, serce biło mu jak oszalałe, musiał to dobrze rozegrać, wiedział jedno ona jest nieprzewidywalna. Zapukał do jej drzwi, słyszał kroki. Czuł jak wygląda przez judasza potem nastąpiła cisza. Nie wiedział czy powinien zapukać jeszcze raz czy może odejść. Drzwi się otworzyły i Laura wyszła na klatkę. Przyjrzał się jej. Okulary, włosy związane w niedbały kok i stary dres. Uśmiechnął się pod nosem. Tak wyglądała dawna Laura.
- Czego chcesz? - warknęła.
- Mogę wejść?
- Nie.
- Widzę, że wrócił dawny ostry języczek. Już zacząłem za tym tęsknić. - Widział jak w jej oczach pojawia się wściekłość, nie powie, że nie podnieciło go to. Zawsze lubił ją wkurzać.
- Przyszedłeś tylko po to by mi to powiedzieć?
- Nie, chciałem pogadać.
- Chyba nie mamy teraz o czym rozmawiać. Jestem po pracy.
- Wiesz co mam na myśli - rzucił gniewnie.
- Nie, nie wiem - odparła stanowczo.
- Nie sądzisz, że powinniśmy wszystko wyjaśnić skoro mamy się widywać?
- Co tu wyjaśniać? - spytała kpiąco.
- Co? To, że się całowaliśmy, że ty się zakochałaś i że odeszłaś.
- Dla mnie nic to nie znaczy.
- Jak to? - zapytał zdumiony.
- Po prostu to tylko była chwila słabości, no nie?
- Kłamiesz - odparł. Laura spojrzała na sąsiadkę wychodzącą z mieszkania.
- Zrozumiem jak ze mnie zrezygnujesz. Poza tym rozmawiałam z twoją narzeczoną. - Wypowiadając ostatnie słowo zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Masz rację mogę z ciebie zrezygnować, ale chcę ci dobrze zapłacić.
- Mam w dupie twój hajs! - krzyknęła.
- Nie krzycz na mnie - powiedział powoli.
- Bo co? - chwilę później Laura była przyparta do ściany, czuł jak każda jej komórka ciała drży. Mógłby ją wziąć tu przy tej ścianie, ale był pewien że dalej jest dziewicą, a on nie chciał zabierać jej tego w ten sposób.
- Bo zaraz zawlokę cię do twojej sypialni i wypieprzę na podłodze, czy tego będziesz chciała czy nie. Gówno będą mnie obchodzić twoje protesty.
- Zgwałciłbyś mnie? - Ross pochylił się nad jej uchem.
- Uwierz mi robiłem gorsze rzeczy a zgwałcenie ciebie jak to nazywasz byłoby tylko dla mnie przyjemnością, gdyż marzy mi się to od dawna.
- Nienawidzę cię - syknęła.
- Wiem maleńka. Wiem.  Umówmy się ty robisz mój ślub a ja nie spełniam swoich marzeń. Oboje pełen profesjonalizm.
- Czemu mam na to przystać?
- Bo za chwilę zabiorę twoje dziewictwo w dość brutalny sposób.
- Naprawdę skłonny jesteś mnie skrzywdzić? - Jego wzrok utkwił w niej czuł, że traci przewagę.
- Oboje wiemy, że zbyt długo byś się nie broniła.
- Świnia! - rzuciła. Ross roześmiał się jej do ucha.
- Nigdy się nie poddasz, prawda panno Marano?
- Och, wróciła oficjalna forma? - W głosie Laury czuć było sarkazm.
- Nadużywasz mojej cierpliwości Lauro. Puszczę cię jednak. Przemyśl sobie wszystko.
- O tobie nie chcę myśleć! Ty długo o mnie nie myślałeś gdy odeszłam!
- To cię boli?! Że zaraz po twoim wyjściu oświadczyłem się Court?! Ach, to cię boli... - Laura milczała.
- Sama powiedziałaś, że zanim minie dzień zdążę cię zapomnieć. Miałaś rację...zbyt głęboko nie wyryłaś się w mojej pamięci...kolejna laska, która chciałaby bym ją wyruchał. Tyle. - Po policzkach Laury spłynęły łzy.
- Ostrzegałem cię Lauro. Ostrzegałem, ale nie posłuchałaś mnie. Teraz musisz cierpieć i przygotowywać ślub faceta, którego kochasz. To musi cię boleć.
- Przestań! - krzyknęła.
- Potworów się nie kocha moja droga.
- Zostaw mnie już w spokoju.
- Wcale tego nie chcesz- szepnął.
- Gówno wiesz czego chcę.
- I tu się znów mylisz. Doskonale to wiem i nie dam ci tego. - Po policzkach płynęło jej coraz więcej łez.
- Ross, błagam cię. Zorganizuję ten pieprzony ślub, ale odejdź.
- Wiesz gdzie mnie szukać gołąbku - powiedział i puścił ją. Nie patrzył na nią gdy wychodził, wiedział, że spalił wszystkie mosty.
  Kolejny zjebany dzień, kolejny taki sam wieczór w jej jakże beznadziejnym życiu. Nie chciała tu siedzieć a jednak jak magnes to miejsce ją przyciągnęło. Czuła jak szumi jej w głowie jak alkohol, który ma we krwi daje o sobie znać. Była tu zaledwie pół godziny a ledwo siedziała na krześle. Widziała grupkę mężczyzn siedzących w jednym z boksów, przyglądali się jej uważnie. Uniosła lekko spódnicę, dwóm z tych mężczyzn oczy się zaświeciły. Może uda się jej wyrwać ich dwóch? Była jednak mega wściekła. Jak on mógł ją tak wystawić? Był jedynym, któremu ufała a on ją wykiwał. Żeni się i to na dodatek z tą dziwką. Jak śmie? Liczyła, że chociaż on jej nie zostawi. Myliła się. Ross jest jak każdy inny. Tak samo kłamliwy, tak samo okrutny i zły. Czuła, że i ją zniszczy. Nie pominie jej w planie zemsty na rodzinie. W końcu płynęła w niej krew Marka osoby, której on nienawidził.  Chciała by jej ojciec zapłacił za to wszystko, a z drugiej strony nie chciała tego. Pamięta jak to wszystko się zaczęło. Gdy przez przypadek odkryła zdjęcia i dokumenty. Miała wtedy tylko 13 lat. Gdy z Rikerem zapytali rodziców o to, oni wcisnęli im kit. Potem i tak poznali całą prawdę. Czuła wtedy odrazę do rodziców. Jak mogli zrobić coś tak strasznego swojemu dziecku? Który rodzic tak robi? Próbowali wszystko naprawić, ale Ross już wtedy ich skreślił. Nie dał się nabrać na sztuczki z pieniędzmi i fałszywą miłością. Wiedział co jest grane. Z roku na rok w jego oczach można było dostrzec coraz więcej nienawiści. Patrzyła jak jej brat staje się coraz bardziej obcy. Nie ma tu na myśli zwykłej obcości, tylko to, że Ross stawał się coraz mniej człowieczy. Coraz mniej było w nim jakichkolwiek uczuć. Później i ona poznała smak ciemności. Nic tego nie zapowiadało. Była zwykłą 16-latką. Ufała. Do dziś czuje ten ból. Tą niemożność złapania tchu i te łzy. Tyle razy chciała się przyznać, ale nie mogła. Była winna. Jedynym miejscem gdzie czuła się potem bezpiecznie był domek na jeziorem. Ogromy dom, w środku lasu przy samym jeziorze. Jeździli wtedy tam co wakacje. Pamięta jak pojechali tam w jej osiemnaste urodziny. Od dwóch lat była już wtedy taka jak teraz. Martwa za życia. Bracia bawili się nad jeziorem, na pomoście. Skakali do wody i się wygłupiali. Rodzice pływali po jeziorze łódką. Tak znajomy obraz, a jednak tak obcy. Ona siedziała na uboczu, wśród drzew i gęstwin leśnych. Nie widzieli jej, a ona miała idealny podgląd na nich. Kiedyś by bawiła się z chłopakami, ale nie teraz. Nie mówiła im gdzie znika na całe dnie. Mama codziennie na nią krzyczała, ona jednak od dwóch lat nie odezwała się do nich ani słowem. Uznali to za młodzieńczą głupotę. Owszem później gdy poszła na studia, zaczęła znów mówić, ale przez dwa lata nie odezwała się słowem. Usłyszała trzask jakiejś gałązki. Jej serce przyspieszyło, odwróciła się i zobaczyła Rossa. Stał z kijem w ręce i patrzył się na nią. Było coś w jego wzroku co ją przerażało.
- Czemu tu siedzisz? - zapytał. Nie odpowiedziała, dalej patrzyła na jezioro. Chłopak podszedł i usiadł obok niej.
- Odpowiedz - powiedział to takim tonem, że Rydel poczuła ucisk w sercu.
- Bo chcę - odparła.
- Czemu nie jesteś z nimi? To twoja rodzina.
- Tak samo jak i twoja.
- To nie jest moja rodzina - odparł ze złością i zacisnął szczęki.
- Nie pasuję tam.
- Czemu?
- Bo wiem, że to szczęście, które tu prezentują to tylko iluzja.
- Wiem.
- Poza tym źle się czuję w ich towarzystwie.
- Oboje tam nie pasujemy - powiedział blondyn.
- Masz rację, oboje.
Pamięta to tak dobrze jakby to było wczoraj. Ross się nią potem opiekował. Na kampusie to on ją zawsze ratował gdy była pijana i niezdolna by sama iść.  Później także nad nią czuwał.
- Nalej mi jeszcze jednego.
- Nie Rydel, jesteś pijana - odpowiedział barman.
- Od kiedy to Peter martwisz się o moje zdrowie? - powiedziała.
- Wiem, że nie masz już hajsu.
- Jutro zapłacę.
- Nie płacisz od tygodnia. Więcej ci nie naleję.
- Peter! - powiedziała błagalnie.
- Rydel idź do domu.
- Ja muszę się napić, proszę - ludzie zaczęli się patrzeć.
- Nie. Będziesz miała pieniądze to przyjdź.
- Ja muszę... - blondynka się rozpłakała.
- Jesteś totalnie nawalona. Nie dostaniesz ani jednego shota ani drinka.
- Błagam.
- Rydel, nie każ mi wzywać ochrony. Opuść bar. - Dziewczyna płakała i błagała. Barman przywołał ochronę. Jeden dość postawny mężczyzna podszedł i chwycił ją w pasie.
- Poczekaj z nią na zewnątrz, dzwonię po Rossa.
Rydel się szarpała i krzyczała.
- Błagam ja muszę to zagłuszyć!
  Jechała do pracy. Autobus pokonywał kolejne kilometry. Nie była pewna co przyniesie ten dzień. Chciała jednak jak najlepiej wywiązać się z obowiązków. Wczorajszy wieczór był dla niej szokiem. Nie wiedziała jak spojrzy Rossowi w oczy. Do tej pory wiedziała jakim jest człowiekiem ale nigdy by nie sądziła, że on może zrobić jej krzywdę. O wszystko by go posądzała ale nie o to. Zawsze dawał jej poczucie bezpieczeństwa, jednak wczoraj pierwszy raz naprawdę się go bała. To nie był facet, którego kochała to był potwór. Chciałaby o tym zapomnieć, zapomnieć o nim. Żyć dalej, jednak nie potrafiła. Nie istnieje żaden inny facet na świecie, którego by pokochała. Patrzyła na ludzi jadących razem z nią. Wiedziała, że każdy z nich to odrębna historia, odrębne problemy. Nikt przecież nie miał idealnego życia. Jej uwagę przykuła pewna Afroamerykanka. Długie skórzane kozaki, za kolano, czerwona, skórzana spódnica, ledwo zakrywająca pupę i biały top na ramiączka. Była pewna że skądś zna tą dziewczynę. Przyglądała się jej, w pewnym momencie i dziewczyna zaczęła się jej przyglądać.Uśmiechnęła się kpiąco pod nosem i podeszła do niej. W tym momencie Laura uświadomiła sobie kim jest ta dziewczyna, to Kate.
- No proszę, proszę - odezwała się blondynka.
- Cześć Kate - odpowiedziała Laura.
- Nigdy w życiu bym nie stwierdziła, że z takiej brzyduli staniesz się taką laską. Nie poznałabym cię gdyby nie to, że tej buźki się nie zapomina. - Pogładziła dziewczynę po poliku, Laura wzdrygnęła się.
- Trochę minęło.
- To Ross.
- Skąd wiesz?
- Myślisz, że jestem głupia? Od początku wodziłaś za nim tymi ślicznymi oczkami, a on od początku był w ciebie wpatrzony.
- Masz rację to on mnie zmienił.
- On zmienia nas wszystkie - powiedziała Kate, jej wzrok był totalnie pusty. Laura się zastanawiała czy dziewczyna nie jest pod wpływem narkotyków.
- Co masz na myśli?
- Ross to taki łatwy człowiek do kochania. Pogubiony, mroczny, przystojny...każda z nas zrobiłaby dla niego wszystko. Przy nim zapominamy kim jesteśmy.
- Ja wiem kim jestem.
- Naprawdę ci radzę - Kate pochyliła się do jej ucha. - Każda z nas cierpiała za ciebie, a zwłaszcza Courtney.
- Skąd o niej wiesz? - zapytała zdziwiona Lau.
- Wiem wystarczająco dużo. Ten facet niszczy ciebie i zostawia tylko wrak. Patrz kim teraz jestem. Ile jestem warta bez niego? Nic.
- Myślałam, że się po prostu rozstaliście.
- Nie, nie mogę ci za dużo powiedzieć Laura, bo jutro bym leżała martwa w oceanie. - Oczy Laury zrobiły się duże.
- On zabiera wszystko. Nie...my mu same wszystko dajemy, a on to zabiera ale nic już ci nie odda. Sprawi, że przestaniesz być Laurą Marano, staniesz się tylko kukiełką, marionetką w jego rękach. Gdy już weźmie wszystko wyrzuci cię. Mnie już należycie ukarał.
- Kate...
- Nic nie mów. Po prostu odejdź. Póki masz czas. Póki co on się powstrzymuje, ale są silniejsi od niego, tacy których on słucha. Oni mają chrapkę na ciebie.
- Kto? Kate nie rozumiem o czym mówisz.
- Są ludzie, którzy chcieliby byś tajemniczo zniknęła, byś trafiła do kolekcji laleczek Rossa Lyncha. Nie mogę ci za dużo powiedzieć. Moje życie jest kurwa nic nie warte, ale chcę żyć. Uciekaj.
- Kate ja organizuje jego ślub. - Blondynka spojrzała na nią z przerażeniem.
- Sama kopiesz sobie mała grób. Jego demony cię zniszczą. Jeśli myślisz, że Ross to tylko trochę pogubiony facet, to jesteś kretynką.
- To kim jest Ross Lynch? - zapytała Laura.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - Laura spojrzała w oczy Kate. Ogarnęły ją wątpliwości czy chce znać odpowiedź na to pytanie.
- Właśnie Lauro.
- Co on wam robi? - Kate się roześmiała.
- Wszystko.
- Co to znaczy?
- On nas uczy jak nie być - odpowiedziała.
- Nie rozumiem.
- I lepiej będzie jak nie poznasz prawdy. To nie kochający facet, nadający się na męża i ojca.
- Wiem.
- A właśnie nie wiesz. Wiesz ile bólu musi znosić za ciebie? Wiesz ile krwi musi przelecieć byś ty dalej żyła w błogim spokoju?
- O czym ty mówisz Kate?
- Jutro dowiesz się, że jestem martwa Laura. - Laura czuła gulę w gardle. Co takiego kryło się za tą śliczną fasadą Rossa Lyncha?
- Mam nadzieję, że nie masz racji.
- Nadzieja matką głupich - odparła i znikła w tłumie.
  Robiła kolejne notatki, wszystko co musi zrobić w najbliższym czasie by spełnić marzenia pary młodej o ich własnym ślubie. Starała się wmówić sobie, że chodzi o normalny ślub, że nie chodzi o Rossa. Cały ten dzień ją przytłaczał, a w sumie to połowa wczorajszego dnia i dzisiejszy. Siedziała w salonie sukien ślubnych i patrzyła jak Courtney mierzy kolejne suknie. Próbowała zdławić w sobie myśl, że to ona powinna być na jej miejscu. Próbowała także stłumić strach po rozmowie z Kate. Tyle myśli krążyło w jej głowie. Najbardziej jednak bała się tego, że ktoś chce ją skrzywdzić. Poniekąd kilka elementów ułożyło się w całość. Ta tajemnicza kobieta, dziwne zachowanie Rossa...wszystko powoli układało się w całość, ale ciągle było tyle pytań. Co on im robi? Jakie ciemne interesy łączą go z tą kobietą? Kim ona jest? Kim jest Ross? Co się wydarzyło w rodzinie Lynchów, że są tak podzieleni? O czym mówiła Kate? Laura nie chciała się bawić w detektywa, ale już za bardzo się w to wszystko zaangażowała.  Courtney wyszła w kolejnej sukni.
- Nie wiem czy mu się spodoba - powiedziała Courtney. Było coś w tej dziewczynie co powodowało, że odróżniała się od innych panien młodych. Przeważnie panny młode cieszą się z kolejnych przymiarek i bardzo to przeżywają, natomiast Courtney była bardzo wystraszona.
- Wyglądasz pięknie Court.
- Tak myślisz?
- A jak ty się czujesz?
- Ja? To musi się Rossowi spodobać. - Laura podniosła się z kanapy i podeszła do dziewczyny.
- Jego tu nie ma, suknia musi się tobie podobać. Zacznij myśleć o sobie. - Przez twarz dziewczyny przemknął grymas.
- Znasz Rossa, nie chcę by w ten dzień był zły.
- Często jest zły na ciebie? - Courtney patrzyła w lustro. Laura widziała, że tak jak w przypadku Kate ma do czynienia z totalnym wrakiem emocjonalnym człowieka.
- Coraz częściej - szepnęła.
- Czemu to robisz?
- Co? - Courtney spojrzała na Laurę.
- Wychodzisz za niego. Nie jesteście jak typowe narzeczeństwo.
- Tak widać, że on mnie nie kocha? - zapytała ze łzami.
- Tak - odpowiedziała cicho Lau.
- Myślałam...
- Czyli wiesz...
- Że on chce ciebie? Tak. - Laura spojrzała zdziwiona na Courtney.
- Początkowo nic nie rozumiałam, on dał mi wszystko. Znów żyłam. Wiedziałam od początku, że nie będę nikim ważnym w jego życiu. Nie rozumiałam waszej relacji. Ta przyjaźń...później do mnie dotarło. Jak on tyle o tobie mówił...jak musiałam być tobą.
- Jak to musiałaś być mną? - Courtney spojrzała w lustro i uśmiechnęła się krzywo.
- Gdy dowiedziałam się, że wreszcie zniknęłaś z naszego życia, nie powiem, ucieszyłam się. On tak bardzo cię pragnie...Nie bierz tego do siebie Lauro, lubię cię. Jednak go kocham. To, że muszę z tobą konkurować jest męczące. Nigdy nie będę tobą, a on by  tego chciał. Gdy cię zobaczyłam w gabinecie, nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać.
- Jeśli chcesz mogę się wycofać.
- Nie. Wtedy by było tylko gorzej.
- Nie musisz tego robić.
- Muszę. Dla niego. Wiem Lauro, że to nie będzie szczęśliwe małżeństwo, ale tylko tak mogę wam pomóc. Co ja mówię? Sobie pomóc. Ty nic o mnie nie wiesz. On to wszystko co mam.
- Courtney jesteś piękną, niezależną kobietą...
- Niezależną? - Dziewczyna roześmiała się przez łzy. - Odkąd on się zjawił nie jestem niezależna. Ross jest w każdej sferze mojego życia. Nie ma mnie i jego, jest to co on stworzył.
- Courtney tak... - Laura miała łzy w oczach.
- Mam tylko jedną prośbę.
- Tak?
- Nie zabieraj mi go. Nie jest ciebie wart. Ty zasługujesz na kogoś kto umie kochać.
- Dobrze Courtney, nie mogę ci nic obiecać bo to Ross ale nie zrobię nic by on cię zostawił. Wiesz jednak...
- Wiem, jak on tak postanowi to my we dwie nie mamy nic do powiedzenia.
- Myślisz, że to dlatego tak łatwo nam przychodzi go kochać, bo on jest tak pokręcony?
- Tak - szepnęła. - Kochasz go?
- Owszem, przepraszam. Starałam się z tym walczyć, ale...
- Nie możesz. Rozumiem Lauro.
- Więc...
- Przykro mi naprawdę mi przykro, że on cię na to skazuje - powiedziała Courtney i przytuliła Laurę.
  Szła ulicą. Było późno więc i pusto. Wśród tej przerażającej ciszy było słychać tylko stukot jej obcasów. Gdyby ten fiut nie wyrzucił by jej na tym zadupiu to już dawno byłaby na bulwarze. Opatuliła się lepiej marynarką, ta noc była zimna. Jeszcze kilka miesięcy temu wiodła całkiem jak się jej teraz wydaje normalne życie. Ona, rodzeństwo, mama i tata. Było biednie, ale normalnie. Tyle by dała by to wróciło. By znów była sobą. Czasami, lecz rzadko wracała do tamtych chwil. Myślała co by było gdyby. Wspominała tamte czasy, gdy była małą i bezbronną dziewczynką.Tamto jednak nie wróci. Wszystko zmienił Ross. Jej wybawca a zarazem kat. Naprawdę myślała, że on ją kocha. Najpierw wybawił ją z kłopotów, a potem się opiekował. Gdy kilka miesięcy temu kłóciła się z jego siostrą, była pewna swego. Nie myślała, że on ją ma za śmiecia, że tak łatwo może ją wymienić. Wie, że naraziła mu się i dziękowała za każdy jeden dzień. Dosłownie jakby każda kolejna doba miała być jej ostatnią. Zrobił z niej dziwkę, tylko na to jej pozwolił. Wie, że dziś nie powinna spotykać się z Laurą. To może być jej gwóźdź do trumny. Bała się. Jeszcze kilka przecznic i będzie w domu. Tam jej nie dopadnie. Mijała kolejne metry. Usłyszała kroki za sobą. Poczuła przypływ adrenaliny. Serce zaczęło bić szybciej. Nie odwracała się, bała się tego co może zobaczyć. Przyspieszyła. Osoba idąca za nią również. Musiała mieć na sobie ciężkie buty, gdyż doskonale słyszała tego kogoś idącego za nią. Próbowała jeszcze trochę przyspieszyć tak by nie wyglądało, że ucieka. Tamta osoba też przyspieszyła. Już miała pewność, ktokolwiek to jest nie jest dla niej dobrą oznaką. Zaczęła biec, najszybciej jak mogła. Tamta osoba również zaczęła biec. Obcasy ją spowalniały, tak bardzo chciała uciec albo przynajmniej zobaczyć kogoś. Niestety w tej dzielnicy było totalnie pusto. Poczuła obcą dłoń na ramieniu, ktoś ją szarpnął. O mało się nie przewróciła do tyłu. Odwróciła się i ujrzała mężczyznę w czarnych spodniach, ciężkich traperach ze sprzączkami, czarnej koszulce i czarnej skórzanej kurtce. Najbardziej jednak zmroziły ją te czarne, skórzane rękawiczki na dłoniach.
- Hej - wydukała.
- Czemu przede mną uciekasz? - zapytał spokojnie.
- Wystraszyłeś mnie, jest późno, ja jestem tu sama.
- Jesteś dziwką, chyba nie boisz się gwałtu?
- Jestem kobietą, to normalne, że tak reaguje - odpowiedziała.
- Właśnie to bardzo niebezpieczne włóczyć się samej o tej porze.
- Wiem, a co...ty...tu robisz? - wydukała.
- Szukam ciebie - odparł.
- Mnie?
- Tak.
- Czemu? Nie widzieliśmy się już tak długo. Po co ci jestem potrzebna? - zaśmiała się nerwowo.
- Och Katy, Katy. Jak myślisz?
- Wiesz - powiedziała z przerażeniem.
- Najpierw Courtney, teraz Laura. Jak mam ci przetłumaczyć do rozumu? - zapytał.
- Ale...jak? Jak się dowiedziałeś?
- Myślisz, że jestem idiotą? Jesteś tak przewidywalna Kate.
- To był czysty przypadek.
- Tak jak z Courtney?
- Naprawdę, po prostu ją przypadkiem spotkałam i trochę pogadałyśmy.
- Trochę pogadałyście? O czym?
- O starych czasach, taka tam gadka o niczym.
- Nie lubię kłamców. - Wyciągnął coś z tyłu, zza kurtki. Kate zamarła.
- Boże, naprawdę nic takiego jej nie powiedziałam.
- Najpierw kręcisz się wokół mnie i moich współpracowników, zbierasz o mnie informacje. Dopytujesz. Potem zbliżasz się do Courtney a teraz to.
- O Courtney już ze mną rozmawiałeś.
- Tak, gdyby nie to, że mi wszystko powiedziała żyłabyś dalej w dobrych warunkach a tak to cię musiałem ukarać. Wiesz, że tego nie lubię.
- Wiem.
- Nie nauczyło cię to niczego?
- Nauczyło.
- Naprawdę masz mnie za idiotę. - Roześmiał się. - Myślisz, że po tej akcji z Courtney ja zostawiłem cię samej sobie?
- Jak się dowiedziałeś? - zapytała cicho.
- Po pierwsze korzystasz z laptopa, który ci podarowałem. Mam podgląd na to co wyszukujesz. Szukałaś informacji o mnie, o Courtney, tak do niej dotarłaś. Potem jeszcze szukałaś informacji o Laurze. Na przykład jej adresu.
- Może.
- Twój telefon kilka razy się tam logował. Masz włączony GPS. Obserwowałaś ją. Dziś to nie był przypadek. Specjalnie tam pojechałaś.
- Może chciałam spotkać dawną znajomą?
- Myślisz, że w to uwierzę? Od kilku tygodni śledził cię mój człowiek. - Kate odwróciła się i zobaczyła dobrze zbudowanego mężczyznę, koło 40 -stki.
- Słyszał was. Nie byłaś zbyt cicho.
- Przepraszam, ja... - przyglądała się jego dłoniom i temu co w nich było.
- Co ja mam teraz z tobą zrobić?
- Proszę - odpowiedziała z łzami w oczach.
- Raz cię ostrzegłem, wiesz że ja się nie powtarzam.
- Proszę, nie rób tego. Ja...już nigdy niczego nie powiem. Będę się trzymać z dala.
- Miałaś się trzymać z dala już dawno temu.
- Przysięgam, nigdy się do niej nie zbliżę - powiedziała z płaczem.
- Masz rację już nigdy się do niej nie zbliżysz. - Podniósł dłoń a potem padł strzał.
***
Hej :) Oto wasz wyczekiwany rozdział osiemnasty. Cóż mam tu wam powiedzieć. Mówiłam będzie krew i łzy. Zastanawiałam się czy już mam aż tyle kart wykładać na stół. Pewnie zabijecie mnie za końcówkę, ale musiałam. To mi pasuje po prostu do mojej koncepcji. Już niedługo dowiecie się całej prawdy o Rossie. Jego spowiedź już blisko. Pewnie wielu z was zastanawia się jak to dalej pociągnę ;) Powiem tylko tyle więzienia nie przewiduje. W następnym rozdziale będzie dziać się jeszcze więcej. Nie chcę by to było opowiadanie jakich wiele. Przesłodzone, pełne pięknej miłości i romantyzmu. Taki jest Kopciuszek. Chrzanić to! Ten blog nie opowiada o pięknej miłości, to zupełnie inna bajka. Teraz jednak wrócę na Kopciuszka bo tam zostało zaledwie kilka rozdziałów do końca i pora je napisać. Więc do zobaczenie na Kopciuszku!





Music

Template by Elmo